Rocznicowa jednorazówka

ROCZNICOWA JEDNORAZÓWKA
Hej!
Mam na imię Dominika. Jestem dziewiętnastoletnią Polką z głową pełną marzeń i planów. Dotychczas mieszkałam w Poznaniu z młodszym bratem i rodzicami, kształcąc się w najlepszym liceum w mieście.
Jeśli chodzi o wygląd, to jestem dość niską, niebieskooką szatynką. Ubrana jestem zazwyczaj w zwykłe jeansy, T-shirt i koszulę. Na moich stopach codziennie goszczą trampki, których mam mnóstwo.
Około godzinę temu po raz ostatni wyszłam z mojej szkoły. Tak, dzisiaj zaczynają się wakacje. Poszłam szybko do domu, zjadłam obiad, pożegnałam się z rodzinką, wsiadłam do samochodu i pojechałam na lotnisko. Za pół godziny mam lecieć do Los Angeles, aby spędzić tam miesiąc wakacji u mojej przyjaciółki, Alexy i jej męża, Carlosa. Tak, tych sławnych Alexy i Carlosa.
Teraz pewnie się zastanawiacie, jakim cudem taka dziewczyna jak ja, zna osobiście tak sławne osoby. Otóż, było to około rok temu podczas długiego weekendu majowego. Byłam wtedy za granicą u mojej cioci, a Big Time Rush, czyli zespół, w którym gra Carlos, miał grać w mieście, w którym mieszkała moja ciocia. Zdarzyło się tak, że Alexa na chwilę oddaliła się od chłopaków i zgubiła się, a że akurat przechodziłam, to pomogłam jej. Następnego dnia oprowadziłam ją i chłopaków po mieście, a w dzień wyjazdu dała mi swój numer telefonu i takim sposobem do dzisiaj utrzymujemy kontakt. Co prawda nie widzimy się na żywo, ale codziennie rozmawiamy przez Skype'a i telefon.
Nagle usłyszałam wezwanie odprawę. Wstałam, wzięłam walizkę i poszłam. Już po kilku minutach siedziałam w samolocie, czekając na start. Chwilę później zaczęliśmy się wznosić, a ja zasnęłam.

8 GODZIN PÓŹNIEJ
Wychodziłam podekscytowana z samolotu. Wzięłam walizkę i poszłam do wyjścia z lotniska, rozglądając się za Alexą. Stała z Carlosem przy samochodzie, więc biegiem do niej ruszyłam. Kiedy mnie zauważyła, również zaczęła do mnie biec. Spotkałyśmy się w połowie drogi i przytuliłyśmy się stęsknione. Nie wiem, ile czasu minęło, gdy oderwałyśmy się od siebie. Carlos patrzył na nas z uśmiechem. Podeszłam do niego i przytuliłam go po przyjacielsku. Po przywitaniu chłopak wsadził moją walizkę do bagażnika, po czym wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do ich domu. Przegadaliśmy całą drogę.Na miejsce dojechaliśmy po około godzinie. Kiedy weszliśmy do mieszkania zobaczyłam Kendalla, Logana i Jamesa. Podbiegłam i przytuliłam ich, co odwzajemnili, a następnie poszłam do pokoju, w którym miałam spać i zaczęłam się rozpakowywać. Chłopacy natomiast pojechali do siebie po rzeczy, bo postanowiliśmy, że dzisiaj przenocują u Carlexy, żebyśmy mogli wszyscy razem spędzić trochę czasu.W trakcie rozpakowywania przyszła do mnie Alexa i zaczęłyśmy rozmawiać. Gadałyśmy o dosłownie wszystkim. Nie omijałyśmy żadnego tematu, bo niczego się nie wstydziłyśmy. Byłyśmy ze sobą szczere w każdej sytuacji.
- Domi? - zaczęła w pewnym momencie blondynka.
- Tak? - spytałam zaciekawiona.
- A wiesz, że jest temat, który ciągle omijasz?
- Naprawdę? - zdziwiłam się. - Jaki?
- Chłopcy. Jeszcze nigdy nie odpowiedziałaś mi, jak pytałam, czy jesteś w kimś zakochana. - stwierdziła i wtedy ktoś zapukał do pokoju.
- I chyba na razie nie odpowiem. - zaśmiałam się, a do pomieszczenia wszedł, jakby przestraszony, Carlos.
- Misiu? Coś się stało? - zapytała Alexa, widząc stan swojego męża.
- T-tak. Bo... bo Kendall miał wypadek. - szepnął, a my zbladłyśmy.
- Jak to miał wypadek? Jaki wypadek? Kiedy? Dlaczego? - zaczęła wypytywać blondynka.
- Przed chwilą zadzwonił do mnie lekarz z telefonu Kendalla. Powiedział, że jakiś przechodzień zadzwonił po karetkę, a jak dojechali na miejsce, samochód Kenda stał na dachu. - streścił przerażony. Postanowiliśmy szybko pojechać do szpitala. Gdy tam dojechaliśmy okazało się, że blondyn ledwo przeżył, przez co musieli wprowadzić go w stan śpiączki. Nie wiadomo było, kiedy (jeśli w ogóle) zielonooki się wybudzi. Byłam załamana. Schmidt od dawna mi się podobał, ale nie byłam w stanie mu tego powiedzieć przez wrodzoną nieśmiałość, a teraz dowiedziałam się, że mogę już nigdy nie usłyszeć jego głosu, nie zobaczyć jego zielonych oczu, jego uśmiechu. Nie mogłam w to uwierzyć.
Powoli poszłam do sali Kendalla. Po wejściu tam, załamałam się jeszcze bardziej. Blondyn leżał całkowicie blady, podłączony do rozmaitych urządzeń, których nazw nie znałam. Jego włosy były potargane, a oczy zamknięte. Miał lekko uchylone usta i bandaż owinięty wokół głowy. Powstrzymując płacz, podeszłam do jego łóżka i usiadłam na krześle obok, delikatnie łapiąc blondyna za dłoń, do której podłączona była kroplówka. Ostrożnie gładziłam kciukiem zewnętrzną część dłoni Kenda, wpatrując się w jego twarz. Wyglądał, jakby po prostu spał. Gdyby nie te wszystkie maszyny pomyślałabym, że rzeczywiście tak jest.
W tamtym momencie marzyłam o tym, żeby cofnąć czas. Żeby powstrzymać zielonookiego przed jazdą. Żeby jakoś go zatrzymać. Jakkolwiek. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe. Trzeba było czekać i to było właśnie najgorsze. Bezczynne czekanie, podczas którego wiesz, że jesteś bezsilny. Ale cóż. Tylko czas mógł uratować Schmidta...

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ
Dzisiaj mijają dokładnie cztery miesiące od tamtego feralnego wypadku. Kendall nadal się nie obudził. Siedzę przy nim dzień w dzień, noc w noc. Chłopaki i Alexa próbują chociaż na godzinę odciągnąć mnie od łóżka chłopaka. Jak na razie nie udało im się to. Salę opuszczam tylko wtedy, gdy mój pęcherz już nie daje rady i po prostu muszę załatwić swoje potrzeby. Potem wracam na swoje miejsce i siedzę dalej. Moi przyjaciele, wiedząc że i tak się nie ruszę, dowożą mi jedzenie i napoje z domu, za co jestem im ogromnie wdzięczna. Bez nich już dawno umarłabym z głodu.
Co do nadziei na wybudzenie się Kendalla ze śpiączki, z każdą sekundą jest coraz mniejsza, ale staram się nadal wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Że niedługo otworzy oczy i wszystko powoli wróci do normy. Każdego dnia modlę się o to, ale Bóg nie chce mnie wysłuchać. Coraz bardziej boję się, że czas blondyna niedługo się skończy. Że lekarze zadecydują o odłączeniu go od maszyn i cały mój świat legnie w gruzach. Nie mogłam na to pozwolić, ale nie miałam też żadnego wpływu ani na decyzję lekarzy, ani na tę głupią śpiączkę.
Rozmyślając tak, patrzyłam na nieprzytomnego Kendalla. Trzymałam go ostrożnie za rękę. Zaczęłam powoli przysypiać, kiedy nagle poczułam, że Kend poruszył palcami. Zerwałam się z krzesła i pobiegłam po lekarza. Kiedy wróciliśmy, blondyn leżał w tej samej pozycji, co wcześniej. Wyjątkiem było to, że jego powieki zaczęły drżeć, tak jakby chciał otworzyć oczy. Przygasiłam światło w obawie, że jeśli uda mu się podnieść powieki, światło zbyt mocno go porazi i usiadłam z powrotem na miejsce. Lekarz zaczął badać chłopaka, który po kilku próbach uchylił lekko oczy. Uśmiechnęłam się lekko z niedowierzaniem i ponownie złapałam go za dłoń, a on spojrzał na mnie. Nie wiedział, co się stało. Nie pamiętał nic oprócz tego, że chciał skręcić podczas jazdy. Wyjaśniłam mu wszystko, a lekarz podał nam wyniki. Były w normie, ale zielonooki musiał zostać jeszcze kilka tygodni w szpitalu, żeby jego stan mógł być na bieżąco kontrolowany.
Po wyjściu mężczyzny w białym kitlu, patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Tak bardzo mi go brakowało. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę tęsknić za kimś tak mocno jak za Schmidtem. Niespodziewanie nachyliłam się do niego.
- Kocham Cię. - szepnęłam, po czym ostrożnie złączyłam nasze wargi.

DWA LATA PÓŹNIEJ
- Kan, zwolnij! - krzyknęłam ze śmiechem, obserwując małą dziewczynkę, biegającą po ogrodzie. Tak, dobrze myślicie. Ta mała istotka to córeczka moja i Kendalla. Po pocałunku w szpitalu zostaliśmy parą, a rok później oświadczył mi się. Kilka miesięcy po ślubie dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży. Oboje bardzo się z tego cieszyliśmy.
Teraz jesteśmy szczęśliwym małżeństwem i mamy nadzieję, że będzie tak już zawsze. I pomyśleć, że wszystko przez jeden głupi wypadek, którego blondyn miał nie przeżyć. Jak widać, cuda się jednak zdarzają, dlatego nigdy nie traćcie nadziei. 
______________________________________________________________
Hej!
Tak, wiem kiedy miała pojawić się ta jednorazówka. Przepraszam Was za tak duże opóźnienie, ale po aktualizacji Bloggera zaczął mi on kompletnie świrować i nie mogłam nic zrobić. W ramach rekompensaty 24 grudnia będę miała dla Was specjalną niespodziankę z okazji Świąt Bożego Narodzenia.
Niemniej jednak mam nadzieję, że jednorazówka nie wyszła tragicznie i da się ją jakoś czytać. Jeśli chcecie, możecie w komentarzu zostawić opinię, za co będę Wam niezmiernie wdzięczna.
Na rozdział natomiast, zapraszam już we wtorek. Będzie się działo, więc szykujcie się.
Do następnego.
Bay ;*************************

1 komentarz:

  1. Przed przeczytaniem: Od razu mówię. Nie skomentuję jednorazówki jak rozdziału. Teraz jeszcze jej nie przeczytałam, ale wolę to napisać od razu, żeby mi nie uciekło. Rozdział komentuję na bieżąco. Czytam, coś mi wpadnie do głowy, zapisuję i czytam dalej. Ale teraz... przeczytam naraz i skomentuję w kilku zdaniach.
    Po przeczytaniu: Opowiadanie jest bardzo w stylu bloga, ale bez wątpienia opowiada inną, piękną historię. Przypomina mi to zwiastunie starego sezonu Saving Hope. Dokładnie w przerwach reklamowych czytałam opowiadanie i pisałam ten komentarz. Czytało mi się super. Opowiadanie jest dobre. Do rozdziału. Trzymaj się! Cześć!

    OdpowiedzUsuń

Wydarzenia przedstawione w opowiadaniu są jedynie wytworem mojej wyobraźni i nie miały miejsca w realnym świecie.
Wszelkie zbieżności imion i nazwisk są przypadkowe.
Niektóre informacje zostały zmienione na potrzeby opowiadania.
Enjoy! :D