Był 23 listopada 2013 roku. Mała dziewczynka, wchodząca właśnie w okres dojrzewania, kochała tylko 4 rzeczy: swoją rodzinę, książki oraz pewien amerykański zespół i serial o tym samym tytule. Po wejściu w świat Internetu i odkryciu zjawiska zwanego "fanfiction", godzinami potrafiła siedzieć przy swoim biurku, czytając na komputerze blogi innych fanek zespołu Big Time Rush. Tego dnia założyła swoją własną stronę, ale zacznijmy od początku...
Inne fanki zespołu, zapewne dużo starsze od głównej bohaterki tego wpisu, przelewały na strony internetowe swoje wyobrażenia o Kendallu, Loganie, Jamesie i Carlosie. Czasami opowiadania były oparte o serial, w którym grali młodzi mężczyźni, ale bywało też tak, że fanki opisywały swoje wrażenia na temat ich "prawdziwych" osobowości, a raczej ich obrazu, jaki miały w swoich głowach.
Mała dziewczynka zapragnęła tego drugiego. Na początku nie była jednak pewna, czy powinna to zrobić. W rzeczywistości była bardzo nieśmiała i zamknięta w sobie. Nie wiedziała, czy założenie własnego bloga jest dobrym pomysłem. Bała się, że ją wyśmieją. Pomimo tego, z każdym dniem czytania opowiadań innych użytkowników, w jej głowie pojawiało się coraz więcej pomysłów na jej własną opowieść.
W końcu, po paru dniach rozmyślań zrobiła pierwszy krok: napisała do autorki swojego ulubionego bloga komentarz, w którym zapytała, jak w ogóle powinna zacząć. Ku jej zdziwieniu, autorka odpisała. Dała kilka cennych rad. To był znak.
Dziewczynka przestała się wahać. Porozmawiała ze swoimi rodzicami, wszystko starannie przygotowała i, dwa miesiące później, założyła bloga. Pamięta to jak dziś. Nocowała wtedy u babci. To właśnie tam, na pożyczonym od swojej cioci laptopie, po raz pierwszy zalogowała się na Bloggera. Stworzyła swój własny, mały świat.
Bohaterka dzisiejszego wpisu pokochała stworzony przez siebie świat całym sercem. Chciała pisać jak najwięcej i publikować rozdziały jak najczęściej. Niestety, z czasem obowiązki zaczęły ją przytłaczać. Miała dużo nauki, może nawet zbyt dużo. Chciała mieć jednak jak najlepsze oceny, więc bloga odstawiła na drugi plan. Rozdziały dodawała wtedy, kiedy miała na to czas, ale to tylko zniechęciło jej czytelników.
Kiedy publikowała pierwszy wpis, nie liczyła na wiele wyświetleń. Liczba ponad 300. zszokowała ją, ale też bardzo ucieszyła. Myślała, że tak będzie już zawsze. Była w błędzie. Z rozdziału na rozdział czytelników było coraz mniej, ona publikowała coraz rzadziej, a blogi zaczęły odchodzić do lamusa. Co prawda po kilku latach od pierwszego wpisu, spróbowała odświeżyć swoją stronę i ożywić ją na nowo. Wtedy jednak wszyscy siedzieli już na aplikacji zwanej Wattpad, nie pamiętając już, że fanfiction publikowało się kiedyś na blogach.
Wtedy już osiemnastolatka, odpuściła. Przestała prowadzić bloga. Rok później również zaczęła publikować na Wattpadzie, ale tym razem zupełnie inną historię, którą (o ironio) publikowała wcześniej na drugim blogu. Miała jeszcze trzeci, ale ten zakończył działalność po zaledwie kilku wpisach.
Dzisiaj, dokładnie 10 lat później, ta mała dziewczyna z początku ma już 22 lata i właśnie pisze ten post, siedząc przy swoim laptopie. Niedawno zdobyła też tytuł licencjata na Filologii Angielskiej, a później poszła na ten sam kierunek, ale po to, żeby zdobyć tytuł magistra. Ma dobre życie oraz kochających ludzi wokół. Pomimo pewnych przeciwności losu próbuje spełniać marzenia i, nie zważając na upływ czasu, nie pozwala odejść tej małej części siebie, która zaczęła prowadzić tego bloga. Trzyma ją w swoim sercu, tak samo jak Big Time Rush, a także jej największe hobby, którym okazało się pisarstwo. Czasami wchodzi też na bloga, dzięki któremu rozpoczęła tę przygodę. "All Over Again With BTR", czy może bardziej "Bo kochać, to oplątać dwa serca jedną tęczą…” zostanie w jej pamięci już na zawsze. Tak samo jak na zawsze zostaną z nią wspomnienia dotyczące tego bloga oraz osób, które na niego wchodziły.
I, choć dzisiaj pewnie nikogo już tutaj nie ma, to i tak chciałaby podziękować:
– czytelnikom, którym chciało się czytać dziwne pomysły dwunastolatki
– rodzicom, którzy zawsze ją wspierali i robią to do tej pory
– cioci, która tamtego pamiętnego dnia pożyczyła jej swój laptop
– Marcie, bo z czytelniczki stała się przyjaciółką.
Dziękuję Wam wszystkim. I kto wie, może kiedyś zobaczycie na półce w jakiejś księgarni pseudonim "Domi Schmidt", a wtedy przypomni Wam się, że kiedyś ktoś taki przewinął się w Waszym życiu na ekranie komputera? Jeśli tak, to mam nadzieję, że choć trochę uśmiechniecie się do tych wspomnień, zanim pójdziecie dalej. Ja zawsze będę o Was pamiętać i uśmiechać się na myśl o tej przygodzie, bo była najlepszą, jaką przeżyłam, nawet jeśli nie wykorzystałam szansy, którą na początku mi dała.
A, i nie martwcie się też o bohaterów publikowanej tu opowieści. Wszyscy mają się dobrze, założyli rodziny, znaleźli dobre zawody. Spełniają się i, pomimo że już od dawna nie mieszkają razem, wciąż są najlepszymi przyjaciółmi. Wiedzą, że zawsze mogą na siebie liczyć. Bez względu na wszystko ;)
Już po raz ostatni tutaj: do zobaczenia, być może na Wattpadzie, a być może gdzieś przypadkiem w realu.
Wasza,
Domi Schmidt
Jestem, mordeczko 😘
OdpowiedzUsuń