Rozdział 113

ROZDZIAŁ 113
*per. Julii*
Siedzę po turecku pod salą lekcyjną, czytając wymagania do projektu z chemii i zastanawiam się, jak zmusić chłopaków do zrobienia przynajmniej części pracy. Wiem, że są uparci i agresywni, więc nie sądzę, że pójdzie mi to łatwo, zwłaszcza że Lilly się ich boi i będzie powstrzymywać mnie przed powiedzeniem im czegokolwiek złego. Muszę szybko znaleźć na nich jakiś sposób, bo nie mam zamiaru odwalać roboty za nich. Nie na tym polega ten projekt.
Wstaję z podłogi, po czym zaczynam przemierzać korytarze w poszukiwaniu Jake'a lub jego kolegi, chcąc dać im wcześniej zrobione kopie wymagań, żeby mogli się z nimi zapoznać. Chłopaków nie ma nigdzie na terenie gimnazjum, więc wkraczam niepewnym krokiem do podstawówki, trochę bojąc się, że znów zobaczę tam Jake'a gnębiącego jakiegoś dzieciaka. Niestety moje obawy okazują się słuszne. Po wejściu na jeden z korytarzy dostrzegam chłopaka, dosłownie wydzierającego się na przerażoną piątoklasistkę, która trzęsącą się ze strachu dłonią podaje prześladowcy swój telefon. Kręcę z dezaprobatą głową, a następnie podchodzę do Jake'a i wyrywam mu komórkę, z uśmiechem oddając ją dziewczynce.
- Znowu Ty?! Zamierzasz teraz za mną łazić i bronić innych, niczym kobieca wersja Robin Hooda, czy o co Ci chodzi?! Czego Ty znowu chcesz?! - krzyczy wściekły chłopak, a jego głos odbija się echem, rozprzestrzeniając się na cały korytarz.
- Uspokój się, nie mam zamiaru za Tobą łazić. Mam lepsze rzeczy do roboty, wierz mi. Chciałam Ci tylko dać wymagania do projektu z chemii. Wybierz sobie, którą część chcesz robić i daj mi znać. - mówię, podając Jakowi kartkę. Chłopak bierze ją, po czym patrzy na mnie z niedowierzaniem pomieszanym ze wściekłością, a następnie drze kartkę na drobne kawałeczki i rozrzuca je po korytarzu.
- Ty chyba jeszcze nie wiesz, z kim rozmawiasz dziewczynko. Nie będę robił żadnego projektu, zrozumiano?! - wrzeszczy, łapiąc mnie za nadgarstki i przyciska mnie do ściany.
- Puszczaj mnie Ty świrze! - zaczynam się szarpać, mocno przerażona.
- No, nareszcie zaczynasz się bać! Nie jesteś już taka odważna, co?! - chłopak przybliża swoją twarz do mojej, a w jego oczach dostrzegam szaleństwo.
- Jesteś jakiś nienormalny! - krzyczę, szukając jednocześnie drogi ucieczki, jednak nie mam szans wyrwać się o wiele silniejszemu napastnikowi.
Nagle z sąsiedniego korytarza dochodzi nas dźwięk obcasów stukających o posadzkę. Jake przyciąga mnie do siebie, odgrażając się, że jeszcze ze mną nie skończył, po czym popycha mnie na ścianę i odbiega. Przed moimi oczami pojawiają się mroczki, spowodowane uderzeniem głowy o ścianę. Kucam z bólem na podłodze, próbując opanować zawroty głowy, jednocześnie powstrzymując cisnące mi się do oczu łzy.
- Julia? Dziecko, słyszysz mnie? Co Ci jest? - pyta mnie po chwili jakiś damski głos. Podnoszę dotychczas schyloną głowę i widzę kucającą przede mną wychowawczynię.
- Jake uderzył mną o ścianę. - szepczę, nauczona, żeby zgłaszać takie zachowania osobo dorosłym.
- Jake? Jake Parker? - upewnia się kobieta, na co kiwam lekko głową, chcąc potwierdzić jej przypuszczenia. - Dobrze, idziemy do Pana dyrektora i zadzwonimy po Twoich rodziców. Dasz radę wstać?
- Chyba tak. - podnoszę się z pozycji kucającej, a następnie podążam za nauczycielką do najważniejszego pomieszczenia w budynku. Przemierzając korytarze, przykładam rękę do tylnej części głowy, sprawdzając, czy nie leci mi krew. Na całe szczęście na moich palcach nie pojawia się nic czerwonego, więc trochę spokojniejsza wchodzę do gabinetu  starszawego mężczyzny rządzącego szkołą, po czym na jego prośbę zaczynam opowiadać, co się stało.
- Dobrze, podaj mi numer do jednego z Twoich rodziców. - prosi dyrektor po wysłuchaniu mojej wersji wydarzeń. Bez problemu podaję mu numer i zostaję oddelegowana do sekretariatu, gdzie mam czekać na mamę, która dociera do szkoły dopiero po kilkunastu dłużących się minutach, po których wracam do gabinetu dyrektora, wprowadzając tam moją rodzicielkę.
- Dzień dobry. - kobieta uśmiecha się sympatycznie i podaje dyrektorowi rękę.
- Dzień dobry, proszę usiąść. - mężczyzna ściska jej dłoń, wskazując na krzesło stojące przed biurkiem. - Proszę Pani, Julia sprowokowała swojego kolegę z klasy, po czym oskarżyła go o pobicie.
- Słucham? - moja mama patrzy na mnie, blednąc.
- Wcale tak nie było! - protestuję zszokowana, nie wierząc w to, co słyszę.
- Nie krzycz Julia. Przed chwilą mówiłaś coś zupełnie innego, więc proszę, abyś teraz się tego nie wypierała, tak? Bierz odpowiedzialność za swoje słowa i czyny. - dyrektor patrzy na mnie surowo, po czym przenosi wzrok z powrotem na moją rodzicielkę.
- Nie, nie wierzę. Pan mówi mi o braniu odpowiedzialności za swoje czyny, podczas gdy Jake zostaje niewinny? Naprawdę? Szkoda tylko, że to właśnie Jake chodzi po całej szkole, prześladując dzieciaki z podstawówki i jakoś nikt z tym nic nie robi. - mówię, mając nadzieję, że to jakiś ponury żart.
- Jako że jesteś tu nowa i to Twój pierwszy wybryk nie dam Ci żadnej kary, ale na następny raz uważaj kogo i o co oskarżasz. - poucza mnie mężczyzna.
- Wszyscy tu jesteście nienormalni. - twierdzę, po czym wychodzę z gabinetu najszybciej, jak mogę, mając gdzieś, czy dostanę jakąś karę, czy nie.
Szybkim krokiem zmierzam pod salę, pod którą zostawiłam mój plecak, chcąc opuścić już budynek. To dopiero drugi dzień, a ja już mam dość tej chorej szkoły. Zastanawia mnie tylko, dlaczego wszyscy bronią Jake'a i nie dają powiedzieć o nim złego słowa, nawet jeśli mówi się prawdę. Ma jakieś wtyki u dyrekcji, czy jak?
- Julka! Julka, stój! - słyszę nagle znajomy głos, więc zatrzymuję się i patrzę w kierunku źródła dźwięku. W moim kierunku biegnie Lilly, trzymająca w ręku mój plecak. Uśmiecham się lekko, kiedy dziewczyna zatrzymuje się krok przede mną, po czym odbieram od niej mój plecak.
- Dzięki. Ej, czemu nie było Cię na pierwszej lekcji? - pytam zaciekawiona, zarzucając tornister na ramię.
- Miałam wizytę u dentysty, wiesz taką kontrolną. A Ty czemu opuściłaś drugą lekcję? - blondynka patrzy na mnie lekko zmartwiona.
- Miałam mały spór z Jakiem. A właśnie, robimy z nim projekt, trzymaj wymagania. - podaję dziewczynie kartkę z wymaganiami.
- Czekaj, czekaj. Spór z Jakiem? Robimy z nim projekt? Nie było mnie tylko jedną lekcję, ile mogło mnie ominąć?! - Lilly patrzy na mnie zszokowana, więc zaczynam wszystko jej opowiadać. - Wow, widać, że masz dar do przyciągania problemów.
- Ano, mam, więc się przyzwyczajaj, bo siedzimy w tym razem. Przynajmniej do zakończenia projektu. - oznajmiam i ruszam w kierunku następnej sali lekcyjnej, postanawiając zostać na przynajmniej jeszcze jednej lekcji. Lilly dotrzymuje mi kroku, ciężko o czymś myśląc. Nie zdąża jednak zdradzić mi swoich przemyśleń, gdyż pod salę dochodzimy równo z dzwonkiem i od razu idziemy na lekcję.

______________________________________________________________
Hej!
Wiem, rozdział miał się pojawić o 20, ale niestety nie będzie mnie o tej godzinie w domu i nie będę miała jak go opublikować, więc pojawia się już teraz.
Jak również widzicie, w końcu zaczyna się coś dziać. Gwarantuję Wam, że w kolejnych rozdziałach będzie działo się o wiele więcej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, szanuję za Inkę. Najlepsza kawa bezkofeinowa na świecie, przynajmniej dla mnie.
Zdecydowanie podświadomość Julki robi jej nieprzyjemne psikusy, a zniknięcie zdjęcia może jej nie pomoże, ale na pewno da nadzieję, że może Henry i Emma nie są razem.
Oj, nie będzie kolorowo.
Viv, wróciłaś! A już się bałam, że Twoje komentarze będą tylko chwilowe.
Takie znikające zdjęcia są naprawdę bardzo zagadkowe. Ja sama też czasami zastanawiam się, czy jakaś para nadal jest razem, kiedy z ich profilów znikają wspólne zdjęcia.
Julka na pewno nie da się przekonać na odwalenie całej roboty za chłopaków, ale nie wiem, czy uda jej się zmusić ich do pracy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.

2 komentarze:

  1. No bez jaj! Jake to taka świnia, że mój poziom bulwersacji osiągnął właśnie apogeum! Do tego ten powalony dyrektor dorzucił swoje 5 groszy! Żeby dorosły facet bał się jakiegoś dzieciaka jest raczej mało prawdopodobne, chyba że... Czyżby Jake miał wysoko postawionych rodziców?
    Proszę Cię, nie bierz mnie za tymczasową czytelniczkę, która dodaje komentarze tylko okazyjnie. Jestem tutaj na stałe:)
    Pozdrawiam
    Viv

    OdpowiedzUsuń
  2. Oby tylko Julka nie porywała się na walkę z wiatrakami.
    Robin Hooda? No błagam! Przecież Julka nie chodzi z łukiem i strzałami na plecak. Jak zacznie, to pierwsza zacznę ją przezywać Sokole Oko.
    On nie jest nienormalnie. On jest po prostu bandziorem. Przynajmniej na razie.
    O jeju! Co za… Co tam się stało? I jeszcze od razu o tym powiedziała. Jake Parker nie będzie z tego zadowolony. Kiedyś naskarżyłam na nauczycielkę.
    Tylko, żeby nie usłyszała, że nie popierają donosicielstwa.
    Kilkanaście minut? Szybka jest.
    Że słucham?
    A jakby tak zrobić z tego filmik? Wiesz, taki porządny, w stylu Topowych Teorii Spiskowych.
    Nie iść do dentysty w trakcie lekcji. Zanotować.
    Rozdział super! Czekam na nn! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Wydarzenia przedstawione w opowiadaniu są jedynie wytworem mojej wyobraźni i nie miały miejsca w realnym świecie.
Wszelkie zbieżności imion i nazwisk są przypadkowe.
Niektóre informacje zostały zmienione na potrzeby opowiadania.
Enjoy! :D