URODZINKI

URODZINKI
Jak zapewne wiecie, dzisiaj nasz Carlos kończy 26 lat! No, więc wszystkiego najlepszego Carlos! Dużo szczęścia, zdrowia, spełnienia marzeń i małych Carlosiątek. 100 lat!

Buon compleanno Carlos PenaVega: ecco 10 ragioni per cui amiamo ...

Rozdział 48



ROZDZIAŁ 48
NEXT DAY
*per. Jamesa*
Obudziłem się o 6 a.m. Dzisiaj znowu do studia. Na szczęście jutro będziemy mieli wolne. Spojrzałem na moją dziewczynę. Jeszcze słodko sobie spała. Kasia ma szczęście, że nie musi tak wcześnie wstawać. Chciałbym zostać z nią w domu i dłużej sobie pospać, ale muszę być w studio. Już 6:30 a.m. Czas wstać. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Po wygrzebaniu się z ciepłego łóżka, poszedłem do łazienki i oporządziłem się oraz ubrałem. Następnie skierowałem się do kuchni. Chłopacy już tam byli.
- Siema. – przywitałem się z nimi.
- Siemka. – odpowiedzieli. Po chwili zrobiłem sobie kanapki. Około 7:30 a.m. wyjechaliśmy z domu. W studio byliśmy punktualnie o 8 a.m. Ćwiczyliśmy 4 godziny, a potem Stephen zrobił nam 30 minut przerwy. Wszyscy rzuciliśmy się na butelki z wodą. Logan natomiast, znowu siedział przygnębiony.
- Co jest stary? – zapytałem, podchodząc do niego z chłopakami.
- Myślicie, że Monika przyjedzie na nasz koncert? – spytał, nawet na nas nie patrząc.
- Tego nikt nie wie. – powiedział Kendall.
- Właśnie, musisz być cierpliwy. – przyznałem blondynowi rację.
- Tobie łatwo mówić James. Ty powiedziałeś Kasi, co do niej czujesz. Ja nie mam teraz na to szans. – stwierdził brunet.
- Tak, ale mogłeś powiedzieć Monice, co czujesz, zanim ona wyjechała do Polski. – powiedział Carlos. Wszyscy przyznaliśmy mu rację. Nawet Logan. Kiedy przerwa się skończyła, znowu zaczęliśmy ćwiczyć. 
*per. Moniki*
Obudziłam się o 7. Ubrałam się i zeszłam na dół. Moi rodzice byli już w kuchni. Mama zrobiła nam jajecznicę. Zjedliśmy w ciszy. Po śniadaniu pozmywałam naczynia, a potem poszłam do salonu. Porozmawiałam z moimi rodzicami, a około 10 poszłam do pokoju, spakowałam laptopa, słuchawki oraz ładowarki do telefonu i laptopa. Następnie znowu zeszłam na dół, ale tym razem z walizkami. O 11 postanowiliśmy pojechać na lotnisko. Dotarliśmy tam około 11:30. Pół godziny tam siedzieliśmy, a potem usłyszeliśmy komunikat, że muszę już iść.  Pożegnałam się z rodzicami i weszłam do samolotu. Po chwili byłam już w przestworzach.
*per. Patrycji*
Obudziłam się o 9 a.m. Wykonałam poranne czynności i zeszłam do kuchni. Dziewczyny, Bartek i Henry już tam byli. Moje przyjaciółki siedziały z ponurymi minami.
- Monika nadal nie zadzwoniła? – zapytałam, a one pokiwały przecząco głowami. Wczoraj wysłałyśmy Monice bilet do L.A. Chłopacy sami to zaproponowali, a my z wielką chęcią się zgodziłyśmy. Teraz czekamy na telefon od naszej przyjaciółki. Mamy nadzieję, że przyleci. Strasznie za nią tęsknimy. Wydaje mi się jednak, że to Logan tęskni najbardziej. Niestety, na razie pozostaje nam czekać na telefon od niej.
*per. Logana*
Była już 4 p.m., a my ciągle ćwiczyliśmy. Byliśmy padnięci. Na dodatek Monika nadal nie dzwoni. Ani do nas, ani do dziewczyn.
Po kolejnych dwóch godzinach, czyli o 6 p.m., Stephen powiedział, że możemy iść już do domu. Wybiegliśmy ze studia, bo jeszcze by się rozmyślił. Wsiedliśmy do samochodu.
- Ty chcesz wzrokiem przewiercić ten telefon na wylot? – spytał James, bo odkąd wsiedliśmy, wpatrywałem się w ekran mojej komórki.
- Czekam, aż Monika zadzwoni. – powiedziałem zgodnie z prawdą.
- A, nie możesz czekać jak normalny człowiek? – James coraz bardziej zaczynał mnie wkurzać. Po kilku minutach na szczęście parkowaliśmy już pod domem. Gdy weszliśmy do mieszkania, od razu poszliśmy do salonu z nadzieją, że może Monika dzwoniła do dziewczyn. Okazało się jednak, że nie. Do nikogo nie zadzwoniła. Coraz bardziej martwiłem się, że brunetka nie przyjedzie. Zwariuję!
*per. Henry’ego*
Ten dom powoli staje się domem wariatów. Odkąd Monika wyjechał prawie nikt się do nikogo nie odzywa. Przez kilka dni ten dom był bardziej cichy niż wtedy, kiedy się wprowadzaliśmy. W dodatku, ostatnio w ogóle nie rozmawiałem z Julką. Od czasu do czasu zamieniliśmy kilka zdań, ale najczęściej w ciszy graliśmy na konsoli. Chciałbym z nią pogadać, ale widzę, że po wyjeździe Moni, nie ma na to specjalnej ochoty. Nie męczę jej, bo widzę, że jest zdołowana. Zresztą, każdy jest. Poza tym, nie wiem czy mam się z tego cieszyć, ale moje uczucie do Julki coraz bardziej rośnie. Nie wiem, co mam z tym zrobić. Przecież nie podejdę do niej i nie powiem: „Hej. Kocham cię.”. To jest niedorzeczne. Poza tym, trochę boję się, jak zareagowałaby na to Patrycja. Teri wie, że jestem zakochany w Julce. Obiecała nie mówić tego Pati, więc mam nadzieję, że dotrzymała słowa.
- Henry!!!!!!!! – z zamyślenia wybudził mnie krzyk tak głośny, że aż spadłem z kanapy, na której dotychczas siedziałem. Spojrzałem na osobę, która mnie wołała. Była to Julka.
- Co? – zapytałem.
- Pytałam czy chcesz w coś pograć. – stwierdziła szatynka.
- Jasne. – odpowiedziałem, po czym wstałem z ziemi, włączyłem konsolę i podałem Julce pada. Na początku było łatwo, ale potem sytuacja w grze się zmieniła i zaczęła się ostra rywalizacja. Raz przewagę miałem ja, a raz moja przyjaciółka. Graliśmy około godzinę. Jednym punktem przewagi, wygrała szatynka. Potem, czyli około 7:30 p.m., poszliśmy na kolację. Następnie zaczęliśmy oglądać w telewizji film. Trwał on 2 godziny. Następnie poszedłem spać.
______________________________________________________________________
Hej, to znowu ja!
Po pierwsze, chciałam Was przeprosić za ten krótki i bezsensowny rozdział, ale niestety moja wena zrobiła sobie wakacje i wymyśliłam takie coś.
Po drugie, zauważyłam, że jest coraz mniej komentarzy. Nie wiem, dlaczego tak jest, więc mam nadzieję, że wyjaśnicie mi to. Jeśli chcecie, żebym coś zmieniła, nie krępujcie się. Piszcie śmiało. Każdą sugestię wezmę pod uwagę. Jeśli nie chcecie czytać już mojego bloga lub coś jest nie tak, także o tym napiszcie. Przyjmę każdą krytykę. Pamiętajcie, komentarze motywują i sprawiają, że prowadzący bloga wie, czego oczekujecie. Dla Was jest to kilka minut, a dla mnie radość.
Do następnego.
Bay ;**********************