Rozdział 125

ROZDZIAŁ 125
*per. Julii*
Wchodzę zmęczona do szkoły, powstrzymując ziewanie. W nocy prawie w ogóle nie spałam. Znowu myślałam o Henrym i o tym, co zrobił. Wiem, że nie powinnam, ale to było silniejsze ode mnie. Kiedy tylko zamykałam oczy z zamiarem zaśnięcia, widziałam jego twarz i jego uśmiech, a chwilę później przed oczami pojawiał mi się obraz tego, jak całował się z tamtą dziewczyną.
Wzdycham cicho i kieruję się w stronę sali, starając się skupić na bieżących sprawach. Nie chcę myśleć już o Henrym, ani o tym, co się stało. Lepiej będzie, jak zajmę głowę czymś innym. Na przykład Jakiem. A jeśli już o wilku mowa, to zastanawia mnie, co mu odbiło, że wczoraj chciał zawieźć mnie do szkoły. Nie wiem dlaczego, ale wyczuwam tu jakiś podstęp.
Podchodzę pod salę od języka angielskiego, gdzie z przeciwnego końca korytarza zmierza już także banda Jake'a. Co oni wszyscy nagle tacy punktualni? Opieram się o ścianę i krzyżuję ramiona na piersi, patrząc niepewnie na ten mini-gang. Chwilę później dostrzegam też nauczycielkę, która idzie otworzyć salę.
- Przyjdź za szkołę na następnej przerwie. - rozkazuje Parker, przechodząc obok mnie. Zdziwiona wchodzę razem z nim do sali i kieruję się do ławki, którą zazwyczaj dzieliłam z Lilly. Tym razem dziewczyny nie ma jednak w szkole, ale tylko dlatego, że to właśnie dzisiaj jest chrzest jej siostrzenicy. Mam tylko nadzieję, że dotarła tam cała i zdrowa, a spotkanie za szkołą nie ma z nią nic wspólnego.
Następne czterdzieści pięć minut mija mi na intensywnym zastanawianiu się, czego Jake znowu ode mnie chce. Boję się, że chodzi o Lilly. Może widzieli mnie z nią w galerii i domyślili się, że ich okłamałam? A może ktoś im doniósł, że spotykam się z nią poza szkołą? Jeśli dowiedzieli się, że nadal przyjaźnię się z Lilly, na pewno tak tego nie zostawili. Może nie znam ich zbyt długo, ale wiem, że ich nie wolno okłamywać i boję się, że będę musiała słono zapłacić za ściemę, jaką im wmówiłam.
Słysząc dzwonek oznajmiający przerwę, zrywam się z miejsca i wychodzę z sali razem z bandą Parkera. Wszyscy kierujemy się za szkołę, ale nikt się nie odzywa. Idziemy w kompletnej ciszy, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że chodzi o coś grubszego. Jeśli by tak nie było, rozmawialiby, jak zawsze.
Od razu po wyjściu na zewnątrz biorę głęboki oddech, próbując choć trochę się uspokoić, ale nic to nie daje. Pomimo że na zewnątrz udaję, że to wszystko mnie nie rusza, wewnątrz cała trzęsę się ze strachu. 
- Więc? Czego chcesz? - pytam, krzyżując ręce na piersi.
- Spokojnie, nie spiesz się tak. - mówi, podchodząc do mnie, a ja odruchowo robię krok w tył, uderzając w ścianę. - Najpierw sobie porozmawiamy. - Parker opiera się o ścianę, kładąc dłoń tuż obok mojej głowy i tym samym blokuje mi ucieczkę.
- Porozmawiamy o czym? - pytam, mając nadzieję, że nie zauważył, jak drży mi głos.
- Rozmawiam z różnymi ludźmi o różnych rzeczach. - Jake patrzy mi prosto w oczy, coraz bardziej przybliżając swoją twarz do mojej.
- Jakoś mało mnie to obchodzi Parker. - nie spuszczam wzroku z chłopaka. - Powiedz, o co chodzi i daj mi spokój. Muszę wracać na lekcje. Gdybyś zapomniał teraz mamy chemię, z której musimy zrobić projekt, a nie chcę zawalić tego przez Twoje idiotyczne fanaberie. - mówię odważnie, a z ust przydupasów Jake'a wydobywa się głośne "Uuuu"... Idioci.
- No dobra, sama chciałaś. - Parker uśmiecha się cwanie, po czym podaje mi butelkę wody. - Wypij.
- Po co? - patrzę na niego podejrzliwie.
- Wypij. - powtarza bardziej stanowczym tonem. Niepewnie zaczynam pić, ale jak tylko czuję gorzki i ostry posmak napoju, wypluwam wszystko na ziemię, zaczynając się krztusić.
- Odbiło ci?! Nie będę tego piła! - wciskam mu w dłoń butelkę, poprawiam spadający mi z ramienia plecak i szybkim krokiem wracam do szkoły. Nie mogę uwierzyć, że Jake przyniósł do szkoły alkohol. Co mu strzeliło do głowy, żeby robić takie coś?!
Zdenerwowana wchodzę do łazienki, zderzając się niechcący z jedną z uczennic. Mamroczę pod nosem przeprosiny, a następnie wyciągam z plecaka wodę i przepłukuję nią usta. Opieram się rękami o zlew, biorąc głęboki oddech. Muszę się uspokoić, ale nie jest to łatwe. Okropnie boję się, że któryś z nauczycieli wyczuje z moich ust charakterystyczny zapach wódki.
Stawiam plecak na podłogę i kucam obok niego, zaczynając szukać gumy do żucia. Kiedy jeszcze mieszkałam w Polsce, zawsze miałam gumę w przedniej kieszonce. Teraz niestety nie ma tam ani listka. Dlaczego akurat dzisiaj musiałam zapomnieć tej głupiej gumy?!
Słysząc dzwonek na lekcję zarzucam plecak z powrotem na ramię i niechętnie wychodzę z łazienki. Szybkim krokiem kieruję się w stronę sali, w której mam mieć teraz lekcję, a jednocześnie modlę się, abym nie musiała z nikim rozmawiać. Tak się boję...
- Julia, możemy porozmawiać? - słyszę nagle jedną z nauczycielek. Kobieta uśmiecha się sympatycznie, raczej nie mając złych zamiarów. Kiwam twierdząco głową, przywdziewając na twarz sztuczny uśmiech. Już po mnie...
__________________________________________________________________
Hej!
Jak widzicie, wreszcie pojawia się nowy rozdział! Jej! Bardzo Was przepraszam za tak długą nieobecność, ale było kilka powodów, przez które nie mogłam nic opublikować. Nie będę teraz pisała, co to były za powody, wybaczcie. Niedługo jednak na blogu zajdą zmiany, więc za tydzień, czyli dokładnie 3 września zamiast rozdziału pojawi się specjalny post, w którym wyjaśnię powody mojej nieobecności, a także opowiem trochę o nadchodzących zmianach. Jeszcze raz bardzo przepraszam.
Do następnego.

Rozdział 124

ROZDZIAŁ 124
*per. Julii*
- No dobra, a co powiesz na to? - pokazuję Lilly już którąś z kolei sukienkę, licząc że wreszcie będzie to ta odpowiednia.
- Nie wydaje ci się zbyt oficjalna? - dziewczyna mierzy wzrokiem czarną, prostą sukienkę.
- Idziesz na chrzciny, nie na osiemnastkę kumpla. - mówię zrezygnowana, odwieszając ubranie.
- Dobra, dobra. Znajdźmy po prostu coś, co nie będzie wyglądało, jakbym wybierała się na pogrzeb. - Lilly wychodzi ze sklepu, ciągnąc mnie za sobą. Nie wiem, który to już sklep, ale chyba wreszcie zaczynam rozumieć niechęć mojej siostry do zakupów.
Od ponad godziny chodzimy po galerii handlowej, a Lilly nadal nie może się na nic zdecydować. To za brzydkie, tamto krótkie, to zbyt oficjalne. Jak tak dalej pójdzie, to do jutra nie wyjdziemy z tego głupiego centrum handlowego.
- Dobra, stój. - zatrzymuję dziewczynę przed wejściem do następnego sklepu. - Jakiej sukienki w ogóle szukasz? Masz jakieś konkretne wymagania, czy liczysz na to, że coś wpadnie ci w oko?
- Na pewno musi być kolorowa i niezbyt oficjalna. Zupełnie jak ja. - uśmiecha się i wchodzi do sklepu. Kilka następnych minut spędzamy na przeglądaniu wieszaków w poszukiwaniu tego idealnego stroju. Kolorowej sukienki co prawda nie znajduję, ale za to w oczy rzuca mi się czarno-biała sukienka z czarnym paskiem. Idealnie pasowałaby do Lilly.
- Patrz, co znalazłam. - pokazuję moją zdobycz dziewczynie, a ona patrzy na mnie niepewnie. - No weź, przynajmniej przymierz.
Lilly bez słowa bierze ode mnie sukienkę, kierując się w stronę przymierzalni. Idę za nią ze zwycięskim uśmiechem, wiedząc że jeśli już przymierzy strój, to jakoś przekonam ją do kupna.
Staję obok przymierzalni, cierpliwie czekając, aż Lilly przymierzy sukienkę, kiedy nagle dzwoni mój telefon. Wyciągam go z kieszeni i patrzę, kto dzwoni. Nieznany numer, znowu. Odbieram zdziwiona, ale tak jak poprzednio nic się nie dzieje. Słychać tylko czyjś oddech, a chwilę później połączenie zostaje przerwane. O co tu chodzi? Przecież nie dawałam nikomu swojego numeru telefonu...
- Julka? - głos Lilly wyrywa mnie z zamyślenia.
- Tak? - pytam nieprzytomnie, przenosząc na nią wzrok. Dziewczyna stoi w znalezionej przeze mnie sukience i wygląda naprawdę fajnie. 
- Czuję się jak pingwin. - twierdzi Lilly, zaczynając udawać pingwina, co doprowadza mnie do nieopanowanego śmiechu. Po chwili dziewczyna dołącza do mnie i obie zwijamy się ze śmiechu.
- To co, bierzesz? - pytam, uspokajając się.
- Niech będzie. Tak szczere, to nie chce mi się już łazić po sklepach. - Lilly zasuwa kotarę i przebiera się w zwykłe ubrania, po czym idzie do kasy, a ja drepczę za nią.
Resztę dnia spędzamy na spacerowaniu i rozmawianiu na temat dzisiejszego dziwnego zachowania Jake'a. Żadna z nas nie wie, co tak naprawdę mu odbiło, ale obie jesteśmy zgodne w tym, że to wszystko robi się coraz bardziej niepokojące.
_______________________________________________________________
Hej!
Wreszcie pojawia się tu rozdział, a mój Internet wreszcie się ogarnął, więc mam nadzieję, że będzie już dobrze i będę mogła dodawać rozdziały regularnie, tak samo jak regularnie będę mogła komentować inne blogi.
P.S. Dzisiaj James kończy 28 lat! Nie wierzę, jak szybko leci czas.
Do następnego.

Fałszywy uśmiech |Logan Henderson|

Kolejny dzień, kolejne obowiązki i kolejne rozczarowania. Otwieram oczy, kierując wzrok na lewą stronę łóżka, z nadzieją, że zobaczę tam mojego chłopaka. Jego jednak tam nie ma, zresztą jak zwykle. To było do przewidzenia.
Wzdycham cicho, po czym biorę z szafki nocnej mój telefon i sprawdzam godzinę. Dziesiąta – Logan już dawno jest w studiu. Szczerze mówiąc, nie chce mi się wstawać, ale wiem, że muszę. Znów mam masę obowiązków, w których nikt mnie nie wyręczy.
Przecieram oczy, a następnie wstaję i idę do łazienki. Zdejmuję pidżamę i wchodzę pod prysznic, puszczając ciepłą wodę. Opieram się plecami o ścianę kabiny, zamykając oczy. Chwila pod prysznicem, to moja ostatnia wolna chwila w tym dniu, więc chcę, aby trwała jak najdłużej.
Niestety już kilka minut później słyszę dźwięk przypomnienia, dochodzący z telefonu. Szybko dokańczam mycie się, a następnie wychodzę spod prysznica i owijam się ręcznikiem. Telefon został w sypialni, więc wychodzę z łazienki, zostawiając za sobą mokre ślady stóp.
Biorę z szafki nocnej smartfona i czytam treść powiadomienia. Kalendarz przypomina mi o dzisiejszej wizycie młodszej siostry mojego chłopaka – szesnastoletniej Presley. Skoro tak, to może zaproszę mojego brata? Loggie nie powinien mieć nic przeciwko, przecież kumpluje się z Drakiem.
Po napisaniu mojemu bratu wiadomości odkładam telefon i idę do garderoby, bo nadal jestem w samym ręczniku. Z uśmiechem rozsuwam drzwi dużego pomieszczenia i zamieram. Garderoba wygląda jakby przeszło przez nią tornado. Duża część ubrań Logana, zamiast na wieszakach i półkach, leży na podłodze, zajmując niemal całą jej połowę. Nie wierzę...
Biorę głęboki oddech, uspokajając nerwy, po czym wchodzę do pomieszczenia i biorę pierwsze lepsze rzeczy z mojej części garderoby, omijając ciuchy mojego chłopaka. Ubieram zwykłe dżinsy i białą bluzkę na ramiączkach, a następnie zabieram się za sprzątanie.
Wieszam bluzy Loggiego na wieszakach, a resztę ubrań składam w kostkę i układam je na półkach. Myśląc, że wszystkie rzeczy są już na swoich miejscach, kieruję się do drzwi garderoby, jednak w połowie drogi potykam się o coś leżącego na podłodze. Patrzę zdziwiona na tę rzecz, a po chwili na mojej twarzy pojawia się lekki uśmiech. Kucam i podnoszę z ziemi czarną skórzaną kurtkę, a przed oczami zaczynają przelatywać mi wszystkie wspomnienia związane z Loganem. Nasze pierwsze spotkanie, pierwszy wspólny wypad na miasto, pierwszy wspólny odcinek serialu, pierwsza nocna rozmowa. I pomyśleć, że byliśmy wtedy tylko głupimi nastolatkami, które chciały dobrze się bawić.
Wstaję z podłogi i podchodzę do rzędu wieszaków, po czym ostrożnie odwieszam kurtkę na miejsce obok innych kurtek mojego chłopaka. Obok kurtek, bez których kiedyś nie wyobrażał sobie wyjścia z domu. Kurtek, z którymi nigdy się nie rozstawał. Kurtek, które jeszcze kilka lat temu zakładał codziennie, niezależnie od pogody.
Wzdycham cicho i wychodzę z garderoby, kierując się do kuchni. Muszę wykombinować coś na obiad dla Logana, który niedługo powinien wrócić z pracy. Szczerze mówiąc nie chce mi się robić dzisiaj niczego wyszukanego, więc stawiam na zwykłe steki.
Kiedy już chcę wziąć się za gotowanie, słyszę dzwonek do drzwi. To pewnie Presley. Wychodzę z kuchni i idę szybkim krokiem do wyjścia. Otwieram drzwi, za którymi dostrzegam siostrę Logana oraz mojego brata.
— Hej mała. — Mój bliźniak od razu mnie przytula. — Jak tam? Wszystko okay?
— Tak, pewnie. — Uśmiecham się lekko, nie chcąc martwić Presley, która zawsze wszystko bierze zbytnio do siebie.
— Ta... Logan jest? — pyta Drake, wchodząc do środka.
— Jeszcze nie, ale niedługo powinien wrócić.
— Czyli załapaliśmy się na obiad? — W oczach mojego brata dostrzegam znajomy blask.
— Tak żarłoku, nakarmię cię — mówię ze śmiechem.
— A zrobimy ciasteczka? — wtrąca się Presley.
— No pewnie, chodź. — Biorę od dziewczyny jej torebkę i kładę ją na szafce do butów stojącej niedaleko, a następnie biegnę razem z szesnastolatką i Jackiem do kuchni.
Przygotowuję wszystko do zrobienia ciasteczek, a Presley zakłada swój kuchenny fartuch, który zawsze jest w naszym domu. Chwilę później zaczynamy przygotowywać słodką przekąskę. O dziwo Drake też przyłącza się do wspólnego gotowania, chociaż nigdy nie ciągnęło go do kuchni i rzadko kiedy robił coś z własnej, nieprzymuszonej woli.
Podczas robienia ciasteczek nie obywa się oczywiście bez masy śmiechu i mąki w całej kuchni. Presley miała świetny pomysł z tymi ciastkami. Muszę przyznać, że już dawno się tak dobrze nie bawiłam. Odkąd wyprowadziłam się z rodzinnego domu, po prostu nie miałam na to czasu. Praca, zajmowanie się domem i znoszenie humorków Logana zajmowały mi cały czas i wręcz doskonale psuły humor.
Wkładając blachę z uformowanym w kształt okręgów ciastem do piekarnika, słyszę dźwięk przychodzącego SMSa. Zamykam piec i włączam go, biorąc do ręki telefon, po czym otwieram wiadomość, która okazuje się od Loggiego. Chłopak informuje mnie w niej, że wróci dzisiaj później i żebym nie czekała z obiadem. Świetnie...
— Co jest? — pyta Drake, kiedy Presley opuszcza na chwilę kuchnię.
— Logan mi napisał, że wróci dzisiaj później. — Wzdycham, siadając na krześle.
— Czyli nic się nie zmieniło? Jak długo jeszcze zamierzasz dawać się tak traktować, co?
— O co ci chodzi? Przecież Loggie traktuje mnie normalnie — mówię zdziwiona.
— Nie Erin, on traktuje cię jak służącą. Zrób to, zrób tamto, idź tam, ugotuj to.
— Mieszkamy razem, a on pracuje, więc ja zajmuję się domem. To normalne Drake.
— Ty też chodzisz do pracy, pamiętasz? Powinniście dzielić się obowiązkami. On też umie sprzątać, gotować, czy prać. Otrząśnij się wreszcie — mówi, a w moich oczach pojawiają się łzy.
— Wiem o tym, ale kocham go i chcę, żeby był szczęśliwy. Nie chcę, żeby musiał robić coś, na co nie ma ochoty.
— A może już czas odpuścić? Może czas, żebyś wreszcie pomyślała o swoim szczęściu? Czego tak naprawdę chcesz?
— Chcę, żeby było jak dawniej. Jak przed tą głupią przeprowadzką. Drake, ja nie wiem, ile jeszcze wytrzymam, jeśli nic się nie zmieni. — Patrzę na mojego brata ze łzami w oczach, prosząc o pomoc.
— Spróbuj z nim porozmawiać, a jeśli nic to nie da, to... skończ z nim i z tym związkiem. Jeśli będzie taka potrzeba, pomogę ci, ale przestań łudzić się, że Logana nagle olśni i sam z siebie zacznie ci pomagać. Tak nie będzie Erin. Zrozum to wreszcie.
— Pogadam z nim jak tylko wróci — zapewniam i wycieram łzy, a następnie ponownie przywdziewam na twarz uśmiech, widząc Presley wchodzącą do kuchni.
Reszta dnia mija naszej trójce na rozmowie i zajadaniu ciasteczek, przy jednoczesnym oglądaniu filmów. Muszę przyznać, że całkiem dobrze się bawię. Przynajmniej mogę zająć czymś głowę i nie rozmyślać ciągle o Loganie. A tak na marginesie, ciasteczka wyszły nam świetnie.
— Jesteśmy! — Słyszę nagle głos Loggiego, który chwilę później wchodzi do salonu i podkrada nam jedno ciastko, witając się z Presley.
— My? — pytam zdziwiona.
— Tak, my. — Daje się słyszeć kobiecy głos, a w drzwiach staje jedna ze współpracowniczek mojego chłopaka – Malese Jow. O nie, tylko nie ona.
— Loggie, musimy pogadać. Teraz. — Wstaję, łapiąc chłopaka za nadgarstek.
— O czym? — Logan patrzy na mnie ze zdziwieniem.
— Po prostu chodź, okay? — proszę, będąc już na skraju cierpliwości.
— Niech ci będzie, byle szybko. — Chłopak przewraca oczami i wymija mnie, kierując się do sypialni. Biorę głęboki oddech na uspokojenie, a następnie ruszam w tym samym kierunku.
Kiedy wchodzę do sypialni, Logan wpatruje się w mokre ślady stóp, wychodzące z łazienki. No nie, kompletnie o nich zapomniałam! A zresztą, teraz mam większe problemy niż drobne niedociągnięcie w sprzątaniu.
— Serio? Nie umiesz nawet porządnie posprzątasz? — Na twarz Logana wstępuje kpiący uśmieszek.
— Mógłbyś na chwilę zapomnieć o obowiązkach i mnie posłuchać? Loggie, to naprawdę jest bardzo ważne.
— Niech ci będzie. — Chłopak siada na łóżku. — No więc? Co jest takie ważne? O czym musimy tak pilnie porozmawiać?
— O nas Logan. — Siadam obok niego, łapiąc jego zdziwiony wzrok. — Posłuchaj, ja już nie daję rady. Odkąd się tu wprowadziliśmy, wszystko się posypało. Nie dość, że kompletnie nie mamy już dla siebie, bo wracasz na obiad, a potem wychodzisz z kumplami i wracasz w nocy, to jeszcze haruję praktycznie na dwa etaty. Najpierw w zwykłej pracy, a potem w domu, bo potrafisz nawrzeszczeć na mnie za najmniejszą drobinkę kurzu, jaką zauważysz. Loggie, ja już naprawdę mam dość. Kocham cię, ale nie chcę tak żyć i...
— Oj, nie przesadzaj — przerywa mi Logan. — Do twoich obowiązków należy zajmowanie się domem. Jak chcesz, to możesz nawet zwolnić się z pracy, zarabiam wystarczająco dużo.
— Nie o to mi chodzi. Ja nie potrzebuję ciągłego siedzenia w domu, tylko spędzenia z tobą odrobiny czasu i pomocy w domowych obowiązkach, nie rozumiesz?
— Przestań się nad sobą użalać, dobra? Malese też pracuje, a potem wykonuje domowe obowiązki i jakoś nie narzeka.
— Może dlatego, że Malese nadal mieszka z rodzicami i ma do pomocy rodzeństwo? — sugeruję zła.
— No i co z tego? Robi tyle samo, co ty, a może nawet więcej. — Logan uparcie obstaje przy swoim.
— Naprawdę? A to ciekawe, bo jakoś nie wygląda na zmęczoną. Wręcz przeciwnie. Ma ciągle nową fryzurę, makijaż jakby wracała prosto od kosmetyczki i paznokcie jak od manicurzystki. A ja? Ja nie mam nawet czasu odwiedzić moich rodziców, a co dopiero o pójść do kosmetyczki.
— Takie wybrałaś życie, to nie jest moja wina — twierdzi Loggie, patrząc na mnie obojętnie.
— Nie Logan, nie wybrałam takiego życia. Wybrałam życie z chłopakiem, który miał mi pomagać i przy mnie być, nie z chłopakiem, który niemal codziennie wraca nad ranem i potrafi mnie zbesztać, kiedy nie spełnię jakiejś jego zachcianki.
— Jak coś ci się nie podoba, to możesz się wyprowadzić, droga wolna.
— Tak chyba będzie najlepiej — szepczę, a w moich oczach pojawiają się łzy.
— No i dobrze, wreszcie będzie spokój — twierdzi i wychodzi z sypialni, a ja ze łzami w oczach wyciągam z szafy walizkę, zaczynając się pakować. Już dawno powinnam była to zrobić. Byłam głupia, wierząc że jeszcze będzie między nami tak jak dawniej, ale jak to mówią nadzieja umiera ostatnia. Moja właśnie umarła.
Kilka minut później słyszę, jak ktoś wchodzi do pokoju. Patrzę zapłakana w stronę drzwi, w których dostrzegam Drake'a. Już wszystko wie, widzę to po jego minie. W ciszy pomaga mi dokończyć pakowanie, a następnie bez słowa bierze moją walizkę i wychodzi.
Oddycham głęboko, wycieram łzy i wychodzę z sypialni. Idę w kierunku wyjścia, nie mając nawet zamiaru żegnać się z Loganem. Już wszystko sobie powiedzieliśmy, nie ma sensu w kółko powtarzać tego samego.
— Ej, ty! — Słyszę za plecami głos Malese, kiedy sięgam do klamki. Zdziwiona odwracam się w jej stronę. Dziewczyna stoi ze szklanką soku winogronowego w ręce, a na jej twarzy gości cwany uśmieszek. — To na do widzenia — mówi, po czym wylewa na mnie całą szklankę soku. Piszczę zaskoczona i zaciskam oczy, chroniąc jej przed falą lepkiego napoju.
— Oszalałaś?! Jesteś nienormalna! — patrzę na nią zszokowana, a po chwili przenoszę wzrok na wychodzącego z salonu Logana, mając nadzieję, że jakoś zareaguje.
— Co się tak gapisz? Dobrze ci tak, wynocha. — Na twarzy chłopaka widać wściekłość wymieszaną z kpiną.
— Jak sobie życzysz. — Uśmiecham się sztucznie, powstrzymując płacz i wychodzę z domu.
Chwilę później wsiadam do samochodu mojego brata, który zamiast zapytać, co się stało, daje mi czas na ochłonięcie. Opieram czoło o zimne okno w aucie i głośno wypuszczam z płuc powietrze. Całe napięcie, które towarzyszyło mi przez dłuższy czas uchodzi ze mnie, a jego miejsce zastępuję ulga i upragniony spokój.
Po raz ostatni patrzę na dom, który miał być początkiem czegoś pięknego, a z mojej twarzy raz na zawsze schodzi wreszcie fałszywy uśmiech.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Zgodnie z obietnicą, dzisiaj pojawia się kolejny oneshot. Wiem, że miał być o 16, ale mój Internet od kilku dni jest na mnie obrażony i nie działa, a jak już działa, to przez pół godziny wczytuje mi się jedna strona...
Nieważne, możecie napisać, jak podobała Wam się ta jednorazówka oraz grafika do niej dołączona. Następna jednorazówka pojawi się prawdopodobnie za miesiąc, a nowy rozdział już za tydzień.
Do następnego!

Rozdział 123

ROZDZIAŁ 123
KILKA DNI PÓŹNIEJ
*per. Julki*
Ze snu wyrywa mnie dźwięk mojego budzika. Wyciągam rękę i po omacku wyłączam alarm, otwierając powoli oczy. Biorę z szafki nocnej telefon, a następnie sprawdzam godzinę. Siódma rano, w dodatku poniedziałek, cudnie.
Wstaję ledwo z łóżka i wlokę się ledwo żywa w stronę łazienki. Tej nocy prawie w ogóle nie spałam. Przez niemal cały czas miałam koszmary. Budziłam się co kilka minut, a potem kompletnie nie mogłam zasnąć, no a jak już zasnęłam, to znów miałam koszmar. I tak w kółko, przez całą noc.
Z łazienki wychodzę dopiero po pół godzinie. To chyba mój rekord szykowania się do szkoły. No ale co się dziwić, skoro ja dobre dziesięć minut nakładałam pastę na szczoteczkę? Ehh... podejrzewam, że jeśli dzisiaj w szkole nie zasnę, to będzie to cud.
Powolnym krokiem wchodzę do kuchni, ale nikogo tam nie zastaję. Patrzę zdziwiona na zegar, wiszący na ścianie. Wpół do ósmej, mama powinna już być na nogach. Zaniepokojona chcę już nawet iść do pokoju rodziców, kiedy zauważam na lodówce zapisaną karteczkę. Biorę ją do ręki i odczytuję wiadomość. Okazuje się, że tata został pilnie wezwany do firmy, a mama siedzi u sąsiadki obok i pilnuje jej dziecka.
Wracam szybko do pokoju, z którego biorę plecak i komórkę, a następnie wracam do kuchni, biorę z półmiska owoców jabłko i wychodzę z mieszkania. Chwilę później pukam do sąsiadki, a drzwi otwiera mi moja mama z dwuletnim chłopcem na rękach.
- Dasz mi pieniądze na lunch? Nie zdążyłam zrobić sobie śniadania, a zaraz muszę być w szkole. - mówię prosto z mostu, spoglądając co kilka sekund na zegar w telefonie.
- Pewnie kochanie, dwadzieścia dolarów wystarczy? - pyta mama, wyciągając banknot z kieszeni spodni.
- Powinno wystarczyć, dzięki. - stawiam plecak na podłodze i kucam obok niego, chowając pieniądze do jednej z przegródek.
- Jedziesz dzisiaj do szkoły z tym chłopakiem, tak? - pyta nagle moja rodzicielka, kompletnie mnie zaskakując.
- Z jakim chłopakiem? - pytam zdziwiona, zarzucając plecak z powrotem na ramię.
- Jakąś godzinę temu był u nas taki chłopak. Twierdził, że jest twoim kolegą z klasy i umówiliście się, że dzisiaj jedziecie razem do szkoły. Powiedziałam mu, że jeszcze śpisz, ale on stwierdził, że w takim razie poczeka na parkingu. - wyjaśnia mama, totalnie zbijając mnie z tropu.
- Okay? No dobra, to lecę zobaczyć, co to za chłopak. A, właśnie, mam pytanie. Mogłabym dzisiaj po lekcjach nie wracać od razu do domu? - patrzę niepewnie na mamę.
- A gdzie jeszcze chcesz iść?
- Do galerii handlowej, z Lilly. Obiecałam, że pomogę wybrać jej strój na chrzest jej siostrzenicy. To mogę?
- Dobrze, ale masz zadzwonić jak tam dotrzesz. Aha, i nie wróć zbyt późno. - stawia warunki mama.
- Jasne, nie ma problemu. Dzięki! - pędzę w stronę schodów, widząc że jest już za dziesięć ósma. Biegnę na parter, a stamtąd wybiegam na parking, rozglądając się za rzekomym chłopakiem, o którym mówiła mama, a chwilę później doznaję szoku.
Na samym środku parkingu, oparty nonszalancko o czarny samochód stoi nie kto inny, jak Jake. Kiedy mnie zauważa przywołuje mnie do siebie gestem ręki, lekko się uśmiechając. Ten uśmiech jednak jest inny niż wszystkie dotychczasowe. Nie jest wyniosły, czy cwany, tylko sympatyczny i niewinny. Co jest?
Podchodzę niepewnie do chłopaka, gotowa do ewentualnej ucieczki. Nie chce mi się wierzyć, że przyjechał po mnie sam z siebie, bez żadnego ukrytego celu. Poza tym, skąd miał mój adres? Skąd w ogóle wiedział, w którym mieszkaniu mieszkam?
- Wsiadaj, zaraz się spóźnimy. - mówi Parker, bez żadnego przywitania.
- Podaj mi jeden powód, dla którego miałabym wsiąść z tobą do auta i gdziekolwiek pojechać.
- Zaraz się spóźnimy? - patrzy na mnie rozbawiony. - Poza tym, jesteśmy w jednej paczce, co cię nagle ugryzło?
- To, że jesteśmy razem w jednej paczce nie znaczy jeszcze, że muszę z tobą gdziekolwiek jechać. Poza tym, od kiedy ty jesteś taki miły?
- Ludzie się zmieniają. - twierdzi, puszczając mi z uśmiechem oczko, a następnie wsiada do samochodu. - Jedziesz czy nie?
- Nie. - zawzięcie stoję przy swoim. Jake wzrusza jedynie ramionami i odpala silnik, po czym odjeżdża, zostawiając mnie samą na parkingu.
Wzdycham cicho i wracam z powrotem do hotelu, odpuszczając dzisiejszy dzień w szkole. Jak raz nie pójdę, to nic mi nie będzie. Przynajmniej porządnie się wyśpię i będę miała siłę na zakupy z Lilly.
__________________________________________________________________
Hej!
Wiem, że dzisiaj miała być jednorazówka, ale sprawy się trochę pokomplikowały i dzisiaj wstawiam zaległy rozdział, który powinien pojawić się w zeszłym tygodniu. Niestety wyszło tak, że pomimo szczerych chęci utknęłam na kilka dni w łóżku z wysoką gorączką i brakiem sił na cokolwiek. Serio, jedyne co robiłam, to słuchałam muzyki, spałam i oglądałam mecze Mundialu. Cudownie, prawda?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, w złości ludzie myślą (i mówią) kompletne bzdury.
W sumie, Teri mogłaby to zrobić i być takim jakby pośrednikiem.
Okay, wiem że Violka była na końcu z Leonem, ale ciekawi mnie jedna rzecz. Co do kija stało się z Tomasem?!
Co to Malec?
A, jeszcze jedno. Dzisiaj, najpóźniej jutro, możesz spodziewać się komentarzy ode mnie, bo będę nadrabiać Twojego bloga.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.

Rozdział 122

ROZDZIAŁ 122
*per. Julii*
Idę powoli przez ulice Los Angeles, zmierzając w stronę posiadłości BTR, choć nie chcę tam jeszcze wracać. Wybrałam jak najdłuższą trasę, żeby opóźnić dotarcie do domu. Nie mam ochoty na gadanie z dziewczynami. Mam ochotę posiedzieć w ciszy i pomyśleć o tym wszystkim. O mnie, o Henrym, o planie wobec Jake'a... Potrzebuję tylko trochę czasu, żeby sobie to wszystko uporządkować, ale nie mam takiej możliwości, bo ciągle coś się dzieje. A to rodzice się kłócą, a to Pati sobie o mnie przypomina, a to Lilly przychodzi. Nigdy nie ma spokoju którego tak bardzo potrzebuję. No i jeszcze to, czego się dzisiaj dowiedziałam...
Z jednej strony bardzo chciałabym porozmawiać z Henrym, dowiedzieć się, co się z nim dzieje i może jakoś mu pomóc. Z drugiej strony jednak chyba nie jestem jeszcze na to gotowa. Nie jestem gotowa, żeby znowu go zobaczyć i usłyszeć jego głos. Jeszcze nie mogę tego zrobić. Zbyt mało czasu minęło od jego zdrady, a moje serce nie jest jeszcze do końca poskładane w całość. Chwila, stop... co ja w ogóle gadam?! Moje serce w ogóle nie jest poskładane, nawet troszeczkę. Ja ciągle czuję coś do Henry'ego i przez to nie mogę pozbierać się po tym, co zrobił. Dlaczego to wszystko musi być takie ciężkie?!
Moje rozmyślania przerywa mój dzwoniący telefon. Wyciągam go z kieszeni bluzy i patrzę, kto znowu czegoś ode mnie chce. Szczerze mówiąc spodziewam się Patrycji, która dzwoniła masę razy zanim włączyłam telefon. O dziwo widzę jednak nieznany numer. Nie jestem do końca pewna, czy chcę odbierać, ale w sumie czemu nie? To pewnie tylko oferta czegoś albo coś w tym stylu. Przesuwam palec w prawą stronę odbierając połączenie.
- Halo? - pytam, przystawiając telefon do ucha, jednak nikt nie odpowiada. - Halo? - mówię jeszcze raz, tym razem nieco głośniej. Kilka sekund potem w słuchawce daje się słyszeć czyjś oddech, a chwilę później połączenie zostaje przerwane. No dobra, to było dziwne. Chowam telefon z powrotem do kieszeni spodni i kontynuuję wędrówkę.
Kilka minut później docieram do domu BTR, gdzie czeka na mnie zmartwiona Patrycja i reszta dziewczyn. Oczywiście moja siostra od razu zaczyna dawać mi wykład o tym, jak to nieodpowiedzialnie się zachowałam i co mogło mi się stać. Na całe szczęście jej przyjaciółki uciszają ją i ciągną mnie z powrotem do pokoju.
Resztę wieczoru spędzamy na gadaniu i oglądaniu filmów. O dziwo bawię się całkiem nieźle i nawet dużo się śmieję, co przez ostatnie dni było jakąś anomalią. Dziewczyny jednak wiedzą, jak poprawić mi humor. Powinnyśmy częściej robić sobie takie wieczorki, bo na każdą z nas świetnie to działa. Pod koniec trzeciego z rzędu filmu żadna z nas nie jest już zła, ani smutna. Wszystkie jesteśmy roześmiane i radosne. Szczerze mówiąc, brakowało mi tego. Brakowało mi takiego rozluźnienia i zwykłego gadania o głupotach.
W pewnym momencie Agata wychodzi z pokoju, żeby po kilku minutach wrócić do niego z pustą butelką i już wszystkie wiemy, na co przyszła pora. Coś czuję, że to będzie długa noc.
________________________________________________________
No hej!
Tak, jak mówiłam, rozdział pojawia się o 16 i chcę przypomnieć, że będzie tak do końca sierpnia ^^
Notka nie będzie długa, bo zaraz pędzę z bratem na miasto, ale chciałam jeszcze tylko oznajmić, że w ostatni poniedziałek miesiąca pojawi się nowy oneshot. Poza tym ostatnio mam mnóstwo pomysłów na jednorazówki, więc będzie ich dużo i niewykluczone, że będą się pojawiały dwa razy w miesiącu. Zależy, jak wyrobię się z ich pisaniem. A, no i przypominam, że możecie podawać mi tematy do nowych oneshotów, tutaj lub na moich portalach społecznościowych. Wszystkie wezmę pod uwagę i postaram się je zrealizować.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, niektórzy w ten sposób szukają jakichś rzeczy, nie tylko obrusu. Zwłaszcza, kiedy nie wiedzą, gdzie dokładnie znajduje się dana rzecz, a wierz mi, może się tak zdarzyć.
W sumie niezły pomysł. Gdybym tak zrobiła, rzeczywiście pomysły by mi się nie kończyły.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.

Rozdział 121

ROZDZIAŁ 121
*per. Patrycji*
Krążę nerwowo po pokoju, próbując dodzwonić się do Julki, jednak jej telefon jest wyłączony. Okropnie się o nią martwię. Od wyjścia mojej siostry minęła już niemal godzina, a ona nadal nie daje znaku życia. Boję się, że znów się zgubiła. Los Angeles jest przecież wielkim miastem i Julka nie zna jeszcze wszystkich jego zakamarków.
Siadam zrezygnowana na łóżku, ponownie słysząc komunikat o niedostępności Julki. Wiem, że to moja wina. Nie powinnam namawiać ją do rozmowy z Henrym, wiedząc, że ją zranił. Z drugiej strony jednak chciałabym wierzyć, że Teri ma rację i nastolatek popełnił tylko głupi błąd, a z Emmą nie ma nic wspólnego.
Po raz kolejny wybieram numer Julki, mając nadzieję, że tym razem odbierze. Nic takiego jednak nie następuje, a ja coraz bardziej się martwię. Nie mam pojęcia, co zrobić. Nie mam nawet prawa jazdy, żeby pojechać na miasto i jej poszukać. Poza tym, i tak Kendall wziął samochód, więc nawet nie miałabym czym pojechać na miasto.
Nagle słyszę otwieranie frontowych drzwi. Zrywam się z łóżka i biegnę na dół, modląc się, abym zobaczyła Julkę. Zamiast niej jednak widzę Kendalla, zmierzającego w stronę salonu. Idę za nim, zdziwiona jego wcześniejszym powrotem. Chłopak kuca obok komody i zaczyna w niej grzebać, przewracając jej zawartość do góry nogami.
- Co robisz kochanie? - pytam zdziwiona.
- Szukam obrusu. Nie wiesz, gdzie jest? - zerka na mnie, nie przestając grzebać w szafce.
- Ummm... powinien gdzieś tam być. A po co ci obrus? - kucam obok Kendalla i odsuwam go lekko, zaczynając szukać białej serwety.
- Stephen prosił, żebyśmy pomogli mu przygotować romantyczną kolację na piątą rocznicę jego małżeństwa, ale nie przyniósł obrusa, bo jego żona by to zauważyła i nici z niespodzianki. - wyjaśnia mój chłopak, w czasie gdy ja w kilka sekund odnajduję obrus i podaję mu go. - Jak ty to...?
- Magia słońce. A jak jechałeś, nie widziałeś gdzieś po drodze Julki? - pytam niepewnie, podnosząc się.
- Nie? Myślałem, że jest z wami. Co się stało? - Kendall siada na kanapie, ciągnąc mnie za sobą.
- Teri zaczęła mówić o Henrym, ja zaproponowałam, żeby porozmawiali, a Julka się zdenerwowała i wyszła z domu. Jej telefon jest wyłączony i tak naprawdę nie wiem, co się z nią dzieje. - wzdycham, sprawdzając, czy Julka nie przysłała mi żadnej wiadomości.
- To może pożyczę ci samochód i pojeździsz po mieście? - proponuje mój chłopak, obejmując mnie.
- Chciałabym, ale nie mam prawka. Chyba po prostu się przejdę i poszukam jej tradycyjną metodą. - wstaję z kanapy, kierując się w stronę drzwi.
- Pati, to nie ma sensu. Ona może być wszędzie. Może po prostu zadzwoń do rodziców i powiedz im o tym?
- Powiedzieć o czym? O tym, że Julka ode mnie uciekła, bo jestem głupia i wtrącam się w nieswoje sprawy?! - wybucham, nie umiejąc zapanować nad emocjami.
- Nie jesteś głupia. Chciałaś dobrze, nie twoja wina, że nie wyszło. Poza tym, twoi rodzice powinni wiedzieć. W końcu nie wiadomo, czy Julka jest cała i zdrowa.
- Przestań! Jest cała i zdrowa! Musi być! - krzyczę, a w moich oczach pojawiają się łzy.
- Uspokój się. Mówię tylko, że Los Angeles jest wielkie i nie wiadomo, czy nic jej się nie stało. Po mieście łazi wielu podejrzanych typów. Już nie pamiętasz, jak było z tobą?
- Nie chcę pamiętać! - wrzeszczę i wychodzę z domu, trzaskając drzwiami. Poszukiwania Julki czas zacząć.
__________________________________________________________________
Hej!
Tak, wiem, w zeszłym tygodniu nie było rozdziału. Wybaczcie, ale zwyczajnie nie było mnie w domu i nie miałam jak opublikować tego rozdziału. Przez ten ostatni tydzień jednak dużo myślałam o zmienieniu czegoś na blogu. Czegoś, co sprawiłoby, że byłoby mi łatwiej go prowadzić.
Otóż, postanowiłam że zmianie ulegnie godzina publikacji rozdziałów. Od przyszłego tygodnia przez całe wakacje rozdziały będą pojawiać się o godzinie 16. Ułatwi mi to prowadzenie tego bloga, ponieważ o tej godzinie zazwyczaj jestem w domu lub przynajmniej mam dostęp do Internetu, a o 20 nie zawsze tak jest, zwłaszcza podczas tegorocznych upałów, gdzie zamiast wieczorami przesiadywać w domu, wolę spacerować po mieście, czy chociażby siedzieć gdzieś na dworze i czytać.
Mam nadzieję, że taka zmiana Wam nie przeszkadza i szybko się do niej przyzwyczaicie. Być może ta godzina zostanie na stałe, ale na razie to jeszcze nie jest pewne. Na ten moment chcę spróbować takiej zmiany tylko podczas wakacji, a dopiero potem pomyśleć o wprowadzeniu tego na stałe.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, w sumie dopiero teraz uświadomiłam sobie, że Julka rzeczywiście jest podobna do Violetty. Tak dawno tego nie oglądałam, że nie przeszło mi to przez myśl, ale masz rację. Dziewczyny pod względem rozwiązywania problemów są identyczne.
To zdecydowanie nie skończy się dobrze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.

Rozdział 120

ROZDZIAŁ 120
*per. Julii*
Do posiadłości BTR docieram po mniej więcej godzinie. Przez całą drogę nie odzywałam się do Kendalla. On co prawda próbował zacząć rozmowę, ale ja nie miałam najmniejszej ochoty na pogawędki.
Po wejściu do mojego byłego domu witam się z domownikami. Dziewczyny oczywiście zaczynają mnie ściskać, jakby nie widziały mnie przez co najmniej pół roku, ale z chłopakami przybijam zwykłą piątkę. Przynajmniej oni zachowują się normalnie. To znaczy... normalnie jak na nich, bo oni nigdy tak naprawdę nie byli do końca normalni. Nadal są pozytywnie walnięci.
Przez kilka pierwszych minut trochę dziwi mnie fakt, że chłopaki nie fochają się, jak zwykle przy organizowaniu przez dziewczyn nocowanka, ale chwilę potem wszystko się wyjaśnia. Okazuje się, że dziewczyny organizują tę małą imprezkę, bo ich ukochani zostali wezwani w trybie ekspresowym do studia. Swoją drogą, to trochę chore wzywać kogokolwiek do pracy bez konkretnego powodu, w dodatku na ostatnią chwilę.
Po wyjściu chłopaków od razu kierujemy się do pokoju Patrycji i Kendalla. Czekają tam już lody, chipsy, popcorn i mnóstwo innych przekąsek, które powinny starczyć nam na całą noc. Siadam na łóżku mojej siostry i jej chłopaka, krzyżując nogi, a po chwili dołącza do mnie reszta moich... przyjaciółek? Sama już nie wiem.
- Dobra dziewczyny, poproszę najświeższe newsy. - mówi Agata, a w jej oczach pojawia się blask.
- U mnie raczej nic się nie zmieniło. No, oczywiście oprócz tego, że układa mi się coraz lepiej z Kendallem. - twierdzi z uśmiechem moja siostra.
- U mnie też po staremu. Nadal nie mam pracy, nie mam wybranych studiów, a James wciąż karmi mnie warzywkami. Standard. - Kasia wzrusza obojętnie ramionami, biorąc z biurka miseczkę chipsów.
- Ja ciągle myślę o Henrym. - mówi nagle Teri, a mnie przebiega dreszcz.
- Dlaczego? Co się dzieje? - pyta zaniepokojona Monika. Nie, błagam, nie opowiadaj o nim. Zostawmy ten temat, proszę.
- Od dłuższego nie mam z nim kontaktu. - twierdzi siostra mojego byłego, a ja powstrzymuję głębokie westchnięcie. Z jednej strony bardzo chciałabym wiedzieć, co się dzieje, ale z drugiej strony nie chcę nawet słyszeć o tym dupku.
- Jak to? Nie dzwoni do Ciebie? - proszę, nie. Przestańcie, zanim się rozgada.
- Nie pisze, nie dzwoni, jego telefon jest cały czas wyłączony. - za późno. - Rodzice twierdzą, że zaraz po powrocie ze szkoły zamyka się w pokoju i wychodzi tylko na obiad, a to też nie zawsze. Podobno już nawet nie spotyka się z kumplami, ani nie chodzi nigdzie po lekcjach. Od razu po skończeniu lekcji wraca do domu. Nie wiemy, co się z nim dzieje, a on nie chce nawet porozmawiać z żadnym z nas.
- Może powinnaś tam pojechać i spróbować z nim porozmawiać? Może Cię potrzebuje, tylko nie chce tego okazać? - sugeruje Patrycja, spoglądając na mnie.
- Wątpię. Teraz pewnie bardziej potrzebuje rozmowy z kimś zupełnie innym. - twierdzi Teri, patrząc na mnie znacząco, jednak udaję, że tego nie zauważam.
- Julcia? - zaczyna moja siostra, więc patrzę na nią pytająco. - Może zadzwonisz do Henry'ego i porozmawiasz z nim?
- Nie mam takiego zamiaru. Niech pogada sobie ze swoją dziewczyną. - mówię, oburzona propozycją Patrycji.
- Julka, daj spokój. Emma nie jest jego dziewczyną, po prostu popełnił błąd. - Teri broni swojego brata.
- Emma, jakie śliczne imię. Mam nadzieję, że im się ułoży. - uśmiecham się sztucznie, po czym wstaję z łóżka i wychodzę z pokoju, a potem z domu. Nie mam zamiaru z nimi siedzieć, odechciało mi się. Wyłączam telefon, zarzucam na głowę kaptur od bluzy i zaczynam iść przed siebie.
Chodzę bez celu po mieście, nie mając na nic ochoty. Wiem, że Henry jest bratem Teri i nie ucieknę całkowicie przed jego osobą, ale przynajmniej Patrycja mogła mi odpuścić. Nie wiem, co chciała osiągnąć. Myślała, że radośnie zadzwonię sobie do mojego byłego i będę z nim gadać, jak gdyby nigdy nic? Jeśli tak, to mocno się przeliczyła.
- Julia? - słyszę nagle chłopięcy głos. Patrzę w stronę dźwięku, przez co dostrzegam Jake'a. No pięknie, tylko jego jeszcze brakowało.
- Czego chcesz? - pytam, wkładając ręce do kieszeni bluzy.
- No proszę, czyżby ktoś tutaj nie miał humoru? - śmieje się szyderczo chłopak, odpalając papierosa.
- Odczep się, dobra? Gadaj czego chcesz i daj mi spokój. - patrzę na niego ze złością.
- Nie denerwuj się, złość piękności szkodzi. - z twarzy Parkera nie schodzi kpiący uśmiech. - Co się stało, że jesteś taka wkurzona?
- A co cię to obchodzi? Czego ty w ogóle chcesz? - pytam zdziwiona, nie rozumiejąc zachowania Jake'a.
- Chciałem tylko pogadać, ale jak nie, to nie. Chcesz? - chłopak wyciąga w moją stronę paczkę papierosów. Patrzę niepewnie na trującą używkę, niezbyt wiedząc, co powinnam zrobić.
- Niech ci będzie. - decyduję się po chwili i wyciągam z paczki jednego papierosa, którego chłopak odpala. Wkładam używkę do ust, po czym zaciągam się. Znów zaczynam krztusić się i kaszleć, ale ze zdziwieniem stwierdzam, że jest lepiej niż za pierwszym razem.
Następne kilka minut mija nam w ciszy, przerywanej jedynie odgłosami ulicami. Choć niechętnie, muszę przyznać, że palenie jest odprężające, no ale przecież robię to tylko dla powodzenia planu, prawda? Prawda?!
Szybko wyrzucam papierosa, kiedy dociera do mnie, że to świństwo naprawdę mi pomaga. Oddycham głęboko, wdychając do płuc świeże powietrze. Nie mogę polubić papierosów, nie mogę się od nich uzależnić. Spokojnie Julka, spokojnie. Musisz wytrzymać jeszcze tylko trochę, potem odetniesz się od Jake'a, papierosów i wszystkich innych świństw. Znowu będziesz grzeczną, cichą dziewczyną. Jeszcze tylko trochę...
__________________________________________________________________
Hej!
Dzisiaj mam dla Was kilka informacji.
Po pierwsze, zakładka "Bohaterowie" oraz zakładka "Zapytaj bohatera" są z powrotem dostępne! Mają inny wygląd niż wcześniej, więc polecam się zapoznać, bo są tam również nowe opisy postaci.
Po drugie, dostępny jest już harmonogram na czerwiec, aczkolwiek przy ostatnim poniedziałku miesiąca jest znak zapytania, bo jeszcze nie wiem, czy opublikuję wtedy rozdział, czy może jednak na blogu zawita nowy one shot.
Po trzecie, dzisiaj rozdział pojawia się wcześniej, ponieważ dosłownie za kilka minut wychodzę z domu i nie mam pojęcia, czy dam radę wrócić do 20.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, nie pilnują jej, po prostu tamtędy przechodzili.
Nie napisałam, bo nic to nie wnosi do fabuły. Ot, zwykła małżeńska kłótnia, jakich wiele.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.