Rozdział 111

ROZDZIAŁ 111
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
*per. Julii*
Lekcje wreszcie dobiegły końca. Jake nie pojawił się na ostatnich trzech godzinach lekcyjnych, więc zgaduję, że poszedł na wagary, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Im rzadziej będę go widywać, tym lepiej.
Ze szkoły wychodzę razem z Lilly, z którą złapałam niezły kontakt. Po dłuższej rozmowie okazało się, że w większości lubimy te same rzeczy i mamy takie same zdania na temat niektórych sytuacji i ludzi, więc to chyba dobrze. Może w końcu będę miała prawdziwą przyjaciółkę?
- Ty też widzisz Kendalla Schmidta z BTR, czy mam zwidy? - pyta nagle blondynka, gwałtownie się zatrzymując i wskazuje na opartego o maskę swojego samochodu Kenda.
- Widzę go prawie codziennie, bo moja siostra z nim chodzi. Pewnie po mnie przyjechał. - wyjaśniam jak gdyby nigdy nic.
- Serio? Wow, Ty to masz szczęście. - uśmiecha się lekko.
- Nie wiem czy ja, bardziej moja siostra.
- Jaki on jest, wiesz, tak na co dzień? - niebieskooka patrzy zaciekawiona na blondyna. Na szczęście stoimy dość daleko, więc nie ma szans, żeby chłopak to zauważył.
- Fajny. Miły, pomocny, zawsze można na niego liczyć. Zresztą, możesz sama się dowiedzieć. Podwieźć Cię? - proponuję, widząc że moja rówieśniczka bardzo chce poznać Schmidta.
- Nie, dzięki, nie będę robić kłopotu. Poza tym, i tak mieszkam blisko. Pa! - Lilly odrywa wzrok od chłopaka mojej siostry, i zanim zdążam jakkolwiek zareagować odbiega, machając mi. Zaskoczona odwzajemniam gest dziewczyny, po czym ruszam z miejsca, kierując się w stronę Kendalla. Chłopak, gdy tylko mnie zauważa, otwiera drzwiczki od strony pasażera, a sam wsiada za kierownicę. Już kilka minut później jesteśmy w drodze do hotelu. Blondyn wypytuje mnie o pierwszy dzień szkoły, nowych znajomych i nauczycieli. Opowiadam mu wszystko z wyjątkiem dość niemiłych incydentów związanych z Jakiem.
Pod hotel dojeżdżamy już pół godziny później, a to tylko dlatego, że jakimś cudem nie było dużych korków. Nie powiem, fascynujące zjawisko.
Po ustawieniu samochodu na parkingu Kendall idzie wraz ze mną do mieszkania, gdzie po wejściu zastaję moich rodziców i Patrycję. Witam się z nimi machnięciem ręki, po czym idę do pokoju, gdzie zostawiam plecak, a stamtąd pędzę prosto do łazienki w celu umycia rąk przed obiadem. Brak porządnego śniadania i całkowite zignorowanie pory lunchu zrobiły swoje, przez co jestem okropnie głodna.
Mój głód wzmaga się jeszcze bardziej po zobaczeniu domowego obiadu przyrządzonego przez moją mamę. Czym prędzej zasiadamy wszyscy do stołu i bierzemy się za jedzenie, opowiadając o swoich przeżyciach z minionych godzin. Kiedy jeszcze razem z Patrycją mieszkałyśmy u rodziców, opowiadanie przy obiedzie o swoim dniu było normą. W sumie trochę się za tym stęskniłam i szczerze mówiąc chciałabym, aby ta nasza "tradycja" wróciła już na dobre, a nie na jedno popołudnie.
Po obiedzie Kendall i Patrycja zawijają się do siebie, mama idzie zmywać, a tata siada w salonie przed telewizorem, więc idę do mojego pokoju. Siadam przy biurku i nagle przypominam sobie, że przecież miałam zapisać się na zajęcie pozalekcyjne. Opieram głowę na rękach i zaczynam zastanawiać się, jaką mogę mieć pasję, ale nic nie przychodzi mi do głowy.
Nie wiem, ile tak siedzę, gdy nagle na myśl przychodzi mi rysowanie. W sumie nigdy nie próbowałam tego tak na poważnie. Zazwyczaj rysowałam jedynie w szkole, a to też byle jak, bo jakoś nie chciało mi się starać. Plastyka nigdy nie psuła mi średniej, bo nauczycielka każdemu na koniec roku wystawiała piątkę, więc miałam gdzieś oceny z tego przedmiotu. Każdy miał. Może jednak warto spróbować, choćby z samej ciekawości? Otwieram szafkę z przyborami szkolnymi, a następnie wygrzebuję z jej dna blok rysunkowy i kilka ołówków, po czym siadam z powrotem przy biurku i zaczynam swój pierwszy rysunek.
______________________________________________________________
Hej!
Tym razem trochę luźniejszy i niestety spóźniony rozdział. Bardzo Was za to przepraszam, ale dopiero udało mi się usiąść do komputera. W ogóle dzisiejszy dzień miałam zabiegany. Dobra, nieważne, już nie przedłużam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, spokojnie. Julka nie będzie żadnym superbohaterem. Planuję dla niej coś zupełnie innego.
O Jake'u i powodach jego zachowania więcej będzie w kolejnych rozdziałach.
No cóż, pozory czasami mylą.

Viv, złoty liść jest moim zdaniem najlepszą metodą na takich jak Jake. 
Oj, z tej sytuacji wyjdzie bardzo dużo niekoniecznie dobrych rzeczy.
Tak, czuję się już o wiele lepiej ^-^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.

1 komentarz:

  1. Lily i Julka się zaprzyjaźniły. Fajnie. Bratnia dusza odhaczona.
    Dobra, to było śmieszne.
    Kolejna cecha Lily. Jest taktowna.
    Nie wiem, co z tym Jake’m. Może jakoś to będzie, może Julka go jakoś „nawróci”, czy coś, ale jak twierdzisz, że on ma jakieś drugie dno, a ponieważ Ty tak bardzo lubisz testować moją cierpliwość, to sobie jeszcze trochę poczekam. Jakoś się nie dziwię, że Julka to pominęła przy opowiadaniu o pierwszym dniu w szkole, który się rozlazł chyba na pięć rozdziałów. Później policzę.
    Tak właściwie, to kiedy rodzice Julki znajdą sobie mieszkanie i wyprowadzą się z hotelu? Bo wiesz, to brzmi trochę jak szaleństwo.
    Twierdzisz, że nie lubisz plastyki, a teraz proszę… No pięknie. Teraz Julka jest chwilowo główna bohaterką, więc to trochę tak, jakbyś była nią. Przynajmniej kiedy piszesz. A ja sama rysować nie potrafię i gdyby nie cyrkiel i ekierka, miałabym pałę z rysunku technicznego.
    Rozdział super! Czekam na nn!
    W sumie, to przeczytałam odpowiedź do komentarza na samym początku, ale dobra.

    OdpowiedzUsuń

Wydarzenia przedstawione w opowiadaniu są jedynie wytworem mojej wyobraźni i nie miały miejsca w realnym świecie.
Wszelkie zbieżności imion i nazwisk są przypadkowe.
Niektóre informacje zostały zmienione na potrzeby opowiadania.
Enjoy! :D