Rozdział 99

ROZDZIAŁ 99
*per. Julii*
Odkąd rodzice przywieźli mnie do Polski, muszę od nowa uczyć się tu żyć. Muszę znów przyzwyczaić się do słuchania mamy i taty, wielu obowiązków i samotności. Chyba właśnie to jest najgorsze. Samotność. Świadomość tego, że moi przyjaciele i chłopak są na drugim końcu świata, a siostra może być w każdym jego zakątku, z każdą chwilą dobija mnie coraz bardziej. No i jeszcze ta bezsilność. Poczucie, że tak naprawdę nic nie zależy ode mnie, że nic nie mogę zrobić. Jestem teraz zdana tylko na rodziców.
Wzdycham cicho, po czym podnoszę się z łóżka i wychodzę z pokoju, zmęczona niemal ciągłą samotnością. Pomimo tego, że mieszkam znowu z rodzicami, widuję ich tylko na kolacji, ewentualnie czasami na obiedzie. Resztę dnia spędzają w pracy, zostawiając mnie zamkniętą na cztery spusty. Telefonu też nie chcą mi oddać, więc tak naprawdę pozostają mi książki lub myśli.
Wchodzę niepewnie do kuchni, gdzie już od rana urzęduje moja mama. Dzisiaj wyjątkowo wzięła sobie dzień wolny, w sumie sama nie wiem, czemu, ale dla mnie to lepiej. Przynajmniej nie jestem zupełnie sama. Siadam przy stole, zaczynając obserwować ruchy mojej rodzicielki. Już chwilę potem zauważam drżenie rąk mamy i jej brak skupienia. Nie trzeba być Alfą i Omegą, żeby zauważyć, że jej stan psychiczny jest w nie najlepszym stanie. Zresztą, nie dziwię jej się. W końcu nie wiadomo czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy swoją córkę. Nie dziwne, że sobie z tym nie radzi.
Podchodzę do kobiety i zabieram z jej dłoni nóż, którym zamierzała pokroić warzywa potrzebne do gotowanego przez nią dania. Chwilę później sama zabieram się za przygotowywanie obiadu, pozwalając mamie odpocząć. Niestety moje myśli wciąż krążą pomiędzy Ameryką, a kolejnymi pomysłami, co może dziać się z Patrycją, więc niezbyt potrafię skupić się na gotowaniu. Niemal wszystko leci mi z rąk.
- Może zamówimy dzisiaj pizzę? - proponuję w końcu, wyprowadzona z równowagi niepowodzeniami.
- Tak, to chyba dobry pomysł. - przytakuje mi mama i bierze do ręki telefon, w celu skontaktowania się z pizzerią i złożenia zamówienia. W tym samym momencie daje się słyszeć dzwonek do drzwi.
- Otworzę. - wzdycham i kieruję się do wejścia. Otwieram smutna drzwi i zamieram.
*per. Patrycji*
Przemierzam ulice Warszawy, trzymając Kendalla za rękę. Nadal nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jest. Że naprawdę go odzyskałam. Wczoraj szczerze porozmawialiśmy i dowiedziałam się, o co chodziło w sprawie z Justice. Nie wiem czy powinnam była to zrobić, ale uwierzyłam mu. Czułam, że mówi prawdę.
- Chyba muszę zacząć uczyć się polskiego. - słyszę nagle głos blondyna, wyrywający mnie z zamyślenia.
- Jeśli chcesz, to mogę Cię nauczyć, jak już wrócimy do Stanów. - stwierdzam z uśmiechem.
- Chcę. Wreszcie będę rozumiał, kiedy będziecie knuły coś po polsku. - uśmiecha się przebiegle.
- O Ty spryciarzu. - śmieję się cicho, przytulając się do niego. Odwzajemnia to i zaczyna wsłuchiwać się w rozmowy ludzi na ulicy, próbując cokolwiek zrozumieć, ale widzę, że nie za bardzo mu to idzie. Trochę chce mi się śmiać, ale powstrzymuję się i udaję, że nie zwracam na to uwagi. Kątem oka jednak obserwuję jego zachowanie i dezorientację.
Kilka minut później stajemy w końcu przed drzwiami mojego rodzinnego domu. Kendall patrzy na mnie niepewnie, bojąc się konfrontacji z moim ojcem, więc próbuję go uspokoić, zapewniając, że porozmawiam z tatą. Blondyn zgadza się na taki układ i pozwala mi zadzwonić do drzwi. Chwilę później drzwi otwiera mi Julka. Patrzy na mnie i zamiera na kilka sekund, po których przytula się do mnie i z niedowierzaniem wybucha płaczem. Tulę ją mocno i zaczynam uspokajać, głaszcząc po plecach i lekko kołysząc. Kilka minut później w drzwiach staje, wystraszona płaczem mojej siostry, mama. Patrzy na mnie zszokowana, chyba nie wiedząc za bardzo, co zrobić. Przytulam ją jedną ręką, drugą nadal trzymając Julię. Nasza rodzicielka uśmiecha się ze łzami w oczach i odwzajemnia uścisk, po czym wpuszcza mnie i Kendalla do domu.
Wchodzę do środka, rozglądając się dyskretnie. Od mojego wyjazdu z Polski nic się tam nie zmieniło. Mieszkanie cały czas jest takie, jakie je zapamiętałam. Uśmiecham się lekko i idę do salonu, gdzie prowadzi nas mama. Siadam na kanapie, nadal obejmując jedną ręką Julkę, która za nic w świecie nie chce mnie puścić. Mamusia oczywiście od razu zaczyna wypytywać mnie, co się właściwie stało, czy nic mi nie jest, kto mnie uprowadził i jak się wydostałam. Opowiadam jej wszystko, pomijając jedynie próbę samobójczą Pawła.
- Czyli to serio byłaś Ty. - stwierdza nagle Julka, a ja patrzę na nią pytająco, nie wiedząc, o co chodzi. - Wtedy, kiedy Cię goniłam. To nie były żadne przywidzenia, tylko naprawdę Ty. Tylko, dlaczego uciekałaś? Przecież od razu byśmy Ci pomogli i nie musiałabyś męczyć się tak długo z tym psycholem.
- Wiem, po prostu bałam się, że jeśli Malinowski dowie się, że kontaktowałam się z Wami, Wam też coś zrobi. - wyjaśniam, mocniej ją przytulając.
Niedługo potem, kiedy atmosfera zaczyna się rozluźniać, a porwanie schodzi na boczny tor, z pracy wraca tata. Widzę, że jest w szoku, widząc mnie, jak gdyby nigdy nic siedzącą na kanapie. Odnoszę jednak wrażenie, że szok jest pozytywny, zwłaszcza że już po chwili mój rodziciel przytula mnie mocno, po czym przejęty zaczyna sprawdzać, czy jestem cała i zdrowa. Uspokajam go i siadam z powrotem na kanapie, a on w tym samym momencie zauważa Kendalla. Mina automatycznie mu rzednie, a w jego oczach pojawia się wściekłość.
- Co tu robisz? Nie wyraziłem się dostatecznie jasno, zakazując Ci zbliżać się do mojej rodziny? - pyta retorycznie, starając się zachować resztki spokoju. Widzę, że blondyn chce się jakoś bronić, ale tata mrozi go wzrokiem, zamykając mu usta.
- Tato, przestań. To nie jest wina Kendalla. Wczoraj wszystko sobie wyjaśniliśmy i, z całym szacunkiem, ale nie chcę, żebyś wtrącał się w mój związek. - mówię stanowczym tonem, łapiąc Schmidta za rękę.
- Córcia, ja się po prostu o Ciebie martwię. - twierdzi, prosząc mnie wzrokiem o pozwolenie na wyrzucenie mojego chłopaka z domu.
- I jestem Ci za to wdzięczna, naprawdę. - zapewniam go.
- Więc dlaczego nie chcesz dać sobie pomóc? Kochanie, on Cię skrzywdzi, ja to wiem.
- Nawet jeśli, to przynajmniej będę miała nauczkę. Tato, musisz zrozumieć, że mam już dziewiętnaście lat. Tak, zawsze będę Cię potrzebowała, tak samo jak mamy, ale jestem już dorosła. Chcę sama podejmować decyzje i ponosić ich konsekwencje, nawet jeśli będą złe. Kiedy byłam zbuntowaną nastolatką i robiłam coś nieodpowiedniego, mówiłeś że muszę uczyć się na błędach, więc pozwól mi na to. Pozwól mi uczyć się na własnych błędach, tak jak zawsze chciałeś. Okay, być może popełnię ich mnóstwo, ale na przyszłość będę już znała konsekwencje i więcej nie popełnię tej samej decyzji. Chyba właśnie na tym to polega, prawda? Na popełnianiu błędów w młodości, żeby móc dojrzeć i mieć pojęcie o świecie. - widzę, że rodzice są zszokowani moim wywodem. W sumie się nie dziwię. Rzadko kiedy przeciwstawiałam się im. Zawsze to ja byłam "ta grzeczna", a Julka dokładnie na odwrót i wiem, że takich słów spodziewaliby się prędzej od niej.
- A jeśli nie nauczysz się i popełnisz jakiś błąd ponownie? - pyta zmartwiony.
- Jeśli tak będzie, to obiecuję, że zadzwonię do Ciebie i omówimy to, zgoda? - proponuję, chcąc wreszcie kompromisu.
- Zgoda, ale masz częściej przyjeżdżać do Polski i odwiedzać swoich staruszków, jasne? - pyta ze śmiechem, na co z chęcią przystaję.
- No to skoro już wszyscy się kochają i wszystko jest w porządku, to idę się spakować. - oznajmia z uśmiechem Julia, wbiegając już na schody.
- Po co córeczko? Gdzie się wybierasz? - mama zatrzymuję moją siostrę w połowie stopni.
- Jak to "po co"? Przecież, skoro Patrycja wróciła cała i zdrowa, wracam z nią do Los Angeles. - mówi młoda jak gdyby nigdy nic.
- Nie Kochanie. Za tydzień wracasz do szkoły, nie możesz już jechać, przykro mi. - stwierdza nasza rodzicielka, wprawiając czternastolatkę w osłupienie.
- Nie, nie, nie. Mamo, ja nie mogę wrócić do mojej poprzedniej szkoły. Chcę się uczyć w Ameryce, proszę. - moja siostra patrzy błagająco to na mamę, to na mnie.
- Zaraz, dlaczego nie możesz wrócić do szkoły tutaj? - zadaje pytanie zdziwiona kobieta. No tak, przecież nigdy nie mówiłyśmy rodzicom o aferze z Jadźką.
- Nieistotne. Proszę, pozwól mi uczyć się w Los Angeles i dalej mieszkać z Patrycją. - młoda patrzy na mamę ze łzami w oczach.
- Przepraszam Skarbie, ale nie możesz. Jesteśmy Twoimi prawnymi opiekunami i na stałe musisz mieszkać tutaj, z nami, a co za tym idzie, musisz chodzić tutaj do szkoły. Do Patrycji będziesz jeździła w każde wakacje, obiecuję. - kobieta próbuje przytulić swoją najmłodszą córkę, ale ta odsuwa się i biegnie ze łzami w oczach do pokoju. Chwilę potem daje się słyszeć tylko trzask drzwi i płacz zrozpaczonej nastolatki.

______________________________________________________________
Hej!
No i mamy już 99 rozdział. Jeju, nie mogę uwierzyć, że już za tydzień ten blog będzie miał 100 rozdziałów. Dobra, będę się rozczulać w przyszły poniedziałek, teraz lepiej przejdźmy do odpowiadania na komentarze.
Rose, cieszę się, że rozdział Cię zszokował, bo taki był jego cel. Szczerze Ci powiem, że kiedy w jakiejś książce umiera jedna z postaci, też czasem umiem się rozpłakać. Nieważne, czy lubiłam tę postać, czy nie, jakoś tak mi smutno, że więcej jej nie będzie. Reszta paczki powróci już niedługo. No i cieszę się, że będziesz pisać dłuższe komentarze.
Marta, Kendall był tak odważny, bo kierowały nim emocje. Po prostu kocha Patrycję i chciał ją obronić. Fakt faktem, że skończył z rozbitym nosem, ale obronił Pati. Oj tak, Paweł zdecydowanie musi udać się do specjalisty. Czyli mówisz, że będę miała niezły spam na mailu? No cóż, czekam. Nie, Malinowski nie ma instynktu zachowawczego ani hamulców, nie oczekuj tego od niego. W sumie masz rację. Clover chciała wybaczyć tylko dziewczynie, która ją obraziła, Patrycja wybaczyła swojemu porywaczowi. Serio jest bardziej łagodna. A tak na marginesie, o co się martwisz?
Do następnego.

Rozdział 98

ROZDZIAŁ 98
*per. Patrycji*
Opieram się wystraszona o drzwi łazienki, w której chowają się moi przyjaciele i Kendall. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu są. Z jednej strony bardzo się z tego cieszę, bo strasznie za nimi tęskniłam, no i mam nadzieję, że uwolnią mnie od Malinowskiego. Z drugiej jednak strony zżera mnie strach na myśl o tym, co zrobi Paweł, kiedy dowie się, że tu są. Już kilka razy podczas naszej znajomości mnie uderzył. Między innymi wczoraj, kiedy nie założyłam sukienki na przyjście jego kumpli. Wściekł się i uderzył mnie w twarz. Na szczęście jego atak złości przerwali jego koledzy, którzy przyszli w samą porę. Nawet nie chcę myśleć, co by się ze mną stało, gdyby przyszli kilka minut później. Wyciągnęli Pawła na miasto, a on nie wrócił na noc. Wysłał mi tylko wiadomość, że wróci rano i wtedy się policzymy.
Patrzę z niepokojem na drzwi sypialni, w których staje Paweł. Widać, że poprzedniej nocy nieźle zabalował. Powoli zaczyna kierować się w moją stroną, patrząc na mnie z wyższością. Na jego ustach gości kpiący uśmieszek. Staram się zachować spokój, ale mój oddech z każdą chwilą coraz bardziej przyspiesza z przerażenia.
- Odsuń się. - rozkazuje spokojnym tonem, ale ja nie reaguję. - Ogłuchłaś czy co?! Odsuń się! - wrzeszczy, wyprowadzony z równowagi, a ja zaczynam trząść się ze strachu.
- P-po co? - pytam, spoglądając na niego.
- A po co się chodzi do kibla kretynko?! Won! - krzyczy, po czym łapie mnie za ramiona i popycha na ścianę, w którą z impetem uderzam. Osuwam się po niej i, widząc jak Malinowski podchodzi do mnie z zaciśniętymi pięściami, zamykam przerażona oczy i zakrywam twarz rękoma. Nagle słyszę dźwięk otwieranych drzwi, a chwilę potem huk. Otwieram gwałtownie oczy i od razu dostrzegam Kendalla, szarpiącego się z Pawłem. Słyszę, że coś wrzeszczą, ale przez zdenerwowanie nie jestem nawet w stanie odróżnić słów. Wszystko plącze się w jeden, bezsensowny ciąg. Zrywam się z podłogi i podbiegam do Kendalla, próbując odciągnąć go od psychopaty. Nie mogę dopuścić, żeby blondyn miał przeze mnie kłopoty, albo żeby coś mu się stało.
- Kendall! Dość! Zostaw go! - wrzeszczę, ciągnąc go za rękaw bluzy, ale nic to nie daje. - Carlos, zrób coś! - błagam ze łzami w oczach, wiedząc że nie mam tyle siły, żeby powstrzymać mojego chłopaka. Latynos odsuwa mnie od szarpiących się chłopaków i próbuje uspokoić Kendalla. Jakimś cudem odsuwa go od Pawła, a ten, korzystając z okazji, niespodziewanie uderza blondyna pięścią w twarz. Kendall zatacza się kilka kroków do tyłu, zaskoczony ciosem, a z jego nosa zaczyna lecieć krew. Chcę do niego podbiec, ale Agata łapie mnie za ramiona i trzyma, nie dając mi zrobić kroku. Widzę wściekłość w oczach Pawła i zaczynam wyrywać się z uścisku mojej przyjaciółki, chcąc w jakiś sposób ochronić Kendalla. Wiem jednak, że to niemożliwe. Malinowski jest dla mnie zbyt silny. Powali mnie jednym ciosem, a potem dopadnie blondyna.
Nagle Paweł patrzy na mnie i jakby przytomnieje. Z jego oczu znika wściekłość i szaleństwo, a pojawia się strach i niedowierzanie. Robi krok w moją stronę, ale widząc, że się go boję, cofa się, żeby po chwili wybiec z pokoju, a potem z domu.
*per. Pawła*
Biegnę, nie oglądając się za siebie. Chcę znaleźć się jak najdalej od domu babci i jak najdalej od wydarzeń z ostatnich kilku dni. Nie mogę uwierzyć, że znowu to zrobiłem. Znów skrzywdziłem Patrycję. Kolejny raz podniosłem na nią rękę, pomimo obietnicy złożonej babci i samemu sobie. Nie chciałem tego. Nie chciałem, żeby tak to się skończyło. Chciałem tylko odzyskać osobę, którą kocham. Chciałem mieć normalne życie.
Wbiegam na most i przechodzę przez barierkę. Nie chcę już żyć. Nie chcę żyć z myślą, że zawiodłem osoby, które kocham. Nie chcę żyć ze świadomością, że Patrycja już nigdy w życiu mi nie wybaczy. Patrzę z wysokości na taflę wody, bojąc się zrobić krok. Po moich policzkach płyną łzy, a dłonie zaciskają się na barierce. Chcę skoczyć, ale nie mam tyle odwagi. Zaciskam zęby i puszczam barierkę, robiąc krok do przodu. Czas to skończyć. Biorę głęboki wdech, po czym robię kolejny krok, kiedy nagle czuję na ramieniu czyjąś rękę. Odwracam się niepewnie i zamieram. Osobą, która mnie złapała jest Patrycja. Kilka kroków dalej zauważam jej przyjaciół oraz chłopaka. Wyplątuję ramię z uścisku jej drobnej dłoni i przesuwam moją nogę bliżej krawędzi.
- Nie rób tego. - słyszę w tym samym momencie głos blondynki.
- Co? - pytam cicho, zaskoczony słowami dziewczyny.
- Nie rób tego. - powtarza, ciągnąc mnie lekko w stronę barierki.
- Dlaczego? Skrzywdziłem Cię. Nie powinnaś mnie powstrzymywać. - mówię, odsuwając się.
- Skrzywdziłeś, ale nie zasługujesz na śmierć. Pomogę Ci, tylko nie rób tego. - prosi, wprawiając mnie w coraz większe osłupienie. Widzę, że jej bliscy też są zaskoczeni jej zachowaniem.
- Ty... pomimo tego, co Ci zrobiłem, Ty chcesz mi pomóc? - pytam zszokowany, łapiąc się jedną ręką barierki.
- To właśnie mówię. Paweł, Ty nie potrzebujesz śmierci, tylko leczenia. - twierdzi, patrząc mi prosto w oczy.
- Nie. Ja potrzebuję Ciebie. Kocham Cię, rozumiesz? - wyznaję, a kątem oka dostrzegam jak Schmidt zaciska dłonie w pięści.
- Nie Paweł, nie kochasz mnie. Kochasz to, co dla Ciebie robiłam. Kochasz to, że się Tobą opiekowałam. Kochasz to, że zajmowałam się domem. Właśnie tego potrzebujesz. Opieki i pomocy. Powiedz, kiedy wpadłeś na pomysł odzyskania mnie. - prosi mnie, mając najwidoczniej jakąś teorię na to wszystko.
- Miesiąc temu, kiedy... - blednę, dochodząc do źródła mojego zachowania.
- Kiedy zmarła Twoja babcia. Osoba, która opiekowała się Tobą i pomagała Ci. To dlatego chciałeś mnie z powrotem. Nie dlatego, że mnie kochasz. Dlatego, że nie mogłeś poradzić sobie po stracie tego wszystkiego, co robiła Twoja babcia. - twierdzi, uświadamiając mnie w tym. To prawda. Dopiero teraz widzę, że rzeczywiście nie kocham Patrycji, tylko sposób, w jaki się mną opiekowała. Robiła to dokładnie jak moja babcia. Gotowała mi, sprzątała, rozmawiała ze mną.
- Przepraszam. - szepczę ze skruchą, spuszczając głowę.
- Idź na terapię, dobrze? Ułożysz sobie życie, tylko wylecz się z tego, co zafundowali Ci kiedyś rodzice. No i z tej agresji. Potem zacznij wszystko od nowa. Gwarantuję Ci, że znajdziesz dziewczynę i ustatkujesz się. Jesteś fajnym chłopakiem, tylko zbyt agresywnym i władczym, naprawdę. - mówi, pomagając mi wejść z powrotem na most.
- A... będziesz kiedyś w stanie wybaczyć mi to wszystko? - pytam niepewnie, zerkając na nią.
- Nie wiem Paweł. Na razie chcę o tym zapomnieć i ułożyć sobie wszystko. - twierdzi, odsuwając się odrobinę.
- Jasne, rozumiem. To... powodzenia. Mam nadzieję, że za bardzo nie zrujnowałem Ci psychiki. - uśmiecham się smutno i odchodzę, dając blondynce jej upragnioną wolność.

______________________________________________________________
Hej!
Od razu na wstępie przepraszam, że rozdział pojawia się wcześniej niż zazwyczaj, ponieważ dosłownie za kilka minut wyjeżdżam i nie będę miała jak opublikować tego rozdziału o 20:00. Mam nadzieję, że się na mnie o to nie gniewacie.
Powiem Wam też szczerze, że rozdział ten miałam napisany już jakiś tydzień temu, ale dzisiaj, czytając go raz jeszcze i wprowadzając drobne poprawki, doszłam do wniosku, że nadawałby się on idealnie na rozdział 100, jednak mam już napisane rozdziały na zapas i nie chciałam przesuwać ich, a pomysł z setnego rozdziału wyrzucić do kosza, więc zakończenie sprawy z Pawłem pojawia się właśnie dzisiaj. Oczywiście nie oznacza to, że Malinowski odchodzi z życia naszych bohaterów na zawsze. Co to, to nie. Jeszcze zagości na tym blogu, nie martwcie się.
No to skoro powiedziałam już wszystko, co chciałam, to czas odpowiedzieć na komentarze sprzed tygodnia.
Rose, Kendall niestety nie miał kiedy nauczyć się polskiego, ale chyba powinien zacząć. Jakby rozumiał sekretne rozmowy dziewczyn, to miałyby przekichane, bo wszystko by wiedział.
Marta, przecież w poprzednim rozdziale było napisane, że weszli do samolotu do Polski, więc nie wiem, dlaczego Cię to zdziwiło. Tak, Kendall na pewno to wie, ale Agata, jak to Agata, przejęła inicjatywę. Serio jak na szpilkach? Wow, wreszcie mój rozdział wywołał jakieś emocje. To dla mnie wielki komplement, więc dziękuję.
Do następnego.

Rozdział 97

ROZDZIAŁ 97
*per. Kendalla*
Po ośmiu godzinach podróży, samolot nareszcie ląduje na warszawskim lotnisku. Wychodzę z Agatą i Carlosem z latającej maszyny, kierując się po nasze walizki. Kiedy mamy już wszystkie nasze rzeczy z powrotem, dziewczyna zaczyna prowadzić nas w stronę najbliższego hotelu, żebyśmy mogli zostawić tam nasze rzeczy i przenocować, bo szczerze wątpię, żeby nasza wizyta w Polsce zajęła tylko jeden dzień. Chociaż, kto wie?
Wchodzimy powoli do hotelowego lobby, a Agata, jako że jedyna zna tutejszy język, idzie nas zameldować, zostawiając mnie i Carlosa obok kilku foteli i kanapy, zajętych przez innych gości hotelu. Z braku lepszego zajęcia, zaczynam przysłuchiwać się rozmowie dziewczyny z recepcjonistą. Muszę przyznać, że już dawno nie słyszałem, jak ktokolwiek mówi po polsku i brzmi to troszeczkę dziwnie, zwłaszcza że nie rozumiem ani słowa z prowadzonego dialogu. Chyba czas zacząć uczyć się polskiego, przynajmniej w mowie. Kiedyś na pewno mi się to przyda. W końcu, moja dziewczyna i jej rodzina są Polakami.
Kilka minut później Agata podchodzi do nas z kluczem do pokoju w ręku. Zaraz, zaraz... przecież ona ma tylko jeden klucz. A ja i Carlos? Patrzymy na nią zdziwieni, żądając wyjaśnień, ale ona nie robi sobie nic z naszego wzroku i, jak gdyby nigdy nic, bierze walizkę, kierując się do windy. Idziemy za nią coraz bardziej zdziwieni, nie mają pojęcia, o co chodzi. Wyjaśnia się to dopiero po otworzeniu przez Agatę drzwi naszego, jak się okazuje, trzyosobowego pokoju. W sumie niezłe rozwiązanie.
Podchodzę powoli do jednego z łóżek, po czym kładę się na nim, wykończony lotem i zmianą strefy czasowej. Mam niesamowitą ochotę zasnąć, ale wiem, że nie mogę. Najpierw muszę znaleźć Patrycję, albo chociaż jakikolwiek ślad, świadczący o tym, że nie przyjechałem do Polski na darmo. W innym wypadku nawet nie mam co próbować zasnąć, bo i tak mi się to nie uda. Nawet, jeśli ułożę się do snu, mój mózg będzie mi podsuwał coraz straszniejsze obrazy tego, co Malinowski może robić Patrycji.
- Gdzie mieszka babcia tego psychola? - pytam w końcu, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Kilka ulic stąd, ale zanim tam pójdziemy, może najpierw się prześpijcie? - proponuje dziewczyna, patrząc to na mnie, to na Carlosa.
- Damy radę, bez przesady. Nieraz umieliśmy dłużej nie spać, na przykład jak mieliśmy koncerty. - twierdzi Carlos, z czym się zgadzam. Rzeczywiście próby czasami trwały tak długo, że spaliśmy dopiero kilka godzin przed koncertem, żeby być w miarę wypoczęci i niczego nie pomylić.
- No to chodźmy. - Agata narzuca na siebie bluzę ze względu na niższą temperaturę niż w Los Angeles i kieruje się w stronę drzwi, więc idziemy za nią. Wychodzimy z hotelu, a szatynka prowadzi nas do odpowiedniego domu. Droga zajmuje nam zaledwie kilka cichych minut, podczas których każde z nas zatopione jest we własnych myślach. Po dotarciu na miejsce Aga bierze głęboki oddech i puka kilka razy do drzwi, ale nikt nie otwiera. Patrzy na nas zdziwiona i ponawia czynność, ale niestety skutek jest taki sam, jak poprzednio. Po kolejnej nieudanej próbie, szatynka kładzie rękę na klamkę, po czym lekko ją naciska i popycha drzwi, które okazują się otwarte.
Patrzymy na siebie zdziwieni i wchodzimy niepewnie do domu. Jest cicho, jak makiem zasiał. Wydaje się, jakby w mieszkaniu nie było żywej duszy. Nagle jednak daje się słyszeć cichy szloch, z jednego z pokoi. Agata każe nam zaczekać na korytarzu, a sama wchodzi po cichu do pomieszczenia, z którego dobiega płacz.
- Boże, Pati. - wzdycha Agata, znikając we wnętrzu pokoju.
- A-Agata? - słyszę nagle łamiący się od płaczu głos Patrycji i nie wiem, czy cieszyć się, że ją znalazłem, czy martwić się, co robił jej ten psychopata, bo bez powodu raczej nie płacze. Podchodzę niepewnie do drzwi i zerkam kątem oka, co się dzieje. Widzę, jak Agata próbuje uspokoić Pati i serce mi się kraje, widząc łzy dziewczyny. Chwilę później blondynka odsuwa się od swojej przyjaciółki, a na jej policzku daje się zauważyć wielki siniak. Patrzę na to z niedowierzaniem i wściekłością jednocześnie. Nie mogę uwierzyć, że Malinowski naprawdę ją uderzył, a zarazem mam ochotę odwdzięczyć mu się tym samym, tylko kilka razy mocniej.
Wchodzę szybko do pokoju i kucam naprzeciwko Patrycji, ostrożnie podnosząc jej głowę do góry tak, aby nasze oczy się spotkały. Widzę, jak w jej oczach mieszają się niedowierzanie, radość i strach, więc zamykam ją stęskniony w szczelnym uścisku, a ona po kilkusekundowym wahaniu wtula się we mnie i daje upust emocjom. Jej łzy moczą mi koszulkę, ale mam to gdzieś. Najważniejsze, że nareszcie mam ją przy sobie. Głaszczę ją delikatnie po głowie, lekko nas kołysząc.
Nie wiem, ile czasu mija, kiedy nagle słyszymy, jak ktoś wchodzi do domu. Patrycja gwałtownie się ode mnie odsuwa, patrząc z przerażeniem na drzwi. Wstaje i podbiega do drzwi łazienki, prosząc, abyśmy się w niej schowali, żeby Paweł nas nie zauważył. Niechętnie zgadzam się na to, widząc przerażenie w jej oczach i wraz z Agatą oraz Carlosem, chowam się w łazience, słuchając, co będzie się działo.

______________________________________________________________
Hej!
Jak widzicie, przyjaciele Patrycji nareszcie ją znaleźli, tylko co na to Paweł? Tego dowiecie się za tydzień w poniedziałek, a ja chcę tylko powiedzieć, że mam już pomysł na setny rozdział, więc będzie ciekawie.
Do następnego.

Rozdział 96

ROZDZIAŁ 96
*per. Kendalla*
Siedzę w pokoju z Loganem, słuchając zszokowany Agaty. Nie mogę uwierzyć, że nikt z nas nie wpadł wcześniej na tak oczywistą rzecz. Braliśmy pod uwagę wszystkie opcje, oprócz tej jednej. Kompletnie zapomnieliśmy o incydencie z Pawłem i nożem. W ogóle zapomnieliśmy o Pawle, a on to wykorzystał. Chociaż, pomimo nienawiści, jaką go darzę, muszę przyznać, że idealnie to wszystko zaplanował. Najpierw zastraszył Patrycję, potem doprowadził do naszej kłótni, a na sam koniec wynajął Justice, żeby mnie unieszkodliwić. Mistrz zła.
Szatynka kończy swoją opowieść i patrzy na nas, oczekując reakcji. Żaden z nas nie wie jednak, co powiedzieć. W głowie mam totalny mętlik. Z jednej strony wiem, że powinniśmy poinformować o spostrzeżeniu Agaty policję, a z drugiej strony czuję, że muszę sam to załatwić. Wstaję z łóżka i podchodzę do szafy, po czym wciągam z niej walizkę, zaczynając się pakować.
- Co robisz? - pyta ze zdziwieniem Logan.
- Pakuję się, nie widać? - odpowiadam pytaniem na pytanie, wrzucając pierwsze lepsze ubrania byle jak do torby.
- Po co? - dopytuje Agata.
- Jadę do Polski. Znajdę Patrycję, wyjaśnię jej, co stało się tamtego feralnego wieczoru i naślę na Malinowskiego policję. - wyjaśniam, zamykając walizkę.
- A jak niby zamierzasz to zrobić? Nie masz pojęcia o Polsce, w życiu nie znajdziesz Patrycji. - stwierdza szatynka, a ja, chcąc nie chcąc, muszę przyznać jej rację.
- To pojedź ze mną. - proponuję, mając nadzieję, że się zgodzi.
- Ja? - pyta zszokowana.
- No tak. Przecież znasz Polskę, na pewno uda Ci się jakoś dotrzeć do Malinowskiego.
- W sumie...w Warszawie mieszka jego babcia. Kiedy będziemy już w Polsce, możemy do niej pójść. Może będzie wiedziała, gdzie jest Paweł.
- Czyli jedziesz? - dopytuję, aby się upewnić.
- Tak, tylko daj mi chwilę. Pójdę się spakować. - prosi i wychodzi z pokoju, a ja załatwiam przez Internet bilety na najbliższy lot.
Niedługo potem jesteśmy już w drodze na samolot z nieplanowanym pasażerem, którym jest Carlos. Stwierdził, że nie puści Agaty do Polski tylko ze mną i na nic zdały się tłumaczenia, że będzie bezpieczna. Widać, że strasznie mu na niej zależy i nie dopuści, żeby stała jej się krzywda. W sumie nie jest to dziwne. Kocha się w niej odkąd się poznali.
Wzdycham cicho i zatrzymuję samochód na lotniskowym parkingu. Chwilę później wysiadam z niego wraz z Agatą i Carlosem, po czym wyciągam z bagażnika nasze walizki, podając je moim towarzyszom. Po wypakowaniu wszystkiego, kierujemy się w stronę odprawy, która idzie dość sprawnie. Jakiś czas później siedzimy już w samolocie, mającym przetransportować nas do mojej ukochanej blondyneczki.
_____________________________________________________________
Hej!
Dzisiaj chcę Was tylko zaprosić na Wattpada, na którym w piątek pojawił się pierwszy rozdział mojego opowiadania o Bars and Melody (TUTAJ) i od razu przechodzę do odpowiadania na komentarze spod poprzedniego rozdziału.
Marto, znajomi Pawła wolą pić, zamiast interesować się informacjami podawanymi w mediach, a jego rodzice zawsze będą po jego stronie. Wybacz, że przerwałam w takim momencie, ale nie mogłam się powstrzymać. W takim razie czeka na maila. A powiesz mi jeszcze, czym jest cliffander? Bo szczerze mówiąc, nie mam bladego pojęcia, o co chodzi.
Rose, na pewno przyjaciele Patrycji zrobią wszystko, żeby ukarać Pawła za to, co zrobił. A co masz na myśli, pisząc o wątku, który będzie miał znaczny wpływa na życie bohaterów? Mogłabyś podać przykład takiego wątku?
Na dzisiaj to tyle, aczkolwiek jeśli macie jakieś jeszcze propozycje dotyczące tego, co mogłabym zrobić z okazji setnego rozdziału, piszcie je w komentarzach.
Do następnego.