ROZDZIAŁ 114
*per. Julii*
Wychodzę wraz z Lilly z sali matematycznej, w której przed chwilą miałyśmy lekcję. Widzę, że dziewczyna ciągle o czymś myli, ale nie pytam, o co. Nie chcę się narzucać. Jeśli będzie chciała, to sama powie mi, co zaprząta jej głowę.
- Tu jesteś! - słyszę nagle za plecami wściekły ton Jake'a. Odwracam się na pięcie w jego stronę i podnoszę lekko głowę, chcąc popatrzeć mu prosto w twarz.
- Czego jeszcze chcesz? - pytam odważnie, nie chcąc pokazać mu, że się boję, pomimo że w środku cała trzęsę się ze strachu.
- Doniosłaś na mnie, a w tej szkole nie lubimy donosicieli. - syczy przez zaciśnięte zęby chłopak, podchodząc do mnie coraz bliżej.
- Gdybyś nie dał mi powodu, to bym na Ciebie nie doniosła. - mówię, coraz bardziej się cofając.
- Na mnie się nie donosi, rozumiesz?! - wrzeszczy rozwścieczony napastnik, po czym zrzuca mi plecak z ramienia, z całej siły mnie popychając, przez co z hukiem ląduję na zimnej podłodze. Mój oddech gwałtownie przyspiesza i wiem, że nie dam rady się podnieść. Nie teraz, kiedy chłopak jest zdecydowanie zbyt blisko mnie.
Patrzę na Jake'a z przerażeniem, opierając się na łokciach i próbuję jak najszybciej wymyślić plan ucieczki, zanim zostanę pobita. Niewiele myśląc podnoszę nogę i kopię chłopaka z całej siły w brzuch, dzięki czemu on zgina się z bólu, a ja zyskuję kilka cennych sekund na podniesienie się z ziemi.
Parker patrzy na mnie z jeszcze większą wściekłością, po czym prostuje się, aby chwilę później rzucić się na mnie z pięściami. W ostatniej sekundzie udaje mi się uchylić przed pierwszym ciosem i złapać nadgarstek Jake'a, unieruchamiając go, a tym samym zatrzymując uderzenie. Zauważając chwilę swojej przewagi wykręcam chłopakowi rękę za plecy, po czym z całej siły popycham prześladowcę na najbliższą ścianę, dodatkowo podcinając go, dzięki czemu ląduje z hukiem na podłodze. Szybko biorę mój plecak i biegiem kieruję się w stronę wyjścia z budynku, w biegu łapiąc za nadgarstek Lilly. Nie chcę, żeby Jake się na niej zemścił, więc ciągnę przerażoną dziewczynę za sobą. Wszystko to trwa zaledwie ułamki sekund, ale ja mam wrażenie, jakby minęła wieczność.
Ze szkoły wypadamy kilka minut później. Kiedy wybiegałyśmy z korytarza, Jake dopiero się podnosił, więc mamy chwilę na odpoczynek. Opieram ręce o kolana, starając się wyrównać oddech. Walka z dwa razy większym ode mnie chłopakiem i nieprzerwany sprint przez kilka dość długich korytarzy z ciężkim plecakiem na ramieniu potrafią zmęczyć.
- Jak to zrobiłaś? - słyszę nagle cichy głos Lilly, stojącej kilka kroków za mną.
- Moja siostra chodziła kiedyś na karate i nauczyła mnie paru trików. - mówię, odwracając się do dziewczyny przodem.
- Okay, a słuchaj, co teraz zrobimy? Bo wiesz, Jake chodzi z nami do klasy i będzie chciał się na Tobie zemścić. - twierdzi blondynka, spoglądając co chwila, czy Jake przypadkiem nie biegnie w stronę drzwi.
- A Twoi rodzice napisaliby Ci usprawiedliwienie, gdybyśmy urwały się z reszty lekcji? - pytam, wybierając numer do Patrycji.
- No nie wiem, może jakbym im powiedziała, że źle się czułam, czy coś. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, więc nie jestem w stu procentach pewna.
- Dobra, to powiemy, że panuje jakiś wirus. Ty powiesz swoim rodzicom, że le się poczułaś, a ja powiem swoim i będzie po sprawie.
- Nie będzie po sprawie! Co z tego, że dzisiaj urwiemy się z lekcji? Jake nie odpuści. Poza tym przypominam Ci, że musimy jeszcze zrobić z nim projekt, więc nie damy rady go unikać.
- Kurczę, zupełnie zapomniałam o tym projekcie. - chowam twarz w dłoniach, starając się wymyślić coś sensownego. - Dobra, potem coś wymyślę. Na razie zadzwonię po Patrycję. Jedziesz do mnie, czy podwieźć Cię do domu?
- Nie trzeba, przejdę się. - uśmiecha się lekko dziewczyna, zarzucając plecak na oba ramiona, a ja dzwonię do mojej siostry. Na szczęście okazuje się, że Kendall jest w sklepie niedaleko, więc zaraz po mnie przyjedzie. Kurczę, muszę wreszcie namówić Patrycję na zrobienie sobie prawka.
Lilly stoi razem ze mną przed do szkołą, dopóki Kendall nie parkuje pod szkołą. Ruszamy w stronę jego auta, a dziewczyna macha mi i już chce iść w swoją stronę, kiedy nagle słyszymy, jak ktoś wybiega ze szkoły. Jake. Niemal siłą wpycham Lilly do samochodu, po czym sama czym prędzej do niego wsiadam, zatrzaskując drzwi.
- Jedź! - rzucam do Kenda, obserwując jak z każdą sekundą Parker jest coraz bliżej pojazdu.
- Spokojnie, zapnijcie pasy. - chłopak mojej siostry zdaje się nie mieć pojęcia, co się dzieje. No tak, nie mówiłam mu o Jake'u. Nie ma prawa wiedzieć.
- Błagam Cię, ruszaj już! - krzyczę, blokując drzwi od środka. Wiem, że Jake nie cofnie się przed niczym, więc wolę zrobić wszystko, co mogę, żeby nas nie dopadł.
- Dlaczego blokujesz drzwi? - pyta zdziwiony blondyn, patrząc na mnie w lusterku.
- Nie ma czasu na pytania, jedź już! - zapinam szybko pasy i wtedy prześladowca dopada do auta. Na całe szczęście dokładnie w tym samym momencie Kendall decyduje się ruszyć, dzięki czemu zostawiamy chłopaka daleko w tyle.
Dopiero wtedy patrzę na Lilly. Jest naprawdę przerażona. Pocieram lekko jej ramię, patrząc na nią uspokajającym wzrokiem. Dziewczyna usadawia się lekko na siedzeniu i opiera głowę o zagłówek, zamykając na chwilę oczy. Wiem, że Kendall widzi to w lusterku i jestem mu wdzięczna, że o nic nie pyta. Jedzie w ciszy, dając nam uspokoić nerwy. Przybliżam się lekko do Lily w celu zapytania jej o adres, po czym przekazuję informacje naszemu kierowcy. W końcu musi wiedzieć, gdzie odwieźć blondynkę, prawda?
Przez całą trasę moja rówieśniczka nie otwiera oczu, ale jej oddech z każdą chwilą jest spokojniejszy. Przez chwilę wydaje mi się nawet, że zasnęła, ale kiedy Kendall zatrzymuje auto na jej ulicy, dziewczyna otwiera oczy. Cicho dziękuje za podwózkę, po czym wysiada z auta i wchodzi do dużego bloku, omijając dzieciaki bawiące się przed budynkiem.
- To co? Wyjaśnisz mi to? - pyta blondyn, ruszając w stronę hotelu.
- Nie teraz, dobra? Chcę już do domu. W weekend do Was wpadnę i wszystko Ci opowiem. - obiecuję, a chłopak już więcej się nie odzywa. I dobrze. Przynajmniej mam chwilę spokoju.
Pół godziny później wchodzę szybkim krokiem do hotelu i wbiegam po schodach na odpowiednie piętro, nie mając ochoty czekać na windę. Wchodzę do apartamentu, a następnie od razu zamykam się w moim pokoju, gdzie odkładam plecak i rzucam się na łóżko, starając się wymyślić jakiś sposób na unikanie Jake'a.
______________________________________________________________
Hej!
Wiem, że ten rozdział powinien pojawić się wczoraj, ale niestety dopadło mnie ostre zapalenie ucha oraz gorączka i prawie cały dzień przeleżałam w łóżku, nie mając na nic siły, dlatego publikuję rozdział teraz, żeby nie robić znowu dłuższych przerw.
A, no i dzisiaj nie będzie odpowiedzi na komentarze sprzed tygodnia. Wybaczcie, ale piszę tę notkę kilka minut przed dwudziestą i już po prostu nie zdążę, zwłaszcza że mój Internet pozostawia ostatnio wiele do życzenia.
W przyszłym tygodniu będzie już normalnie, obiecuję.
Do następnego!
Wychodzę wraz z Lilly z sali matematycznej, w której przed chwilą miałyśmy lekcję. Widzę, że dziewczyna ciągle o czymś myli, ale nie pytam, o co. Nie chcę się narzucać. Jeśli będzie chciała, to sama powie mi, co zaprząta jej głowę.
- Tu jesteś! - słyszę nagle za plecami wściekły ton Jake'a. Odwracam się na pięcie w jego stronę i podnoszę lekko głowę, chcąc popatrzeć mu prosto w twarz.
- Czego jeszcze chcesz? - pytam odważnie, nie chcąc pokazać mu, że się boję, pomimo że w środku cała trzęsę się ze strachu.
- Doniosłaś na mnie, a w tej szkole nie lubimy donosicieli. - syczy przez zaciśnięte zęby chłopak, podchodząc do mnie coraz bliżej.
- Gdybyś nie dał mi powodu, to bym na Ciebie nie doniosła. - mówię, coraz bardziej się cofając.
- Na mnie się nie donosi, rozumiesz?! - wrzeszczy rozwścieczony napastnik, po czym zrzuca mi plecak z ramienia, z całej siły mnie popychając, przez co z hukiem ląduję na zimnej podłodze. Mój oddech gwałtownie przyspiesza i wiem, że nie dam rady się podnieść. Nie teraz, kiedy chłopak jest zdecydowanie zbyt blisko mnie.
Patrzę na Jake'a z przerażeniem, opierając się na łokciach i próbuję jak najszybciej wymyślić plan ucieczki, zanim zostanę pobita. Niewiele myśląc podnoszę nogę i kopię chłopaka z całej siły w brzuch, dzięki czemu on zgina się z bólu, a ja zyskuję kilka cennych sekund na podniesienie się z ziemi.
Parker patrzy na mnie z jeszcze większą wściekłością, po czym prostuje się, aby chwilę później rzucić się na mnie z pięściami. W ostatniej sekundzie udaje mi się uchylić przed pierwszym ciosem i złapać nadgarstek Jake'a, unieruchamiając go, a tym samym zatrzymując uderzenie. Zauważając chwilę swojej przewagi wykręcam chłopakowi rękę za plecy, po czym z całej siły popycham prześladowcę na najbliższą ścianę, dodatkowo podcinając go, dzięki czemu ląduje z hukiem na podłodze. Szybko biorę mój plecak i biegiem kieruję się w stronę wyjścia z budynku, w biegu łapiąc za nadgarstek Lilly. Nie chcę, żeby Jake się na niej zemścił, więc ciągnę przerażoną dziewczynę za sobą. Wszystko to trwa zaledwie ułamki sekund, ale ja mam wrażenie, jakby minęła wieczność.
Ze szkoły wypadamy kilka minut później. Kiedy wybiegałyśmy z korytarza, Jake dopiero się podnosił, więc mamy chwilę na odpoczynek. Opieram ręce o kolana, starając się wyrównać oddech. Walka z dwa razy większym ode mnie chłopakiem i nieprzerwany sprint przez kilka dość długich korytarzy z ciężkim plecakiem na ramieniu potrafią zmęczyć.
- Jak to zrobiłaś? - słyszę nagle cichy głos Lilly, stojącej kilka kroków za mną.
- Moja siostra chodziła kiedyś na karate i nauczyła mnie paru trików. - mówię, odwracając się do dziewczyny przodem.
- Okay, a słuchaj, co teraz zrobimy? Bo wiesz, Jake chodzi z nami do klasy i będzie chciał się na Tobie zemścić. - twierdzi blondynka, spoglądając co chwila, czy Jake przypadkiem nie biegnie w stronę drzwi.
- A Twoi rodzice napisaliby Ci usprawiedliwienie, gdybyśmy urwały się z reszty lekcji? - pytam, wybierając numer do Patrycji.
- No nie wiem, może jakbym im powiedziała, że źle się czułam, czy coś. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, więc nie jestem w stu procentach pewna.
- Dobra, to powiemy, że panuje jakiś wirus. Ty powiesz swoim rodzicom, że le się poczułaś, a ja powiem swoim i będzie po sprawie.
- Nie będzie po sprawie! Co z tego, że dzisiaj urwiemy się z lekcji? Jake nie odpuści. Poza tym przypominam Ci, że musimy jeszcze zrobić z nim projekt, więc nie damy rady go unikać.
- Kurczę, zupełnie zapomniałam o tym projekcie. - chowam twarz w dłoniach, starając się wymyślić coś sensownego. - Dobra, potem coś wymyślę. Na razie zadzwonię po Patrycję. Jedziesz do mnie, czy podwieźć Cię do domu?
- Nie trzeba, przejdę się. - uśmiecha się lekko dziewczyna, zarzucając plecak na oba ramiona, a ja dzwonię do mojej siostry. Na szczęście okazuje się, że Kendall jest w sklepie niedaleko, więc zaraz po mnie przyjedzie. Kurczę, muszę wreszcie namówić Patrycję na zrobienie sobie prawka.
Lilly stoi razem ze mną przed do szkołą, dopóki Kendall nie parkuje pod szkołą. Ruszamy w stronę jego auta, a dziewczyna macha mi i już chce iść w swoją stronę, kiedy nagle słyszymy, jak ktoś wybiega ze szkoły. Jake. Niemal siłą wpycham Lilly do samochodu, po czym sama czym prędzej do niego wsiadam, zatrzaskując drzwi.
- Jedź! - rzucam do Kenda, obserwując jak z każdą sekundą Parker jest coraz bliżej pojazdu.
- Spokojnie, zapnijcie pasy. - chłopak mojej siostry zdaje się nie mieć pojęcia, co się dzieje. No tak, nie mówiłam mu o Jake'u. Nie ma prawa wiedzieć.
- Błagam Cię, ruszaj już! - krzyczę, blokując drzwi od środka. Wiem, że Jake nie cofnie się przed niczym, więc wolę zrobić wszystko, co mogę, żeby nas nie dopadł.
- Dlaczego blokujesz drzwi? - pyta zdziwiony blondyn, patrząc na mnie w lusterku.
- Nie ma czasu na pytania, jedź już! - zapinam szybko pasy i wtedy prześladowca dopada do auta. Na całe szczęście dokładnie w tym samym momencie Kendall decyduje się ruszyć, dzięki czemu zostawiamy chłopaka daleko w tyle.
Dopiero wtedy patrzę na Lilly. Jest naprawdę przerażona. Pocieram lekko jej ramię, patrząc na nią uspokajającym wzrokiem. Dziewczyna usadawia się lekko na siedzeniu i opiera głowę o zagłówek, zamykając na chwilę oczy. Wiem, że Kendall widzi to w lusterku i jestem mu wdzięczna, że o nic nie pyta. Jedzie w ciszy, dając nam uspokoić nerwy. Przybliżam się lekko do Lily w celu zapytania jej o adres, po czym przekazuję informacje naszemu kierowcy. W końcu musi wiedzieć, gdzie odwieźć blondynkę, prawda?
Przez całą trasę moja rówieśniczka nie otwiera oczu, ale jej oddech z każdą chwilą jest spokojniejszy. Przez chwilę wydaje mi się nawet, że zasnęła, ale kiedy Kendall zatrzymuje auto na jej ulicy, dziewczyna otwiera oczy. Cicho dziękuje za podwózkę, po czym wysiada z auta i wchodzi do dużego bloku, omijając dzieciaki bawiące się przed budynkiem.
- To co? Wyjaśnisz mi to? - pyta blondyn, ruszając w stronę hotelu.
- Nie teraz, dobra? Chcę już do domu. W weekend do Was wpadnę i wszystko Ci opowiem. - obiecuję, a chłopak już więcej się nie odzywa. I dobrze. Przynajmniej mam chwilę spokoju.
Pół godziny później wchodzę szybkim krokiem do hotelu i wbiegam po schodach na odpowiednie piętro, nie mając ochoty czekać na windę. Wchodzę do apartamentu, a następnie od razu zamykam się w moim pokoju, gdzie odkładam plecak i rzucam się na łóżko, starając się wymyślić jakiś sposób na unikanie Jake'a.
______________________________________________________________
Hej!
Wiem, że ten rozdział powinien pojawić się wczoraj, ale niestety dopadło mnie ostre zapalenie ucha oraz gorączka i prawie cały dzień przeleżałam w łóżku, nie mając na nic siły, dlatego publikuję rozdział teraz, żeby nie robić znowu dłuższych przerw.
A, no i dzisiaj nie będzie odpowiedzi na komentarze sprzed tygodnia. Wybaczcie, ale piszę tę notkę kilka minut przed dwudziestą i już po prostu nie zdążę, zwłaszcza że mój Internet pozostawia ostatnio wiele do życzenia.
W przyszłym tygodniu będzie już normalnie, obiecuję.
Do następnego!
No dobra, raz jej się udało, ale to był fuks. Był zaskoczony, teraz już wie, że Julka coś z tego potrafi, więc wątpię, czy drugi raz jej się to uda.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony, dziwni są tamci nauczyciele. Może będzie ktoś w porządku? Wuefista, na przykład? Taki miły, przystojny pan?
Serio, coś by im zrobił przy dorosłym? O jeju, co za patola…
No, ale na szczęście Kendall jest kumaty.
Wiesz, ze to „przekazuję informacje naszemu kierowcy” zabrzmiało, jakby on dla nich pracował?
Teraz się trochę boję, że Julka poprosi Kendalla o zachowanie tajemnicy, a ten kretyn się zgodzi.
Rozdział super! Czekam na nn! Pozdrawiam! Bo chyba teraz Ci się przyda.