Rozdział 115

ROZDZIAŁ 115
NASTĘPNEGO DNIA
*per. Julii*
Do szkoły wchodzę kilka minut przed dzwonkiem i od razu idę po salę, rozglądając się za Lilly... lub Jakiem. Wczoraj cały wieczór myślałam, jak przekonać chłopaków do zrobienia projektu. Co prawda wpadłam na pewien pomysł, ale nie jestem do końca pewna, czy to najlepsze rozwiązanie. Szczerze mówiąc, wolałabym skonsultować to jeszcze z Lilly, więc mam nadzieję, że będzie dzisiaj w szkole.
- Psst... Julka. To ja, Lilly. - słyszę nagle szept dziewczyny, przechodząc obok toalet. Patrzę w tamtą stronę i rzeczywiście dostrzegam moją rówieśniczkę, chowającą się w łazience.
- Co Ty robisz? - wchodzę do damskiej toalety, patrząc rozbawionym wzrokiem na blondynkę.
- To nie jest śmieszne. Zobaczyłam Jake'a, więc postanowiłam się gdzieś schować, a toaleta była najbliżej. - tłumaczy niebieskooka, a mi, pomimo powagi sytuacji, uśmiech nadal nie może zejść z twarzy. - No nie śmiej się! Wymyśliłaś coś, czy nie?
- Tak, ale na pewno chcesz rozmawiać o tym tutaj? - pytam niepewnie, rozglądając się po niewielkiej łazience, w której znajduje się lustro, trzy kabiny i trzy niewielkie umywalki.
- To chyba najbezpieczniejsze miejsce, jeśli nie chcemy, żeby Jake nas usłyszał. On swoją bandę ma wszędzie. W każdym korytarzu jest przynajmniej jedna osoba z jego paczki, która wszystko mu donosi. - oznajmia Lilly, zadziwiając mnie. Nie sądziłam, że Jake jest tak dobrze zorganizowany. To może trochę utrudnić plan.
- Dobra, słuchaj. Długo o tym myślałam i doszłam do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie, jeśli... dołączę do jego bandy. - twierdzę zgodnie z prawdą, a dziewczyna automatycznie blednie.
- Chcesz do nich dołączyć? - pyta cicho, nie dowierzając moim słowom. - Chcesz być taka, jak oni?
- Oczywiście, że nie chcę. Chodzi tylko o to, żeby jakoś przekonać ich do zrobienia tego projektu, tak? Posłuchaj, jeśli uda mi się przez jakiś czas z nimi trzymać i udawać, że nie trzymam się z Tobą, to pomyślą, że mam Cię gdzieś, tak? Wtedy będę mogła zaproponować, żebyśmy zrobili ten projekt i "upokorzyli" Cię przed całą klasą. No wiesz, przekonam ich, że będą mogli powiedzieć, że nic przy tym projekcie nie zrobiłaś, przez co dostaniesz jedynkę i rozpłaczesz się, bo jesteś wrażliwa, a tak naprawdę po lekcjach będę robić projekt z Tobą i wyjdzie na to, że chłopcy zrobili swoje części z własnej woli. - wyjaśniam dziewczynie swój plan, mając nadzieję, że się zgodzi.
- No w sumie dobry plan, ale trochę boję się, że staniesz się taka, jak oni. No wiesz, z kim przystajesz, takim się stajesz, i takie tam. - mówi Lilly, patrząc na mnie ze smutkiem.
- Nie stanę się taka, spokojnie. A na wypadek, gdyby jednak coś mi odbiło, daję Ci przyzwolenie na uderzenie mnie i doprowadzenie do porządku, okay? Będziesz mogła nawet zawiadomić moją siostrę, zgoda? - wyciągam do niej rękę, chcąc zawrzeć umowę.
- Zgoda. Jesteś niemożliwa. - blondynka ściska moją rękę, przewracając oczami z lekkim uśmiechem.
Chwilę później wychodzimy z toalety i już razem kierujemy się w stronę sali językowej, gdzie mamy mieć pierwszą lekcję. Po drodze mijamy Jake'a i jego kumpla. Parker, kiedy tylko nas widzi, jest gotowy do ataku, ale nie wiedzieć czemu, jego kumpel go powstrzymuje i coś do niego szepcze, wskazując na mnie. Kątem oka widzę, jak szatyn potakuje i odpuszcza, idąc na tyły szkoły. Okay, nie wiem, co tu się właśnie stało, ale jest to co najmniej dziwne.
Przez całą lekcję angielskiego zastanawiam się, jak dostać się do bandy Jake'a. Chłopaka nie ma na lekcji, więc siadam z Lilly, ale wiem, że niedługo będzie musiało się to zmienić, jeśli moje kłamstwo ma być wiarygodne. Coś czuję, że będzie ciężko. Najbardziej boję się, że po dostaniu się do paczki Parkera będę musiała prześladować innych uczniów, a nie chcę tego robić. Nie chcę ich bić, okradać, czy wyzywać. Nie chcę doprowadzać ich do płaczu. Jake działa głównie w podstawówce, a przecież tam są jeszcze dzieci. Dzieci, którym takie prześladowanie może pozostawić na psychice trwały ślad. Nie chcę udawać, że jestem taka, jak ten dupek. Nie chcę, ale muszę.
Podskakuję na krześle, słysząc dzwonek na przerwę. Rety, tak bardzo się zamyśliłam, że nawet nie zauważyłam, kiedy minęła lekcja. Patrzę na otwarty zeszyt leżący przede mną i dostrzegam w nim tylko niedbale zapisany temat lekcji. No pięknie. Wygląda na to, że będę musiała przepisać tę nieszczęsną notatkę od Lilly.
Wstaję i szybkim krokiem wychodzę z sali, zostawiając w niej wszystkie rzeczy na godzinę wychowawczą, którą mam mieć za chwilę. Zmierzam pewnym krokiem w stronę tylnego wyjścia ze szkoły, wiedząc, że jeśli nie zrobię tego teraz, to nie zrobię tego nigdy. Z każdą chwilą jednak mój chód jest coraz bardziej niepewny, a ja coraz bardziej boję się spotkania z Jakiem. Niestety nim się orientuję, stoję już przed drzwiami ewakuacyjnymi, ściskając w dłoni klamkę. Nie ma już odwrotu.
Naciskam klamkę i popycham lekko drzwi, które z łatwością się otwierają, a do szkoły wlatuje lekki, ciepły wiaterek. Wychodzę za szkołę, chowając ręce do kieszeni bluzy, a następnie zaczynam rozglądać się za bandą Jake'a. Dostrzegam ich po chwili, dosłownie kilkanaście kroków przede mną. Zawzięcie o czymś dyskutują, paląc papierosy. Zbieram się na odwagę, po czym podchodzę do nich i odkaszluję, chcąc zwrócić ich uwagę. Mój sposób działa, już po chwili kilka par oczu wpatruje się we mnie ze zdziwieniem, zerkając na swojego przywódcę.
- A Ty tu czego? - pyta Parker, wydmuchując z płuc dym.
- Chcę do Was dołączyć. - mówię pewnym głosem, patrząc wprost na szatyna.
- Chcesz co? Dołączyć do nas? - chłopak patrzy na mnie rozbawiony. - Dziewczynko, nie przyjmujemy kujonek, ani grzecznych panienek, zapomnij.
- Kto powiedział, że jestem grzeczna? Już nie pamiętasz, jak Cię wczoraj obiłam? Pamięć zawodzi, czy po prostu to wyparłeś, bo wstyd Ci, że pokonała Cię dwa razy mniejsza od Ciebie laska? - podchodzę do niego z kpiącym uśmieszkiem. Chłopak patrzy na mnie z zamyśleniem, jakby zastanawiał się, czy mówię prawdę, czy ściemniam.
- Okay, ale musisz udowodnić, że naprawdę chcesz do nas dołączyć i nie jesteś taka grzeczna, jaka się wydajesz. Masz, zapal. - chłopak podaje mi papierosa i zapalniczkę, wziętą od jednego ze swoich kumpli. O kurczę, tego się nie spodziewałam. No i co ja mam teraz zrobić? Ja w życiu nie paliłam! Od samego smrodu dymu robi mi się niedobrze. Nawet nie chcę wiedzieć, co stanie się, kiedy wezmę to świństwo do ust. Wiem jednak, że nie mam wyjścia. Wszyscy patrzą na mnie wyczekująco, więc muszę grać. Nie mogę pozwolić, żeby Jake poznał mój plan.
Biorę od przywódcy bandy papierosa i zapalniczkę, po czym wkładam do ust to świństwo i podpalam je, a następnie po raz pierwszy w życiu wciągam dym do płuc. Od razu jednak czuję, że coś jest nie tak. W gardle zaczyna mnie okropnie drapać i chce mi się wymiotować. Szybko wyciągam papierosa z ust, a z moich płuc wydobywa się lawina kaszlu, którą udaje mi się opanować dopiero po kilku minutach.
- No nieźle mała, nie sądziłem, że serio to zrobisz. - mówi Jake, a w jego głosie słyszę coś na kształt podziwu.
- To jak? Jestem już w Waszej paczce? - pytam niepewnie, zrzucając papierosa na ziemię i depczę go.
- Niech Ci będzie, ale nie próbuj wywijać żadnych numerów. Wiem o wszystkim, co dzieje się w tej szkole, więc dobrze Ci radzę, nic nie kombinuj, bo źle się to dla Ciebie skończy. - grozi chłopak, po czym bierze swoją bandę i wchodzi mnie do szkoły, zostawiając mnie za szkołą z mdłościami i wewnętrzną satysfakcją, pomieszaną z obrzydzeniem.
______________________________________________________________
Hej!
Jak widzicie akcja się rozkręca, a rozdziały są coraz dłuższe. Mam nadzieję, że taka długość Wam odpowiada.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, od razu, jak przeczytałam o wuefiście, skojarzyło mi się to z nauczycielem z TVNowskiej "Szkoły". Ostatnio oglądam zdecydowanie zbyt dużo paradokumentów.
No cóż, Jake nie cofnie się przed niczym, żeby postawić na swoim.
Tak, wiem, jak to zabrzmiało. Po prostu nie wiedziałam, jak to inaczej sformułować.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego!

Rozdział 114

ROZDZIAŁ 114
*per. Julii*
Wychodzę wraz z Lilly z sali matematycznej, w której przed chwilą miałyśmy lekcję. Widzę, że dziewczyna ciągle o czymś myli, ale nie pytam, o co. Nie chcę się narzucać. Jeśli będzie chciała, to sama powie mi, co zaprząta jej głowę.
- Tu jesteś! - słyszę nagle za plecami wściekły ton Jake'a. Odwracam się na pięcie w jego stronę i podnoszę lekko głowę, chcąc popatrzeć mu prosto w twarz.
- Czego jeszcze chcesz? - pytam odważnie, nie chcąc pokazać mu, że się boję, pomimo że w środku cała trzęsę się ze strachu.
- Doniosłaś na mnie, a w tej szkole nie lubimy donosicieli. - syczy przez zaciśnięte zęby chłopak, podchodząc do mnie coraz bliżej.
- Gdybyś nie dał mi powodu, to bym na Ciebie nie doniosła. - mówię, coraz bardziej się cofając.
- Na mnie się nie donosi, rozumiesz?! - wrzeszczy rozwścieczony napastnik, po czym zrzuca mi plecak z ramienia, z całej siły mnie popychając, przez co z hukiem ląduję na zimnej podłodze. Mój oddech gwałtownie przyspiesza i wiem, że nie dam rady się podnieść. Nie teraz, kiedy chłopak jest zdecydowanie zbyt blisko mnie.
Patrzę na Jake'a z przerażeniem, opierając się na łokciach i próbuję jak najszybciej wymyślić plan ucieczki, zanim zostanę pobita. Niewiele myśląc podnoszę nogę i kopię chłopaka z całej siły w brzuch, dzięki czemu on zgina się z bólu, a ja zyskuję kilka cennych sekund na podniesienie się z ziemi.
Parker patrzy na mnie z jeszcze większą wściekłością, po czym prostuje się, aby chwilę później rzucić się na mnie z pięściami. W ostatniej sekundzie udaje mi się uchylić przed pierwszym ciosem i złapać nadgarstek Jake'a, unieruchamiając go, a tym samym zatrzymując uderzenie. Zauważając chwilę swojej przewagi wykręcam chłopakowi rękę za plecy, po czym z całej siły popycham prześladowcę na najbliższą ścianę, dodatkowo podcinając go, dzięki czemu ląduje z hukiem na podłodze. Szybko biorę mój plecak i biegiem kieruję się w stronę wyjścia z budynku, w biegu łapiąc za nadgarstek Lilly. Nie chcę, żeby Jake się na niej zemścił, więc ciągnę przerażoną dziewczynę za sobą. Wszystko to trwa zaledwie ułamki sekund, ale ja mam wrażenie, jakby minęła wieczność.
Ze szkoły wypadamy kilka minut później. Kiedy wybiegałyśmy z korytarza, Jake dopiero się podnosił, więc mamy chwilę na odpoczynek. Opieram ręce o kolana, starając się wyrównać oddech. Walka z dwa razy większym ode mnie chłopakiem i nieprzerwany sprint przez kilka dość długich korytarzy z ciężkim plecakiem na ramieniu potrafią zmęczyć.
- Jak to zrobiłaś? - słyszę nagle cichy głos Lilly, stojącej kilka kroków za mną.
- Moja siostra chodziła kiedyś na karate i nauczyła mnie paru trików. - mówię, odwracając się do dziewczyny przodem.
- Okay, a słuchaj, co teraz zrobimy? Bo wiesz, Jake chodzi z nami do klasy i będzie chciał się na Tobie zemścić. - twierdzi blondynka, spoglądając co chwila, czy Jake przypadkiem nie biegnie w stronę drzwi.
- A Twoi rodzice napisaliby Ci usprawiedliwienie, gdybyśmy urwały się z reszty lekcji? - pytam, wybierając numer do Patrycji.
- No nie wiem, może jakbym im powiedziała, że źle się czułam, czy coś. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, więc nie jestem w stu procentach pewna.
- Dobra, to powiemy, że panuje jakiś wirus. Ty powiesz swoim rodzicom, że le się poczułaś, a ja powiem swoim i będzie po sprawie.
- Nie będzie po sprawie! Co z tego, że dzisiaj urwiemy się z lekcji? Jake nie odpuści. Poza tym przypominam Ci, że musimy jeszcze zrobić z nim projekt, więc nie damy rady go unikać.
- Kurczę, zupełnie zapomniałam o tym projekcie. - chowam twarz w dłoniach, starając się wymyślić coś sensownego. - Dobra, potem coś wymyślę. Na razie zadzwonię po Patrycję. Jedziesz do mnie, czy podwieźć Cię do domu?
- Nie trzeba, przejdę się. - uśmiecha się lekko dziewczyna, zarzucając plecak na oba ramiona, a ja dzwonię do mojej siostry. Na szczęście okazuje się, że Kendall jest w sklepie niedaleko, więc zaraz po mnie przyjedzie. Kurczę, muszę wreszcie namówić Patrycję na zrobienie sobie prawka.
Lilly stoi razem ze mną przed do szkołą, dopóki Kendall nie parkuje pod szkołą. Ruszamy w stronę jego auta, a dziewczyna macha mi i już chce iść w swoją stronę, kiedy nagle słyszymy, jak ktoś wybiega ze szkoły. Jake. Niemal siłą wpycham Lilly do samochodu, po czym sama czym prędzej do niego wsiadam, zatrzaskując drzwi.
- Jedź! - rzucam do Kenda, obserwując jak z każdą sekundą Parker jest coraz bliżej pojazdu.
- Spokojnie, zapnijcie pasy. - chłopak mojej siostry zdaje się nie mieć pojęcia, co się dzieje. No tak, nie mówiłam mu o Jake'u. Nie ma prawa wiedzieć.
- Błagam Cię, ruszaj już! - krzyczę, blokując drzwi od środka. Wiem, że Jake nie cofnie się przed niczym, więc wolę zrobić wszystko, co mogę, żeby nas nie dopadł.
- Dlaczego blokujesz drzwi? - pyta zdziwiony blondyn, patrząc na mnie w lusterku.
- Nie ma czasu na pytania, jedź już! - zapinam szybko pasy i wtedy prześladowca dopada do auta. Na całe szczęście dokładnie w tym samym momencie Kendall decyduje się ruszyć, dzięki czemu zostawiamy chłopaka daleko w tyle.
Dopiero wtedy patrzę na Lilly. Jest naprawdę przerażona. Pocieram lekko jej ramię, patrząc na nią uspokajającym wzrokiem. Dziewczyna usadawia się lekko na siedzeniu i opiera głowę o zagłówek, zamykając na chwilę oczy. Wiem, że Kendall widzi to w lusterku i jestem mu wdzięczna, że o nic nie pyta. Jedzie w ciszy, dając nam uspokoić nerwy. Przybliżam się lekko do Lily w celu zapytania jej o adres, po czym przekazuję informacje naszemu kierowcy. W końcu musi wiedzieć, gdzie odwieźć blondynkę, prawda?
Przez całą trasę moja rówieśniczka nie otwiera oczu, ale jej oddech z każdą chwilą jest spokojniejszy. Przez chwilę wydaje mi się nawet, że zasnęła, ale kiedy Kendall zatrzymuje auto na jej ulicy, dziewczyna otwiera oczy. Cicho dziękuje za podwózkę, po czym wysiada z auta i wchodzi do dużego bloku, omijając dzieciaki bawiące się przed budynkiem.
- To co? Wyjaśnisz mi to? - pyta blondyn, ruszając w stronę hotelu.
- Nie teraz, dobra? Chcę już do domu. W weekend do Was wpadnę i wszystko Ci opowiem. - obiecuję, a chłopak już więcej się nie odzywa. I dobrze. Przynajmniej mam chwilę spokoju.
Pół godziny później wchodzę szybkim krokiem do hotelu i wbiegam po schodach na odpowiednie piętro, nie mając ochoty czekać na windę. Wchodzę do apartamentu, a następnie od razu zamykam się w moim pokoju, gdzie odkładam plecak i rzucam się na łóżko, starając się wymyślić jakiś sposób na unikanie Jake'a.

______________________________________________________________
Hej!
Wiem, że ten rozdział powinien pojawić się wczoraj, ale niestety dopadło mnie ostre zapalenie ucha oraz gorączka i prawie cały dzień przeleżałam w łóżku, nie mając na nic siły, dlatego publikuję rozdział teraz, żeby nie robić znowu dłuższych przerw.

A, no i dzisiaj nie będzie odpowiedzi na komentarze sprzed tygodnia. Wybaczcie, ale piszę tę notkę kilka minut przed dwudziestą i już po prostu nie zdążę, zwłaszcza że mój Internet pozostawia ostatnio wiele do życzenia.
W przyszłym tygodniu będzie już normalnie, obiecuję.
Do następnego!

Rozdział 113

ROZDZIAŁ 113
*per. Julii*
Siedzę po turecku pod salą lekcyjną, czytając wymagania do projektu z chemii i zastanawiam się, jak zmusić chłopaków do zrobienia przynajmniej części pracy. Wiem, że są uparci i agresywni, więc nie sądzę, że pójdzie mi to łatwo, zwłaszcza że Lilly się ich boi i będzie powstrzymywać mnie przed powiedzeniem im czegokolwiek złego. Muszę szybko znaleźć na nich jakiś sposób, bo nie mam zamiaru odwalać roboty za nich. Nie na tym polega ten projekt.
Wstaję z podłogi, po czym zaczynam przemierzać korytarze w poszukiwaniu Jake'a lub jego kolegi, chcąc dać im wcześniej zrobione kopie wymagań, żeby mogli się z nimi zapoznać. Chłopaków nie ma nigdzie na terenie gimnazjum, więc wkraczam niepewnym krokiem do podstawówki, trochę bojąc się, że znów zobaczę tam Jake'a gnębiącego jakiegoś dzieciaka. Niestety moje obawy okazują się słuszne. Po wejściu na jeden z korytarzy dostrzegam chłopaka, dosłownie wydzierającego się na przerażoną piątoklasistkę, która trzęsącą się ze strachu dłonią podaje prześladowcy swój telefon. Kręcę z dezaprobatą głową, a następnie podchodzę do Jake'a i wyrywam mu komórkę, z uśmiechem oddając ją dziewczynce.
- Znowu Ty?! Zamierzasz teraz za mną łazić i bronić innych, niczym kobieca wersja Robin Hooda, czy o co Ci chodzi?! Czego Ty znowu chcesz?! - krzyczy wściekły chłopak, a jego głos odbija się echem, rozprzestrzeniając się na cały korytarz.
- Uspokój się, nie mam zamiaru za Tobą łazić. Mam lepsze rzeczy do roboty, wierz mi. Chciałam Ci tylko dać wymagania do projektu z chemii. Wybierz sobie, którą część chcesz robić i daj mi znać. - mówię, podając Jakowi kartkę. Chłopak bierze ją, po czym patrzy na mnie z niedowierzaniem pomieszanym ze wściekłością, a następnie drze kartkę na drobne kawałeczki i rozrzuca je po korytarzu.
- Ty chyba jeszcze nie wiesz, z kim rozmawiasz dziewczynko. Nie będę robił żadnego projektu, zrozumiano?! - wrzeszczy, łapiąc mnie za nadgarstki i przyciska mnie do ściany.
- Puszczaj mnie Ty świrze! - zaczynam się szarpać, mocno przerażona.
- No, nareszcie zaczynasz się bać! Nie jesteś już taka odważna, co?! - chłopak przybliża swoją twarz do mojej, a w jego oczach dostrzegam szaleństwo.
- Jesteś jakiś nienormalny! - krzyczę, szukając jednocześnie drogi ucieczki, jednak nie mam szans wyrwać się o wiele silniejszemu napastnikowi.
Nagle z sąsiedniego korytarza dochodzi nas dźwięk obcasów stukających o posadzkę. Jake przyciąga mnie do siebie, odgrażając się, że jeszcze ze mną nie skończył, po czym popycha mnie na ścianę i odbiega. Przed moimi oczami pojawiają się mroczki, spowodowane uderzeniem głowy o ścianę. Kucam z bólem na podłodze, próbując opanować zawroty głowy, jednocześnie powstrzymując cisnące mi się do oczu łzy.
- Julia? Dziecko, słyszysz mnie? Co Ci jest? - pyta mnie po chwili jakiś damski głos. Podnoszę dotychczas schyloną głowę i widzę kucającą przede mną wychowawczynię.
- Jake uderzył mną o ścianę. - szepczę, nauczona, żeby zgłaszać takie zachowania osobo dorosłym.
- Jake? Jake Parker? - upewnia się kobieta, na co kiwam lekko głową, chcąc potwierdzić jej przypuszczenia. - Dobrze, idziemy do Pana dyrektora i zadzwonimy po Twoich rodziców. Dasz radę wstać?
- Chyba tak. - podnoszę się z pozycji kucającej, a następnie podążam za nauczycielką do najważniejszego pomieszczenia w budynku. Przemierzając korytarze, przykładam rękę do tylnej części głowy, sprawdzając, czy nie leci mi krew. Na całe szczęście na moich palcach nie pojawia się nic czerwonego, więc trochę spokojniejsza wchodzę do gabinetu  starszawego mężczyzny rządzącego szkołą, po czym na jego prośbę zaczynam opowiadać, co się stało.
- Dobrze, podaj mi numer do jednego z Twoich rodziców. - prosi dyrektor po wysłuchaniu mojej wersji wydarzeń. Bez problemu podaję mu numer i zostaję oddelegowana do sekretariatu, gdzie mam czekać na mamę, która dociera do szkoły dopiero po kilkunastu dłużących się minutach, po których wracam do gabinetu dyrektora, wprowadzając tam moją rodzicielkę.
- Dzień dobry. - kobieta uśmiecha się sympatycznie i podaje dyrektorowi rękę.
- Dzień dobry, proszę usiąść. - mężczyzna ściska jej dłoń, wskazując na krzesło stojące przed biurkiem. - Proszę Pani, Julia sprowokowała swojego kolegę z klasy, po czym oskarżyła go o pobicie.
- Słucham? - moja mama patrzy na mnie, blednąc.
- Wcale tak nie było! - protestuję zszokowana, nie wierząc w to, co słyszę.
- Nie krzycz Julia. Przed chwilą mówiłaś coś zupełnie innego, więc proszę, abyś teraz się tego nie wypierała, tak? Bierz odpowiedzialność za swoje słowa i czyny. - dyrektor patrzy na mnie surowo, po czym przenosi wzrok z powrotem na moją rodzicielkę.
- Nie, nie wierzę. Pan mówi mi o braniu odpowiedzialności za swoje czyny, podczas gdy Jake zostaje niewinny? Naprawdę? Szkoda tylko, że to właśnie Jake chodzi po całej szkole, prześladując dzieciaki z podstawówki i jakoś nikt z tym nic nie robi. - mówię, mając nadzieję, że to jakiś ponury żart.
- Jako że jesteś tu nowa i to Twój pierwszy wybryk nie dam Ci żadnej kary, ale na następny raz uważaj kogo i o co oskarżasz. - poucza mnie mężczyzna.
- Wszyscy tu jesteście nienormalni. - twierdzę, po czym wychodzę z gabinetu najszybciej, jak mogę, mając gdzieś, czy dostanę jakąś karę, czy nie.
Szybkim krokiem zmierzam pod salę, pod którą zostawiłam mój plecak, chcąc opuścić już budynek. To dopiero drugi dzień, a ja już mam dość tej chorej szkoły. Zastanawia mnie tylko, dlaczego wszyscy bronią Jake'a i nie dają powiedzieć o nim złego słowa, nawet jeśli mówi się prawdę. Ma jakieś wtyki u dyrekcji, czy jak?
- Julka! Julka, stój! - słyszę nagle znajomy głos, więc zatrzymuję się i patrzę w kierunku źródła dźwięku. W moim kierunku biegnie Lilly, trzymająca w ręku mój plecak. Uśmiecham się lekko, kiedy dziewczyna zatrzymuje się krok przede mną, po czym odbieram od niej mój plecak.
- Dzięki. Ej, czemu nie było Cię na pierwszej lekcji? - pytam zaciekawiona, zarzucając tornister na ramię.
- Miałam wizytę u dentysty, wiesz taką kontrolną. A Ty czemu opuściłaś drugą lekcję? - blondynka patrzy na mnie lekko zmartwiona.
- Miałam mały spór z Jakiem. A właśnie, robimy z nim projekt, trzymaj wymagania. - podaję dziewczynie kartkę z wymaganiami.
- Czekaj, czekaj. Spór z Jakiem? Robimy z nim projekt? Nie było mnie tylko jedną lekcję, ile mogło mnie ominąć?! - Lilly patrzy na mnie zszokowana, więc zaczynam wszystko jej opowiadać. - Wow, widać, że masz dar do przyciągania problemów.
- Ano, mam, więc się przyzwyczajaj, bo siedzimy w tym razem. Przynajmniej do zakończenia projektu. - oznajmiam i ruszam w kierunku następnej sali lekcyjnej, postanawiając zostać na przynajmniej jeszcze jednej lekcji. Lilly dotrzymuje mi kroku, ciężko o czymś myśląc. Nie zdąża jednak zdradzić mi swoich przemyśleń, gdyż pod salę dochodzimy równo z dzwonkiem i od razu idziemy na lekcję.

______________________________________________________________
Hej!
Wiem, rozdział miał się pojawić o 20, ale niestety nie będzie mnie o tej godzinie w domu i nie będę miała jak go opublikować, więc pojawia się już teraz.
Jak również widzicie, w końcu zaczyna się coś dziać. Gwarantuję Wam, że w kolejnych rozdziałach będzie działo się o wiele więcej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, szanuję za Inkę. Najlepsza kawa bezkofeinowa na świecie, przynajmniej dla mnie.
Zdecydowanie podświadomość Julki robi jej nieprzyjemne psikusy, a zniknięcie zdjęcia może jej nie pomoże, ale na pewno da nadzieję, że może Henry i Emma nie są razem.
Oj, nie będzie kolorowo.
Viv, wróciłaś! A już się bałam, że Twoje komentarze będą tylko chwilowe.
Takie znikające zdjęcia są naprawdę bardzo zagadkowe. Ja sama też czasami zastanawiam się, czy jakaś para nadal jest razem, kiedy z ich profilów znikają wspólne zdjęcia.
Julka na pewno nie da się przekonać na odwalenie całej roboty za chłopaków, ale nie wiem, czy uda jej się zmusić ich do pracy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.

Rozdział 112

ROZDZIAŁ 112
NASTĘPNEGO DNIA
*per. Julii*
Otwieram niechętnie oczy, słysząc dźwięk budzika. Wokół mnie walają się zgniecione kartki papieru, a obok mojej głowy leży ołówek. Przeciągam się lekko i siadam na łóżku, na które przeniosłam się jakoś w nocy, po czym omiatam wzrokiem bałagan, który wczoraj stworzyłam. Próby rysowania nie wyszły mi za dobrze. Każdy "rysunek" był słaby i nijaki. W sumie nawet nie do końca pamiętam, co usiłowałam narysować.
Biorę do ręki pierwszą lepszą kulkę papieru, a następnie rozwijam ją. Kiedy dostrzegam, co się na niej znajduje odrzucam ją jak najdalej od siebie, mając wrażenie, że parzy mnie w dłoń. Nie mogę uwierzyć, że próbowałam narysować Henry'ego. Co mi odbiło?!
Szybko wstaję z łóżka i wyrzucam wszystkie kartki do niewielkiego kosza na śmieci stojącego pod moim biurkiem. Muszę jak najszybciej się tego pozbyć i zapomnieć o blondynie.
Wzdycham cicho i, po uprzątnięciu pokoju, wyciągam z szafy ubrania. Chwilę potem zajmuję łazienkę, gdzie ogarniam się i ubieram. Dzisiaj nie wybierałam ubrań na chybił trafił, tylko postarałam się trochę bardziej, dzięki czemu teraz mam na sobie jasnoczerwoną bluzkę z szarymi rękawami na 3/4 i czarne spodnie z dziurami na kolanach.
Po ubraniu się idę do kuchni, gdzie o dziwo nikogo jeszcze nie ma. Widocznie mama zaspała, świetnie. Podchodzę do lodówki, z której wyciągam mleko, a z szafek wyjmuję czekoladowe płatki śniadaniowe i miskę. Łączę szybko wszystko w jedną całość i siadam na blacie jednej z szaf, zaczynając konsumować posiłek wcześniej wyciągniętą z szuflady łyżką.
Przez ten cały czas myślę o Henrym. Nie mogę uwierzyć, że to właśnie jego próbowałam narysować i czuję, że moje uczucie do niego zaczyna wracać. A może nie zdążyło minąć? Sama już nie wiem. Wczoraj byłam tak zaaferowana nową szkołą i sprawą z Jakiem, że nawet nie zdążyłam pomyśleć o blondynie. Teraz jednak zaczynam zastanawiać się, co u niego. Czy nadal jest z tą dziewczyną? Już o mnie zapomniał?
Niepewnie wyciągam z kieszeni spodni telefon i po raz pierwszy od wyjazdu do Nowego Yorku loguję się na Facebook'a, gdzie już po kilku sekundach wita mnie uśmiechnięta twarz jednej z moich koleżanek z poprzedniej szkoły. Dziewczyna pozuje z szerokim uśmiechem na tle zachodzącego Słońca i widać, że dobrze się przy tym bawi. Mimowolnie lajkuję zdjęcie, po czym zaczynam przewijać posty, szukając czegoś od Henry'ego.
Kiedy kilka minut później nie znajduję nic związanego z chłopakiem, wpisuję jego imię i nazwisko w Facebookowy pasek wyszukiwania. Chwilę później przeglądam profil blondyna, jednak nie ma na nim nic nowego. Jedyną zmianą, jaka tam zaszła, jest brak zdjęcia tamtej dziewczyny. Usunął je? Czyli jednak nie są razem, czy o co chodzi?
Moje przemyślenia przerywa mama, wchodząca do kuchni. Wita się ze mną i informuje, że dzisiaj to tata zawiezie mnie do szkoły, więc biorę plecak i schodzę na dół, chcąc poczekać na ojca już na zewnątrz. Mężczyzna na szczęście nie każe mi długo na siebie czekać, dzięki czemu już kilka minut później jesteśmy w drodze do szkoły.
Pod salę chemiczną docieram idealnie z dzwonkiem. Nauczycielka jednak spóźnia się, więc mam czas ogarnąć mniej więcej, kto z poznanych wczoraj osób jest dzisiaj w szkole. Ze smutkiem spostrzegam, że Lilly się dzisiaj nie pojawiła, Jake za to stoi oparty o ścianę, klikając coś w telefonie. Coś czuję, że to będzie długi dzień.
Jakiś czas później siedzę już na chemii, starając się uważnie słuchać nauczycielki, chociaż jeszcze chyba nigdy nie słyszałam, żeby ktoś tak przynudzał. Opieram głowę na ręce i patrzę tępo na pustą tablicę, czując że zaraz zasnę. Chemiczka zamiast jakoś ciekawie opowiedzieć nam o danym temacie i zachęcić nas do aktywności po prostu czyta wszystko, co jest w podręczniku, a robi to tak beznamiętnym tonem, że aż się wszystkiego odechciewa.
- Zaraz koniec lekcji, więc dobierzcie się w czteroosobowe grupki do projektu, a ja zaraz dam Wam wymagania. - ogłasza nauczycielka kilka minut przed dzwonkiem, a ja nie mam bladego pojęcia, o jaki projekt chodzi. Chyba coś mnie ominęło.
Nim się orientuję przy mojej ławce staje Jake z jednym ze swoich kumpli, patrząc na mnie wymownie. Nie, nie, nie! Tyko nie to! Nie mówcie mi, że oni chcą zrobić ten projekt ze mną, błagam!
- Czego chcecie? - pytam , mając nadzieję, że jednak nie jest to to, o czym myślę.
- Robisz z nami projekt. - informuje mnie szatyn, nawet nie pytając mnie o zdanie.
- A raczej robisz projekt za nas. - dopowiada sekundę później kumpel chłopaka, uśmiechając się cwanie.
- Niby czemu mam się na to zgodzić? - patrzę na nich pewnie, nie mając zamiaru odwalać wszystkiego za nich, czy w ogóle być z nimi w grupie.
- Wiesz, chyba nie masz wyjścia, bo wszyscy dobrali się już w grupy. Została tylko nasza trójka i ta blondi, co wczoraj z Tobą łaziła. - twierdzi Jake, więc rozglądam się po klasie i rzeczywiście, wszyscy mają już swoje grupy.
- Dobra, mogę być z Wami w grupie, ale nie będę wszystkiego za Was robiła. Lilly też nie. - oznajmiam, a następnie wstaję z miejsca i idę do nauczycielki po wymagania oraz temat projektu. Chwilę później wracam po plecak, po czym wychodzę z sali, kompletnie ignorując Jake'a i jego kolegę.

______________________________________________________________
Hej!
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co napisać. Chyba jedyne, o czym mogę wspomnieć, to to, że już niedługo naprawdę zacznie się dziać, więc czekajcie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, nie będziesz czekać długo, gwarantuję Ci to. W wątku Julki wyjątkowo nie będę przedłużać i nadwyrężać Twojej cierpliwości.
Tak, to dokładnie pięć rozdziałów.
Nie wiem, czy w ogóle będą szukać, bo mieszkanie hotelowe fundowane jest przez firmę ojca Julki. Coś jak w BTR, kiedy Gustavo płacił czynsz za apartament chłopaków i Pani Knight.
Serio wspominałam kiedyś o mojej niechęci do plastyki? Jeju, ja już nawet nie pamiętam, o czym pisałam, a o czym nie. Trochę niepokojące... Nieważne. Wracając do tematu, plastyki nie lubię, ale musiałam znaleźć Julce jakieś zainteresowanie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.

Rozdział 111

ROZDZIAŁ 111
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
*per. Julii*
Lekcje wreszcie dobiegły końca. Jake nie pojawił się na ostatnich trzech godzinach lekcyjnych, więc zgaduję, że poszedł na wagary, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Im rzadziej będę go widywać, tym lepiej.
Ze szkoły wychodzę razem z Lilly, z którą złapałam niezły kontakt. Po dłuższej rozmowie okazało się, że w większości lubimy te same rzeczy i mamy takie same zdania na temat niektórych sytuacji i ludzi, więc to chyba dobrze. Może w końcu będę miała prawdziwą przyjaciółkę?
- Ty też widzisz Kendalla Schmidta z BTR, czy mam zwidy? - pyta nagle blondynka, gwałtownie się zatrzymując i wskazuje na opartego o maskę swojego samochodu Kenda.
- Widzę go prawie codziennie, bo moja siostra z nim chodzi. Pewnie po mnie przyjechał. - wyjaśniam jak gdyby nigdy nic.
- Serio? Wow, Ty to masz szczęście. - uśmiecha się lekko.
- Nie wiem czy ja, bardziej moja siostra.
- Jaki on jest, wiesz, tak na co dzień? - niebieskooka patrzy zaciekawiona na blondyna. Na szczęście stoimy dość daleko, więc nie ma szans, żeby chłopak to zauważył.
- Fajny. Miły, pomocny, zawsze można na niego liczyć. Zresztą, możesz sama się dowiedzieć. Podwieźć Cię? - proponuję, widząc że moja rówieśniczka bardzo chce poznać Schmidta.
- Nie, dzięki, nie będę robić kłopotu. Poza tym, i tak mieszkam blisko. Pa! - Lilly odrywa wzrok od chłopaka mojej siostry, i zanim zdążam jakkolwiek zareagować odbiega, machając mi. Zaskoczona odwzajemniam gest dziewczyny, po czym ruszam z miejsca, kierując się w stronę Kendalla. Chłopak, gdy tylko mnie zauważa, otwiera drzwiczki od strony pasażera, a sam wsiada za kierownicę. Już kilka minut później jesteśmy w drodze do hotelu. Blondyn wypytuje mnie o pierwszy dzień szkoły, nowych znajomych i nauczycieli. Opowiadam mu wszystko z wyjątkiem dość niemiłych incydentów związanych z Jakiem.
Pod hotel dojeżdżamy już pół godziny później, a to tylko dlatego, że jakimś cudem nie było dużych korków. Nie powiem, fascynujące zjawisko.
Po ustawieniu samochodu na parkingu Kendall idzie wraz ze mną do mieszkania, gdzie po wejściu zastaję moich rodziców i Patrycję. Witam się z nimi machnięciem ręki, po czym idę do pokoju, gdzie zostawiam plecak, a stamtąd pędzę prosto do łazienki w celu umycia rąk przed obiadem. Brak porządnego śniadania i całkowite zignorowanie pory lunchu zrobiły swoje, przez co jestem okropnie głodna.
Mój głód wzmaga się jeszcze bardziej po zobaczeniu domowego obiadu przyrządzonego przez moją mamę. Czym prędzej zasiadamy wszyscy do stołu i bierzemy się za jedzenie, opowiadając o swoich przeżyciach z minionych godzin. Kiedy jeszcze razem z Patrycją mieszkałyśmy u rodziców, opowiadanie przy obiedzie o swoim dniu było normą. W sumie trochę się za tym stęskniłam i szczerze mówiąc chciałabym, aby ta nasza "tradycja" wróciła już na dobre, a nie na jedno popołudnie.
Po obiedzie Kendall i Patrycja zawijają się do siebie, mama idzie zmywać, a tata siada w salonie przed telewizorem, więc idę do mojego pokoju. Siadam przy biurku i nagle przypominam sobie, że przecież miałam zapisać się na zajęcie pozalekcyjne. Opieram głowę na rękach i zaczynam zastanawiać się, jaką mogę mieć pasję, ale nic nie przychodzi mi do głowy.
Nie wiem, ile tak siedzę, gdy nagle na myśl przychodzi mi rysowanie. W sumie nigdy nie próbowałam tego tak na poważnie. Zazwyczaj rysowałam jedynie w szkole, a to też byle jak, bo jakoś nie chciało mi się starać. Plastyka nigdy nie psuła mi średniej, bo nauczycielka każdemu na koniec roku wystawiała piątkę, więc miałam gdzieś oceny z tego przedmiotu. Każdy miał. Może jednak warto spróbować, choćby z samej ciekawości? Otwieram szafkę z przyborami szkolnymi, a następnie wygrzebuję z jej dna blok rysunkowy i kilka ołówków, po czym siadam z powrotem przy biurku i zaczynam swój pierwszy rysunek.
______________________________________________________________
Hej!
Tym razem trochę luźniejszy i niestety spóźniony rozdział. Bardzo Was za to przepraszam, ale dopiero udało mi się usiąść do komputera. W ogóle dzisiejszy dzień miałam zabiegany. Dobra, nieważne, już nie przedłużam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, spokojnie. Julka nie będzie żadnym superbohaterem. Planuję dla niej coś zupełnie innego.
O Jake'u i powodach jego zachowania więcej będzie w kolejnych rozdziałach.
No cóż, pozory czasami mylą.

Viv, złoty liść jest moim zdaniem najlepszą metodą na takich jak Jake. 
Oj, z tej sytuacji wyjdzie bardzo dużo niekoniecznie dobrych rzeczy.
Tak, czuję się już o wiele lepiej ^-^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.

Rozdział 110

ROZDZIAŁ 110
*per. Julii*
Po odprowadzeniu chłopca do szkolnej pielęgniarki i upewnieniu się, że nic mu już nie grozi, wracam pod salę informatyczną, w której za kilka minut mam mieć kolejną lekcję. Lilly przez cały czas podąża za mną krok w krok, nie odzywając się ani słowem. Chyba jeszcze nie otrząsnęła się z szoku po mojej interwencji. Wiem, że nie powinnam była tak zareagować, ale po prostu nie mogłam patrzeć, jak Jake znęca się nad tym biednym dzieckiem. Poza tym, gdybym do nich podeszła i zaczęła prosić Jake'a o zostawienie chłopca w spokoju, to zgaduję, że niewiele bym zdziałała, a tak przynajmniej zobaczył, że nie wszyscy się go boją.
- Możesz mi powiedzieć, co to do jasnej ciasnej było?! - słyszę nagle blondynkę, która chyba właśnie otrząsnęła się z szoku.
- O co Ci chodzi? - pytam, nie do końca wiedząc, czy bardziej chodzi jej o moją reakcję, czy raczej o to, z jaką łatwością powaliłam dwa razy większego ode mnie szesnastolatka.
- Pokonałaś Jake'a Harpera! Największego tyrana w szkole! Jako jedyna! I to z taką łatwością! Jak?! Wiesz w ogóle, jakie będą z tego kłopoty?! - niebieskooka patrzy na mnie z przerażeniem, a ja już wiem, że w jej głowie rodzą się same najczarniejsze scenariusze.
- Masz rację blondi, będą z tego kłopoty. - słyszę za plecami głos chłopaka, a Lilly automatycznie blednie.
Odwracam się więc na pięcie i staję twarzą w twarz z postrachem wszystkich uczniów tej szkoły. Cały korytarz milknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, podczas gdy chłopak próbuje przewiercić mnie wzrokiem. Jego twarz nie wyraża żadnych emocji, ale jego dłonie zaciskają się w pięści. Jest zły, więc muszę uważać na każdy jego ruch, bo nie wiadomo, co i w którym momencie mu odbije.
- Czego ode mnie chcesz? - pytam odważnie, krzyżując ramiona na piersi.
- Uświadomić Ci, z kim masz do czynienia dziewczynko. Ja nie jestem pierwszym, lepszym uczniem, którego można popychać, rozumiesz? Jesteś nowa, więc na razie daję Ci tylko ostrzeżenie, ale jak dalej będziesz mi podskakiwać, to marnie skończysz, więc lepiej trzymaj łapy przy sobie i omijaj mnie szerokim łukiem, jeśli nie chcesz, żebym zmasakrował Ci buźkę. - mówi przez zaciśnięte zęby, po czym odchodzi, trącając mnie ramieniem. Uczniowie, których widziałam z nim za szkołą, podążają za nim jak wierne pieski, obrzucając mnie nienawistnymi spojrzeniami.
- Chciałbyś. - mamroczę cicho pod nosem, nie mając zamiaru stosować się do zasad tego tyrana.
- Słucham?! - chłopak podnosi głos i już po kilku sekundach ponownie znajduje się naprzeciwko mnie.
- To, co słyszałeś. Nie będę stosowała się do Twoich zasad i nie pozwolę, żebyś terroryzował innych. - uśmiecham się sztucznie, rozjuszając jeszcze bardziej szatyna.
- Było już kilku takich, co chcieli zmienić tę szkołę, nie jesteś wyjątkowa. Tylko wiesz, Ciebie może nie zmasakruję tak bardzo, jak Twoich poprzedników, bo jesteś nawet ładna. - uśmiecha się cwaniacko i klepie mnie lekko dwa razy po policzku, dzięki czemu dostaje ode mnie pięknego plaskacza prosto w ten swój kpiący uśmieszek.
- Posłuchaj, to, że inne dziewczyny dają Ci się tak traktować, nie znaczy, że ja też na to pozwolę, jasne? - pytam retorycznie, po czym biorę swój plecak i wraz ze zszokowaną Lilly wchodzę do otwartej już sali informatycznej, zostawiając oszołomionego Harpera z czerwonym policzkiem na samym środku korytarza.

______________________________________________________________
Hej!
Na wstępie od razu przepraszam, że rozdziały są dosyć krótkie, ale obiecuję, że zmieni się to, kiedy nastąpi porządna akcja. Ogólnie do godziny, w której ukazuje się ten rozdział, nie wiedziałam tak naprawdę czy go opublikuje, ponieważ rozłożyła mnie choroba, ale jakoś się udało.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, nie powiedziałabym, że wpadli sobie w oko. Chociaż, kto to wie... może jednak coś między nimi zaiskrzy.
Dziecko miało tak z 7 lat (pierwsza klasa podstawówki).
Oj, jeśli to Cię przeraża, to boję się Twojej reakcji na kolejne rozdziały, serio.
Co do Lilly, ona jeszcze pokaże swoje radosne i zwariowane oblicze, więc jeszcze wszystko może się zmienić.
Viv, prawdziwi fani zawsze będą i wierz mi, jeszcze wiele osób pamięta o BTR.

Bardzo się cieszę, że mam nową czytelniczkę :-D Witam Cię serdecznie, rozgość się! A jeśli podoba Ci się mój styl pisania, zapraszam również na mojego drugiego bloga (TUTAJ).
Twój prolog już skomentowałam i czekam na więcej Twojej twórczości.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.

Rozdział 109

ROZDZIAŁ 109
*per. Julii*
Siedzę w sali językowej, starając się słuchać nauczyciela, ale w przeciwieństwie do Lilly siedzącej obok mnie niezbyt mi to wychodzi. Moje myśli cały czas krążą wokół Jake'a i powodu, dla którego będzie lepiej, żebym się z nim nie zadawała. Chcę już dowiedzieć się, o co chodzi, ale wiem, że muszę czekać. Co kilka sekund spoglądam ze zniecierpliwieniem na zegar wiszący nad tablicą, modląc się o koniec lekcji.
Wreszcie, po męczących czterdziestu pięciu minutach słyszę dzwonek na przerwę, więc czym prędzej pakuję książki do torby i wraz z Lilly wychodzę z sali. Ona jednak chyba nie ma zamiaru powiedzieć mi, o co chodzi z rzekomym złym zachowaniem Jake'a, bo pod kolejną salę idziemy w całkowitym milczeniu i nie zapowiada się na to, żeby dziewczyna się odezwała.
- Dobra, powiesz mi wreszcie, o co chodzi? - nie wytrzymuję w końcu. - Miałaś powiedzieć mi, czemu mam nie zadawać się z Jakiem?
- Naprawdę jest Ci to potrzebne? - wzdycha blondynka, nie mając raczej ochoty mi tego wyjaśniać.
- Nie będę unikać go bez powodu, więc tak, jest mi to potrzebne. - mówię i patrzę na nią wyczekująco.
- Dobra, jak sobie chcesz, chodź. - niebieskooka omija mnie, zmierzając w tylko jej znanym kierunku, więc podążam za nią, coraz mniej z tego wszystkiego rozumiejąc.
Kilka minut później wchodzimy na teren podstawówki, starając się ominąć biegające po całym korytarzu dzieci. Trochę nie rozumiem, jaki związek ma podstawówka z Jakiem, ale nie wnikam i dalej daję się prowadzić gdzieś Lilly.
W pewnym momencie dziewczyna staje na zakręcie, nie pokonując go. Za ścianą słychać jakby czyjś płacz, więc dziewczyna każe mi lekko wychylić się zza ściany, żebym mogła zobaczyć, co się dzieje. Robię to zdziwiona i z przerażeniem dostrzegam, jak Jake trzyma w powietrzu jakieś dziecko, potrząsając nim. Maluch płacze, wołając o pomoc, ale nikt nie reaguje, pomimo że na korytarzu jest wielu uczniów. Chowam się z powrotem za ścianę i przenoszę zszokowany wzrok na blondynkę.
- Jake prześladuje uczniów? - pytam, domyślając się, że to nie pierwszy raz, kiedy chłopak się tak zachowuje.
- Niestety tak i niestety głównie dzieciaki z podstawówki. Wiesz, boją się go, bo jest starszy, a on dzięki temu ma nad nimi całkowitą władzę. - wyjaśnia, a ja czuję, że robi mi się słabo.
- No dobra, ale dlaczego nikt nie reaguje? Dlaczego nikt nie pobiegnie po jakiegoś nauczyciela? Dlaczego nie zrobią z tym porządku?
- Boją się go, rozumiesz? Dlatego nic nie robią. Wiedzą, że zemściłby się. Poza tym, nauczyciele nawet by nie zareagowali. Chcą go jakkolwiek przepchnąć przez gimnazjum, żeby mieć już z nim spokój. - twierdzi, szokując mnie jeszcze bardziej. Próbuję poukładać sobie to wszystko w głowie, kiedy nagle daje się słyszeć krzyk dziecka, a zaraz potem huk. Przerażona wybiegam zza ściany, gdzie Jake zaczyna kopać leżącego na ziemi malca. Niewiele myśląc podbiegam do nich, nie zważając na protesty wystraszonej Lilly. Z całą siłą popycham Jake'a w bok, a ten przez niespodziewany atak na niego traci równowagę i upada na podłogę. Wraz z upadkiem chłopaka wszyscy uczniowie zamierają, a na korytarzu robi się kompletnie cicho. Wszyscy patrzą na to zszokowani, a ja kucam obok ofiary Jake'a. Chłopiec jest zapłakany i przerażony, więc pomagam mu wstać, po czym idę z nim do pielęgniarki, kompletnie olewając fakt, że coś mogło stać się po upadku mojemu rówieśnikowi.
______________________________________________________________
Hej!
Tak, jak obiecałam, wracam na bloga wraz z rozdziałami i seriami. Powiem Wam, że strasznie tęskniłam za pisaniem i blogowaniem, ale nie będę się teraz na ten temat rozpisywać, bo notka wyjdzie dłuższa niż rozdział. Powiem jeszcze tylko, że pierwsza w tym roku recenzja powinna pojawić się jakoś w przyszłym tygodniu, a potem ustalimy, co ile będą pojawiać się posty z tej serii.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Maria, jestem na Wattpadzie, jednak na razie nic tam nie dodaję i nie wiem niestety, kiedy się to zmieni, ale jeśli się zmieni, na pewno napiszę o tym na blogu.
Marta, szczerze Ci powiem, że ja też nie mogę się przyzwyczaić, że zrobiłam z Parkera Jake'a i często, kiedy piszę pomysły na kolejne rozdziały kompie, albo w specjalnym zeszycie nadal piszę "Parker", zamiast "Jake", więc nie jesteś sama.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.