Rozdział 104

ROZDZIAŁ 104
*per. Katarzyny*
Nie mogę uwierzyć, że naprawdę się na to zgodziłam. Naprawdę zgodziłam się na spotkanie z mamą Jamesa. Okay, kocham go, ale chyba jeszcze nie jestem na to gotowa. Teraz jednak nie ma już odwrotu, bo właśnie podjeżdżamy pod hotel, w którym mieszka Julka, a zaraz potem jedziemy na lotnisko. W sumie sama nie wiem, dlaczego zgodziłam się na ten wyjazd. Chyba dlatego, że nie chciałam robić Maslowowi przykrości. Widziałam, jak bardzo zależy mu na tym, abym poznała jego mamę. W końcu jesteśmy razem już jakiś czas, a żadne z naszych rodziców nie ma o tym pojęcia. Poza tym, James był taki słodki, kiedy proponował mi spotkanie ze swoją mamą, że nie potrafiłam mu odmówić.
Julka wsiada do samochodu, witając się z nami, a na moją twarz wkrada się lekki uśmiech. Dawno nie widziałam młodej i trochę się za nią stęskniłam, bo kiedyś przebywałyśmy razem codziennie pół dnia, albo i dłużej, kiedy spotykałyśmy się wszystkie u Patrycji, a odkąd rodzice zabrali Julkę do Polski, w ogóle się nie kontaktowałyśmy.
Na lotnisko dojeżdżamy kilka minut później. Wysiadamy z samochodu, a następnie idziemy na odprawę z niewielkimi plecakami, do których spakowaliśmy kilka ubrań na wypadek przedłużenia się pobytu w rodzinnym mieście Jamesa. O dziwo wszystko przebiega dość sprawnie, więc niedługo potem zajmujemy nasze miejsca w samolocie. Julka siedzi przy oknie, obok niej ja, a na samym końcu mój chłopak, który przez cały czas trzyma mnie za rękę, dzięki czemu trochę mniej się denerwuję. Stres jednak nie opuszcza mnie całkowicie. Ciągle myślę tylko o tym, jak zareaguje mama Jamesa na wieść o tym, że jej sławny syn spotyka się ze zwykłą, szarą dziewczyną. Okropnie się tego boję, ale wiem, że nie ma już odwrotu. Samolot startuje.
5 GODZIN PÓŹNIEJ
Latająca maszyna ląduje na lotnisku w Nowym Yorku. Wychodzimy z niej, po czym odbieramy nasze bagaże i kierujemy się na postój taksówek. Wsiadamy do jednej z nich, a James prosi o podwiezienie nas na ulicę, na której mieszka jego mama. Razem z Julką siedzę na tylnej kanapie, podczas gdy Jamie zajął miejsce obok kierowcy. Zerkam co kilka sekund na dziewczynkę, patrzącą z zafascynowaniem w okno. Widać, że jest bardzo podekscytowana tym wyjazdem.
Z auta wysiadamy niedługo później. Rodzinny dom James wygląda z zewnątrz bardzo ładnie. Nie jest co prawda jakiś niesamowicie duży, ale na pierwszy rzut oka daje się wyczuć ciepłą, rodzinną atmosferę bijącą z jego wnętrza.
- Dobra mała, szkoła jest na końcu ulicy i w prawo. Poradzisz sobie? - pyta James, wskazując Julce kierunek. Szczęśliwie złożyło się tak, że szkoła, do której uczęszcza Henry jest tyko kilka kroków od domu Pani Maslow.
- Tak James, nie jestem małym dzieckiem, dam radę. - uśmiecha się szatynka, oddając nam swój plecak.
- Okay, gdyby się coś działo, jesteśmy pod telefonem. Baw się dobrze i uważaj na siebie. - proszę, biorąc od niej bagaż.
- Jasne, papa. - macha nam i zaczyna biec w stronę pobliskiego gimnazjum, a ja zostaję sama z Jamesem przed drzwiami jego mamy.
- I jak Kochanie? Gotowa? - chłopak patrzy na mnie z uśmiechem.
- Szczerze? Ani trochę. Strasznie się boję. - wyznaję, przytulając się do niego.
- Ej, będzie dobrze. Moja mama jest bardzo miła, na pewno Cię polubi. - Jamie stara się mnie pocieszyć.
- A co jeśli nie? Co jeśli uzna, że nie jestem dla Ciebie odpowiednia? Co jeśli uzna, że zasługujesz na kogoś lepszego? - do głowy przychodzą mi najczarniejsze scenariusze.
- Skarbie, wyluzuj. Mama na pewno tak nie powie, a nawet jeśli by powiedziała, to i tak z Tobą nie zerwę, bo Cię kocham, tak? Nie panikuj. - głaszcze mnie lekko po plecach, chcąc dodać mi otuchy.
- Też Cię kocham. - zerkam na niego z ledwo widocznym uśmiechem. - Dobra, miejmy to już za sobą.
James dzwoni do drzwi, obejmując mnie ramieniem. Po dłuższej chwili w progu staje ładna, zadbana kobieta, a ja już wiem, po kim mój chłopak odziedziczył urodę. Mama szatyna przytula go stęskniona, po czym jej wzrok ląduje na mnie.
- Mamo, to jest moja dziewczyna, Kasia. Kasia, to jest moja mama, Cathy. - przedstawia nas sobie Jamie.
- Dzień dobry. Miło mi Panią poznać. - podaję kobiecie kulturalnie rękę.
- Dzień dobry Kasiu. Mi Ciebie też bardzo miło poznać. - ściska lekko moją dłoń, po czym wpuszcza nas do środka. Mieszkanie z wewnątrz wygląda jeszcze lepiej niż na zewnątrz. Tak jak podejrzewałam, jest tam bardzo przytulnie i czuć to rodzinne ciepło. Dom jest pięknie udekorowany. Gołym okiem widać, że Pani Maslow umie dobierać dodatki i lubi to.
Kobieta prowadzi nas do salonu, proponując coś do picia. Ja proszę o herbatę, a James o kawę. Jego mama kilka minut później przynosi nam napoje i siada naprzeciwko z uśmiechem naprzeciwko nas, zaczynając rozmowę. Kobieta rzeczywiście jest bardzo miła i chyba nawet mnie polubiła.
Razem z Jamesem spędzamy kilka miłych godzin na rozmowie z jego mamą. Atmosfera jest bardzo wesoła i aż żal kończyć nasze spotkanie, ale musimy zdążyć na samolot, więc żegnamy się z Panią Maslow i idziemy w stronę gimnazjum, skąd mamy odebrać Julkę.
______________________________________________________________
Hej!
Tak, jak mówiłam tydzień temu, na jeden rozdział odeszliśmy trochę od kłopotów Julki, ale już w następny poniedziałek będzie się bardzo dużo działo w kwestii jej związku z Henrym.
No i, jak co tydzień, czas odpowiedzieć na komentarze.

Marta, masz rację. Czasami brak wiadomości, to rzeczywiście dobra wiadomość. A ta niunia jeszcze zalezie Julce za skórę, ale nie poprzez SMSy.
Mi osobiście "100 rzeczy do przeżycia przed liceum" nie za bardzo się podobało (pomimo faktu, że tworzył to człowiek, który stworzył "Big Time Rush"), a Nadzdolni już tak. 
Sam zdecydowanie nie jest dobrym przykładem do naśladowania, a zwłaszcza dla Julki. No bo wyobraź sobie Julkę, która wplątuje się w bijatyki, robi nauczycielom kawały i wyzywa wszystkich, których nie lubi.
Jeju, James był w tym odcinku po prostu rozbrajający, a przyjacielnia wygrała wszystko. Pamiętam, jak się uśmiałam na tym odcinku. Zresztą, do tej pory mam taką samą reakcję, kiedy go oglądam.
No niestety, nie pierniczę. Ona serio ma czternaście lat, tylko nałożyła sobie zbyt ostry makijaż, przez co wydaje się o wiele starsza.
Jeju, jak tylko przeczytałam o tej tragedii, w mojej głowie już zaczął rodzić się obraz załamania Patrycji. Nie wiem czy go jakoś rozbuduję i wykorzystam, ale zalążek już jest, więc jeśli zdecyduję się wykorzystać ten pomysł, to w życiu bohaterów wybuchnie niezły chaos.
Kaczor Donald? Boże, jak ja tego dawno nie czytałam. Właściwie chyba mam jeszcze gdzieś stare numery magazynu z czasów dzieciństwa. Musiałabym poszukać, ale zapewne gdzieś są.
Posey? Ten od Belli Thorne? Dobrze kojarzę czy pomyliłam go z kimś innym? Napisz mi to, proszę, bo nie jestem pewna czy chodzi o tego.
Do następnego.

Rozdział 103

ROZDZIAŁ 103
*per. Julii*
Otwieram powoli oczy, nie do końca pamiętając, gdzie i dlaczego się znajduję. Dopiero po chwili przypominam sobie maraton komediowy, który zorganizowała Agata. Co prawda nie pocieszyło mnie to, ale przynajmniej na chwilę zapomniałam o tamtej dziewczynie i zdjęciu na profilu Henry'ego.
Zaspana biorę do ręki telefon i sprawdzam portale społecznościowe. Blondyn nadal się nie odezwał, po prostu świetnie. Piszę do niego kolejną wiadomość z prośbą o odpisanie mi, po czym odkładam telefon i idę do łazienki trochę się ogarnąć.
Po wykonaniu porannej toalety wchodzę do kuchni, gdzie panuje iście sielankowa atmosfera. Moja mama i Agata plotkują jak najlepsze przyjaciółeczki, a z ich twarzy nie schodzą uśmiechy. Podchodzę po cichu do lodówki, a następnie biorę z niej jogurt i idę do salonu, nie chcąc przeszkadzać w rozmowie. Siadam na kanapie, po czym uruchamiam telewizor, od razu włączając Nickelodeon, który oglądałam do śniadania, gdy mieszkałam jeszcze w Polsce. Akurat leci "iCarly", więc odrobinę pogłaśniam, skupiając się na kolejnej przygodzie bohaterów sitcomu. Pomimo smutku nawet udaje mi się uśmiechnąć po jednym z tekstów Sam. W sumie chciałabym być taka jak ona. Stanowcza, niezależna, pewna siebie i nieprzejmująca się opinią innych osób. Gdybym też taka była, życie byłoby o wiele prostsze.
Wzdycham cicho, a następnie idę do kuchni, gdzie wyrzucam puste opakowanie po jogurcie i myję po sobie łyżeczkę. Moja mama i Agata nadal rozmawiają i nie zapowiada się na to, żeby szybko skończyły. Wciąż zdają się mnie nie zauważać, więc kieruję się do pokoju, żeby ponownie sprawdzić, czy nie dostałam żadnej wiadomości od mojego chłopaka.
Siadam na łóżku i biorę do ręki telefon, odblokowując go. Ze zdziwieniem dostrzegam, że mam nową wiadomość. Wchodzę w wiadomości z nadzieją, że to SMS od Henry'ego. Niestety tak nie jest. SMS jest od Kasi, ale wywołuje u mnie nie mniejszy uśmiech, niż gdyby był od mojego chłopaka. Idę czym prędzej do kuchni, gdzie nadal siedzi moja mama i siadam obok niej.
- Mamo? - zaczynam niepewnie, zwracając na siebie uwagę także Agaty.
- Tak córeczko? - patrzy na mnie z uśmiechem.
- Mam sprawę. Bo Henry mieszka teraz w Nowym Yorku, a James i Kasia lecą tam jutro, no i Kasia pyta, czy nie chciałabym pojechać z nimi. Wiesz, mogłabym zrobić Henry'emu niespodziankę. To mogę jechać? - pytam, podsuwając mamie pod nos wiadomość z propozycją dziewczyny.
- W sumie do szkoły idziesz dopiero po weekendzie, więc nie widzę przeszkód. - mówi z uśmiechem, oddając mi telefon.
- Tak! Dziękuję! - przytulam ją mocno, po czym biegnę do pokoju, odpisując po drodze Kaśce. Wpadam do pokoju, rzucając telefon na łóżko, a następnie staję przed szafą. Otwieram ją i zaczynam zastanawiać się, w co mam się jutro ubrać. Wyrzucam wszystkie ubrania po kolei, przykładając każdy ciuch do ciała i przeglądam się w lustrze. Wszystko jednak wydaje się nijakie i nieodpowiednie. Zrezygnowana zaczynam sprzątać, raz jeszcze oglądając każde ubranie po kolei. Niestety koniec końców na nic się nie decyduję.
Wracam do kuchni, mając nadzieję, że Agata jeszcze nie wyszła i będzie miała ochotę wybrać się ze mną na te zaległe zakupy. Na szczęście szatynka nadal u nas jest i z chęcią zgadza się na wypad do centrum handlowego. Biegnę więc po pieniądze oraz telefon, a następnie wracam do dziewczyny. Chwilę później kierujemy się do galerii handlowej, snując wyobrażenia na temat mojego jutrzejszego spotkania z Henrym. Tak bardzo wczuwam się w rozmowę, że nawet nie zauważam, kiedy wchodzimy do budynku wypełnionego mnóstwem sklepów.
Wraz z Agatą zaczynamy przeszukiwać każdy sklep po kolei, w poszukiwaniu odpowiedniego ubrania na spotkanie z moim chłopakiem. Niestety nic nie wydaje nam się wystarczająco ładne na taką okazję. Z każdego miejsca wychodzimy z pustymi rękami, coraz bardziej zrezygnowane.
- Dobra, to nie ma sensu. Nigdzie nie jadę. - siadam smutna i zmęczona na jednej z ławek.
- No przestań, nie poddawaj się. - Agata zajmuje sąsiednie miejsce. - Przed nami jeszcze kilka sklepów i mnóstwo czasu, tak? Damy radę, tylko musimy zregenerować siły. Chodź, zjemy coś, a potem pomyślimy co dalej.
- Nie jestem głodna. - mamroczę ponura, jednak w tym samym momencie mój brzuch zaczyna cicho burczeć.
- Julka, o co chodzi? Co Ty kombinujesz? - dziewczyna patrzy na mnie zmartwiona i jakby lekko wystraszona.
- Nic, nieważne. - wzdycham. - Idziemy na dalsze zakupy?
- Nie, nie idziemy. Najpierw powiedz, co się dzieje.
- Jestem gruba i tyle. Możemy już iść? - pytam, wstając.
- Jaka gruba? O czym Ty w ogóle mówisz? - patrzy na mnie zszokowana, nie mając zamiaru opuścić ławki.
- W porównaniu do dziewczyny ze zdjęcia, owszem, jestem. - oznajmiam, po czym zaczynam szybkim krokiem kierować się w stronę kolejnego sklepu.
- Julia, Ty nawet nie widziałaś jej figury. - twierdzi, doganiając mnie.
- Nieprawda, widziałam ją już kiedyś na Facebooku. Wyświetliła mi się w proponowanych znajomych i z ciekawości weszłam na jej profil. Ona wygląda jak supermodelka, a ja? Ciągle chodzę w powyciąganych bluzach i trampkach, jestem gruba i w ogóle cała brzydka. - wchodzę do pierwszego, lepszego sklepu, chcąc skończyć już tę rozmowę.
- Julia, jesteś piękna i szczupła. Sama chciałabym mieć taką figurę jak Ty. A to, że chodzisz w takich, a nie innych ubraniach, świadczy o tym, że masz własny styl, który idealnie do Ciebie pasuje. Poza tym, ta dziewczyna wygląda tak "super" wyłącznie dzięki makijażowi, a Ty tego nie potrzebujesz, bo jesteś śliczna naturalnie. - Agata chodzi za mną krok w krok.
- Ta, jasne. Mówisz tak tylko dlatego, że jesteś przyjaciółką mojej siostry. - wychodzę z kolejnego sklepu, zrezygnowana bardziej niż wcześniej. Siadam załamana na następnej ławce, chowając twarz w dłonie.
- Nie mała. Mówię tak, bo mam oczy. - kuca naprzeciwko mnie, łapiąc mnie za nadgarstki, a następnie odsłania mi twarz. - Okay, może ta dziewczyna bez makijażu też jest ładna, ale ważne jest, żeby być sobą, tak?
- No błagam Cię, takie pogadanki robili mi rodzice, jak wchodziłam w nastoletni wiek. Nie bądź jak swoje koleżanki, nie rób wszystkiego, co inni, bądź sobą i bla bla bla. - przedrzeźniam moją mamę. - Ja chcę tylko trochę schudnąć i czasem założyć coś poza bluzą i trampkami.
- W takim razie zgoda, ale tylko kilka kilogramów i będę Cię kontrolować, jasne? - pyta, na co ochoczo przytakuję. - A teraz idziemy coś zjeść czy dalej będziesz katować swój żołądek?
- Idziemy coś zjeść. - decyduję w trochę lepszym nastroju, więc kierujemy się do baru kanapkowego, znajdującego się w jednej z części centrum handlowego.
Po najedzeniu się, wraz z Agatą kontynuujemy poszukiwania idealnej stylizacji na jutrzejszy dzień. Do odwiedzenia zostały nam już tylko dwa sklepy, więc po wejściu do jednego z nich zaczynamy rozglądać się uważniej niż wcześniej. Nagle, pomiędzy wieloma wieszakami, dostrzegam piękną sukienkę z lekko pofalowanym dołem. Suknia ma wyrazisty, czerwony kolor i szerokie ramiączka. Jest ostatnią w takim kolorze, dlatego podchodzę do niej szybkim krokiem, a następnie sprawdzam cenę, biorąc ją do przymierzalni. Ubieram na siebie ciuch, po czym przeglądam się w dużym lustrze, wiszącym na ścianie. Sukienka sięga mi kilka centymetrów przed kolano, idealnie się prezentując, a ja po raz pierwszy w życiu nawet się sobie podobam.
Zakładam z powrotem swoje normalne ubrania i wychodzę z przymierzalni, zaczynając szukać Agaty, krążącej gdzieś między ubraniami. Kilka minut później kierujemy się już do kasy, oglądając moją zdobycz. Płacę czym prędzej za zakup, a następnie obieram kurs na sklep z butami.
- To jakich butów szukamy? - pyta Agata, wchodząc ze mną do obuwniczego.
- Baletek, bo w szpilkach nie umiem chodzić, a nie mam czasu na naukę. A, buty muszą być w identycznym kolorze jak sukienka. - zastrzegam, rozglądając się między półkami.
Szukanie baletek zajmuje nam na szczęście mniej czasu, niż szukanie sukienki i już po kilku minutach mam obok siebie kilka par butów do przymierzenia. Zakładam wszystkie po kolei, sprawdzając jak prezentują się na nodze oraz czy są wygodne. Przymierzenie każdej wytypowanej pary i wybranie najlepszej zajmuje mi mniej więcej pół godziny, ale w końcu się udaje. Zadowolona płacę za baletki i wychodzę ze starszą przyjaciółką z galerii.
Na dworze zapada już wieczór. Dopiero teraz orientuję się, jak dużo czasu spędziłyśmy na zakupach. Chyba po raz pierwszy aż tyle. W sumie sama się sobie dziwię, ale najważniejsze jest to, że koniec końców znalazłam idealny strój, w którym mogę pokazać się Henry'emu. Mam tylko nadzieję, że mu się spodoba.
Droga do hotelu zajmuje nam niewiele więcej czasu, jak pobyt w butiku. Zamiast jednak od razu wejść do budynku, czekam jeszcze z Agatą na Carlosa, który ma po nią przyjechać, żeby nie szła sama do domu o tej godzinie. To słodkie, że się tak o nią troszczy. Coś czuję, że niedługo będziemy mieli w paczce nową parę, ale na razie nie mówię szatynce o moich podejrzeniach. Z góry wiem, co by o nich powiedziała.
Carlos podjeżdża pod hotel po kilku minutach. Żegnam się z Agatą uściskiem, a ona wsiada do samochodu, machając mi. Odmachuję, po czym idę z szerokim uśmiechem do apartamentu. Witam się z rodzicami. Szybko pokazuję zaciekawionej mamie moje dzisiejsze zdobycze i idę do pokoju. Odkładam moje zakupy na łóżko, a następnie wchodzę do łazienki, gdzie biorę długi, gorący prysznic. Po wyjściu z kabiny ubieram się w piżamę i wracam do pokoju. Torby z ubraniami przekładam na krzesło biurowe, a chwilę potem kładę się do łóżka i zasypiam, myśląc o jutrzejszym dniu.

______________________________________________________________
Hej!
Dzisiaj ciąg dalszy sytuacji Julki. W następnym rozdziale będzie od niej mała przerwa, ale w kolejnych w temacie siostry Patrycji będzie działo się bardzo dużo, więc mam nadzieję, że lubicie Julkę.
A teraz czas na odpowiedzenie na komentarze spod poprzedniego rozdziału.

Marta, zachowania Dustina wyjaśnię trochę później, kiedy uporządkują sprawy Julki, ale niestety nie wiem, kiedy dokładnie to nastąpi, bo pomysłów mam rozpisane na co najmniej kilka kolejnych rozdziałów.
Niekoniecznie wszystkie nastolatki padają nad ranem. Wiem, że zegar biologiczny jest ustawiony po swojemu, ale ja na przykład, w wieku czternastu lat nie miałam problemu z nieprzespaniem nocki czy dwóch. Wydaje mi się, że trochę zależy to też od nawyków i trybu życia danego człowieka, ale nie znam się na tych sprawach, więc nie mówię nic więcej, żeby nie palnąć jakiejś głupoty.
Ta paniusia sporo namiesza w związku Julki i Henry'ego, tego możesz być pewna. I nie, nie jest starsza. Specjalnie szukałam aktorki, która będzie miała czternaście lat, żeby dopasować ją do wieku najmłodszych bohaterów. Mam jednak świadomość, że wygląda na starszą, ale wydaje mi się, że to przez makijaż. Niestety to (według mnie) było najlepsze zdjęcie tej aktorki i najbardziej pasowało do charakteru, który jej wymyśliłam, więc byłam zmuszona je wziąć.
W sumie ciekawy pomysł z tymi siostrami. Może kiedyś rzeczywiście to zrobię, tyko musiałabym dłużej nad tym posiedzieć i wymyślić, jak to możliwe. No nie wiem, zobaczy się.
Do następnego.

Rozdział 102

ROZDZIAŁ 102
*per. Agaty*
Nareszcie wszystko zaczyna się układać. Patrycji nikt już nie niepokoi, Dustin po ostatnich wydarzeniach w końcu wraca do żywych, a ja mam coraz lepszy kontakt z Carlosem. Coraz więcej czasu spędzam też z dziewczynami i znowu zaczyna być jak dawniej. Atmosfera w domu też bardzo się poprawiła, odkąd wszystko się wyjaśniło. I tylko Julki mi szkoda, bo liczyła, że spędzi chociaż odrobinę czasu z Henrym, ale kiedy wróciła, on wyjechał.
Z zamyślenia wyrywa mnie połączenie przychodzące na Skypie. Ze zdziwieniem dostrzegam, że dzwoni Julka. Zaniepokojona odbieram połączenie, a na ekranie laptopa pojawia się twarz dziewczynki. Na jej policzkach można dostrzec zaschnięte ślady łez, a w jej oczach smutek i zmęczenie. Zaczynam zastanawiać się, czy nastolatka tej nocy w ogóle spała. Wszystko jednak wskazuje na to, że nawet nie zmrużyła oka.
- Hej. Masz chwilę? - pyta cicho Julia, patrząc na mnie niepewnie.
- Hej, pewnie. A coś się stało? - patrzę na nią zmartwiona, przeczuwając, że nieoczekiwana rozmowa ma jakiś związek z Henrym.
- Można tak powiedzieć, tylko nie mów tego Patrycji, dobrze? Nie chcę jej znowu martwić. - prosi, podciągają kolana pod brodę.
- No nie wiem. Powinna wiedzieć. W końcu to Twoja siostra. - mówię, wahając się, a Julka zaczyna patrzeć na mnie błagalnym wzrokiem. - Eh... dobra, zgoda, ale jeśli to będzie coś naprawdę poważnego, porozmawiasz z Pati, jasne?
- Zgoda. A może mogłabyś do mnie przyjść? Wiesz, żeby porozmawiać w cztery oczy. - pyta niepewnie.
- W sumie dobry pomysł. W którym hotelu jesteście? - sięgam po telefon, aby zapisać adres.
- W tym przy Flower St. - mówi, poprawiając się na łóżku.
- Dobra, będę za mniej więcej pół godzinki. Papa. - macham jej i rozłączam się, a następnie wyłączam laptop i podchodzę do szafy, skąd wyciągam bluzę, którą na wszelki wypadek zawiązuję sobie w pasie.
Kilka minut później jestem już w drodze do hotelu, w którym zatrzymali się Państwo Krajewscy z Julką. Dziewczynka czeka na mnie przed budynkiem, patrząc w telefon. Tulę ją na powitanie, po czym kierujemy się w stronę galerii handlowej, gdzie rodzice Julki wysłali ją, żeby kupiła sobie trochę nowych ubrań.
- To w czym problem? Co się stało? - pytam w końcu po kilku minutach męczącej ciszy.
- Henry się stał. Nie odbiera ode mnie połączeń, nie odpisuje na SMSy, nie odbiera na Skypie, a na Facebooku był ostatnio kilka dni temu. - wyjaśnia, ponownie sprawdzając telefon.
- Julka, uspokój się. Henry nie ma Twojego nowego numeru, więc to normalne, że nie odbiera ani nie odpisuje. Na Facebooku nie był od kilku dni, bo pewnie ma sporo nauki, a skoro ma sporo nauki, to na Skypie też nie odbierze. Na pewno nic się nie dzieje. - próbuję choć trochę uspokoić zmartwioną nastolatkę.
- A jeśli ma inną? W końcu nie ma ze mną kontaktu od niemal dwóch tygodni, a w Nowym Yorku na pewno jest dużo ślicznych dziewczyn, które na niego lecą. - mówi, smutniejąc na myśl o tym.
- Nawet jeśli jest tam dużo ślicznych dziewczyn, to Henry Cię kocha, tak? Zaufaj mu.
- Ufam. Ufam, ale jest mi coraz trudniej, kiedy nie mam z nim żadnego kontaktu.
- Wiem, ale potraktuj to jak próbę. Jeśli Wasz związek przetrwa pomimo odległości i czasu, to przetrwa wszystko, wierz mi.
- Mam nadzieję. Ej, zobacz, dodał coś. - mówi, a na jej twarzy pojawia się uśmiech, żeby chwilę potem znów zniknąć.
- Co jest? - pytam zaniepokojona jej gwałtownymi zmianami nastroju.
- Wiedziałam, że tak będzie. - twierdzi, a w jej oczach pojawiają się łzy. Wyrywam jej telefon z dłoni i patrzę, co ją tak zasmuciło. Moim oczom ukazuje się zdjęcie jakiejś dziewczyny z okropnym dla Julki podpisem opublikowane z konta Henry'ego.
Dziewczynka zabiera mi komórkę i odbiega w stronę hotelu. Ruszam za nią, próbując ją dogonić. Udaje mi się to dość szybko, więc łapię ją za ramię i zatrzymuję.
- Poczekaj, co chcesz zrobić? - patrzę na nią zmartwiona.
- Schować się pod kołdrą i płakać. - oznajmia, próbując wyrwać swoje ramię z mojego uścisku.
- Nie ma takiej opcji. W tej chwili wyłączasz telefon i idziemy na zakupy, tak jak planowałyśmy. Nie pozwolę, żeby jedno zdjęcie zmarnowało Ci cały dzień. - mówię, po czym zaczynam ciągnąć Julkę w stronę galerii handlowej.
- I po co? Mam ubrania, nie potrzebuję nowych. Daj spokój. - prosi smutna.
- Może zakupy poprawiłyby Ci humor? - sugeruję z nadzieją, że nastolatka zgodzi się nie wracać jeszcze do hotelu.
- Nie mam ochoty, wybacz. - zwiesza głowę, powstrzymując łzy.
- To może chociaż kupimy lody i obejrzymy jakiś film? - proponuję, chcąc poprawić szatynce nastrój.
- Dobra, niech będzie. Może rzeczywiście to lepszy pomysł niż użalanie się nad sobą. - przyznaje mi rację, więc idziemy do najbliższego sklepu i kupujemy kilka pudełek lodów o różnych smakach, po czym wracamy do hotelu i siadamy w pokoju Julki, włączając pierwszą lepszą komedię.
______________________________________________________________
Hej!
Słuchajcie, w zeszłym tygodniu pisałam, że mam listę kilkudziesięciu filmów, które zamierzam obejrzeć i zrecenzować. Marta zaproponowała, żebym zrobiła ranking i za jednym zamachem opisała większość ilość filmów, za co dziękuję. Niestety pomysł ten raczej nie wypali, ponieważ mam zbyt dużą liczbę filmów do obejrzenia, aby opisać je w jednym poście, więc postanowiłam, że na końcu każdej recenzji będzie moja ocena filmu w skali od 1 do 10, a potem, po zrecenzowaniu wszystkich planowanych filmów, zrobię osobną zakładkę z rankingiem. Myślę, że będzie to dobre rozwiązanie, więc jeśli macie jakieś filmy, które chcielibyście, żebym zrecenzowała, podsyłajcie tytuły w komentarzach.
A teraz czas na odpowiedzenie na komentarze spod poprzedniego rozdziału.
Rose, nie mówiłaś mi nigdy, że jesteś w klasie z rozszerzonym hiszpańskim, ale powiem Ci, że jest to jeden z języków, którego chcę w przyszłości się nauczyć, ponieważ na razie umiem za jego pomocą tylko policzyć do dziesięciu. Niestety moja szkoła nie oferuje kursów z tego języka, a ja nie mam czasu, aby zapisać się na pozaszkolną naukę tego języka, więc niestety będę musiała poczekać jeszcze kilka lat. Tak na marginesie, też nie lubię geografii. Według mnie jest to najgorszy przedmiot jaki kiedykolwiek powstał.

Jeju, narobiłaś mi smaka na czekoladę z orzechami i McDonalda, ale jest już późno, więc niestety nie ma opcji, żebym poszła do sklepu i kupiła sobie jakąś przekąskę. Eh... będę musiała jakoś przetrwać do rana.
Freeganizm? Szczerze Ci powiem, że jeszcze o tym nie słyszałam, ale oszczędzanie pożywienia jest jak najbardziej na plus, więc życzę powodzenia.
Wiesz, zazwyczaj takie artykuły są albo kompletnie wyssane z palca (a przynajmniej niektóre informacje w nich zawarte), albo są tak źle napisane pod względem gramatycznym, że nie da się ich czytać (jestem humanistką, więc czepiam się takich rzeczy). 
No wiesz, nie mogło być za kolorowo. Ciągła sielanka i radość to nie w moich opowiadaniach. A Jadźka tak prędko się nie odczepi, nawet pomimo wyjazdu Julki z kraju, więc jeszcze pewnie nieraz pojawi się w rozdziałach.
Marta, Henry nie zaginął, spokojnie. Musiał po prostu wrócić do szkoły, bo Teri nie jest jego prawnym opiekunem, więc jego rodzice mogliby mieć kłopoty, gdyby został w Los Angeles.

No widzisz, Ty żartowałaś, a ja ani trochę. Serio już mam rozpisane te pomysły, więc naprawdę możesz zacząć się bać.
Ciekawe porównanie. Szczerze mówiąc obejrzałam tylko kilka odcinków Violetty. W sumie kiedyś chciałam obejrzeć cały serial, ale jakoś zawsze miałam coś innego do roboty. Być może jeszcze mi się uda, ale wracając, masz trochę racji. Julka jest typem osoby, która zamiast szczerej rozmowy woli trzymanie wszystko w sobie. Poza tym, ma czternaście lat, więc jest w okresie dojrzewania, a co za tym idzie, woli pobyć sama i popłakać zamiast zwierzać się komukolwiek, zwłaszcza że nie ma przyjaciółki w swoim wieku.
Na dzisiaj to tyle. Pierwsza recenzja filmu już wkrótce.
Do następnego.

Rozdział 101

ROZDZIAŁ 101
*per. Julii*
Wychodzę podekscytowana z samolotu na lotnisku w Los Angeles. Nie mogę uwierzyć, że to się naprawdę dzieje. Że naprawdę tu jestem i nie muszę już użerać się z Jadźką i moją starą klasą. Odkąd wynikła cała sytuacja z moją dawną przyjaciółką, to było moje największe marzenie, które właśnie się spełnia.
Kątem oka spoglądam na rodziców, którzy idą obok mnie. Widzę, że oboje cieszą się z awansu taty. Zresztą, tak jak z każdego sukcesu. Pomimo upływu lat, moi rodzice wciąż kochają się tak, jak podczas pierwszego roku swojego związku. Na pierwszy rzut oka widać, że nadal wiele dla siebie znaczą i zauważyły to nawet ktoś, kto kompletnie ich nie zna. To po prostu widać po ich zachowaniu. Pomimo upływu czasu wciąż się wspierają i cieszą się ze swoich wzajemnych sukcesów. Chciałabym mieć w przyszłości tak dobre relacje z moją drugą połówką.
Wsiadam z mamą do samochodu, czekającego już na nas na lotniskowym parkingu. Tata wkłada nasze walizki, odebrane wcześniej z lotniska, do bagażnika, a następnie wsiada za kierownicę i odpala auto.
Podczas drogi do domu moich przyjaciół przeglądam Internet w telefonie, który udało mi się odzyskać na stałe pod warunkiem, że będę dostawać dobre stopnie. Dla mnie to nie kłopot, bo nigdy nie miałam jakichś wielkich problemów z nauką. Wkładam w uszy słuchawki, po czym odpalam swoją ulubioną playlistę i z nudów zaczynam przeglądać portale plotkarskie. Na niemal wszystkich stronach tego typu jest przynajmniej jeden artykuł o odnalezieniu mojej siostry. Z ciekawości czytam pierwsze kilka linijek jednego z tekstów i nie mogę uwierzyć w te bzdury. Niemal nic nie pokrywa się z prawdą. Oprócz linku do postu Kendalla, informującego o zaginięciu Patrycji, wszystko jest wyssane z palca, nawet jej wiek. Nie wiem, jaki imbecyl pisał ten artykuł, ale żeby nie sprawdzić przynajmniej takiej rzeczy, to naprawdę trzeba być genialnym.
Pod domem Big Time Rush parkujemy po mniej więcej trzydziestu minutach jazdy. Wysiadam z samochodu, po czym podchodzę podekscytowana do drzwi i pukam w nie kilka razy. Chwilę później drzwi otwiera moja siostra, do której od razu mocno się przytulam. Patrycja odwzajemnia uścisk ze śmiechem, wpuszczając nas do środka. Rodzice już wczoraj powiedzieli jej o awansie taty i przeprowadzce, więc nie jest zaskoczona naszą wizytą.
Witam się ze wszystkimi moimi przyjaciółmi, dopiero teraz uświadamiając sobie, jak bardzo się za nimi wszystkimi stęskniłam. Nawet za Dustinem, z którym miałam chyba najsłabszy kontakt i z którym najmniej rozmawiałam. Nigdzie jednak nie dostrzegam Henry'ego.
- Yyy... Teri, a gdzie Henry? - postanawiam w końcu zapytać.
- Rodzice zabrali go do Nowego Yorku na rok szkolny, nie napisał Ci? - patrzy na mnie zdziwiona, a z mojej twarzy od razu schodzi uśmiech.
- N-nie wiem, musiałam zmienić numer, bo Jadźka spamowała mi wiadomościami i nie mogłam dokopać się do SMSów od Henry'ego, a na Facebooku nie byłam od nie wiem kiedy. - wyjaśniam smutna.
- Ej, nie martw się. Przecież jest Internet, SMSy, maile, Skype. Będzie dobrze. - stara się pocieszyć mnie, więc udaję, że wszystko jest w porządku, nie chcąc psuć atmosfery.
U BTR i dziewczyn siedzimy do wieczora. Cały czas robię dobrą minę do złej gry, a oni to kupują. No, może oprócz Patrycji, która widzi, że, chociaż się śmieję, do śmiechu wcale mi nie jest. Rodzice około 20 postanawiają jechać już do hotelu, co nawet mnie cieszy ze względu na to, że po pierwsze jestem zmęczona, a po drugie chcę już być sama.
Do naszego tymczasowego miejsca zamieszkania dojeżdżamy niedługo później. Tata odbiera klucz do, zafundowanego przez jego firmę, niewielkiego apartamentu i kieruje się z nami do windy. Wjeżdżamy na drugie piętro, gdzie znajduje się mieszkanie, po czym wchodzimy do niego, a rodzice od razu zaczynają zachwycać się jego wyglądem. Nie mając ochoty tego słuchać mówię tylko ciche "dobranoc", a następnie idę do swojego pokoju. Zamykam drzwi mojej nowej sypialni na klucz i, nawet się nie przebierając, kładę się do łóżka. Narzucam na siebie kołdrę i zamykam oczy, pozwalając dotychczas ukrywanym łzom, wypłynąć na powierzchnię.

______________________________________________________________
Hej!
Od razu na wstępie chcę przeprosić za to, jak wygląda zakończenie rozdziału, bo wyszło trochę chaotycznie, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie. A teraz przejdźmy już do odpowiadania na komentarze spod poprzedniego rozdziału.
Marta, zgodzę się z Tobą, że rodzice Julki już dawno powinni wiedzieć o sprawie z Jadzią, ale Julii wystarczyło, że Patrycja wie. Nie sądziła, że jej była przyjaciółka posunie się do takich czynów. 

Chętnie powiem Ci, jak na to wpadłam, jeśli tylko napiszesz, na co takiego, bo szczerze mówiąc, nie za bardzo wiem, co Cię tak zdziwiło. 
Nie mam pojęcia, czy z tą gangsterką miałaś na myśli Julkę czy Jadźkę, ale podsunęłaś mi niezły pomysł, więc dziękuję, bój się. W sumie wzmianka o farbowaniu ciuchów na czarno też podsunął mi pewien pomysł.
W moim starym gimnazjum zazwyczaj było tak, że nauczyciele najpierw robili lekcję organizacyjną, PSO i wyjaśnienie wymagań na dany rok, a dopiero później startowali z tematami, więc tym się kierowałam.
Jak one to zrobiły? To bardzo proste. Jadźka, przechodząc obok Julki w klasie, wrzucła jej niepostrzeżenie telefon do plecaka i już.
Rose, rozwaliłaś system długością komentarzy. Serio, nie spodziewałam się aż tak obszernego odzewu, ale uwielbiam czytać komentarze, więc możesz rozpisywać się tak częściej.
Ah, wpisywanie prac klasowych i sprawdzianów jako kartkówki, znam to. Najgorsze, co może być. Nienawidziłam, kiedy moi nauczyciele tak robili. No i współczuję aż tylu sprawdzianów.
Wiesz, rodzice Julki chcą mieć pewność, że ich córka na 100% pójdzie do szkoły, a nie na wagary. No i, że nic jej się nie stanie.
Owszem, Jadźka powinna przeprosić Julkę, ale to taki typ człowieka, która nigdy w życiu nie przyzna się do swojego błędu ani nie przeprosi. Jadzia jest na to zbyt dumna.
Szczerze mówiąc, pisząc o zachowaniu dyrektora, wzorowałam się dyrektorze z iCarly. Pomyślałam, że skoro na moim drugim blogu dyrektorka jest potworem, tutaj dyrektor będzie do rany przyłóż.
Starałam się wziąć pod uwagę wszystkie propozycje, które zawarłyście w komentarzach. 
Najlepsza książka w Internecie? Bardzo mi miło, że tak myślisz, ale nie zgadzam się z tym. Opowiadanie zawsze mogłoby być jeszcze lepsze (do czego dążę), a w Internecie jest wiele znacznie lepszych fanfików o BTR. Niemniej jednak naprawdę bardzo mi miło, że uważasz moją książkę za najlepszą.
Oj tak, uwielbiam dodawać do postów rocznicowych statystyki. Czyli mówisz, że minęły już ponad dwa miesiące, odkąd zaczęłaś czytać mojego bloga? Jak ten czas szybko leci.
Jejku, wzruszyłam się. Bardzo dziękuję za życzenia. Oj, masz rację. Bardzo brakuje mi teraz wolnego czasu. Jeszcze raz dziękuję!
Jeśli chodzi o "Przemyślenia" i "Recenzje" planuję do nich wrócić. Ostatnio zrobiłam sobie listę kilku... dziesięciu filmów, które chcę obejrzeć i chciałabym napisać recenzję każdego z nich, więc mam nadzieję, że uda mi się to i już niedługo seria wróci na bloga. Co do serii "Przemyślenia" troszeczkę się waham, że mogłoby to nie zdać relacji na dłuższą metę, ponieważ nie wiem, o jakich tematach chcielibyście, żebym się wypowiedziała i nie wiem, czy jeśli zaproponujecie tematy, stanę na wysokości zadania i składnie opiszę moje przemyślenia dotyczące ich. Jeszcze pomyślę.
Oj, notka jest chyba dłuższa niż sam rozdział, wybaczcie. Następnym razem postaram się, żeby było na odwrót.
Do następnego.

ROZDZIAŁ 100

ROZDZIAŁ 100
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
*per. Julii*
No i stało się. Rodzice nie pozwolili mi wrócić z Patrycją do Los Angeles, a ja właśnie szykuję się na rozpoczęcie roku szkolnego w mojej starej szkole. W szkole, w której jest Jadźka i wszyscy moi znajomi, którzy teraz mnie nienawidzą.
Wzdycham cicho i raz jeszcze patrzę na swoje odbicie w lustrze. Biała koszula włożona w czarną spódniczkę i zapłakana, zmęczona twarz, to wszystko, co dzisiaj zobaczą znajomi, ale w sumie po raz pierwszy mam gdzieś mój wygląd. Teraz bardziej martwię się, że Jadzia urządzi jakieś przedstawienie, kiedy mnie zobaczy, a wiem, że w jej przypadku to możliwe.
Spoglądam na zegarek i niechętnie wychodzę z łazienki. Biorę z sypialni kopertówkę, do której chowam telefon, klucze, mały notesik i długopis, po czym schodzę na dół. Rodzice jakąś godzinę temu wyszli do pracy, więc wychodząc z domu, zamykam mieszkanie na klucz.
Powoli zaczynam kierować się w stronę szkoły, chcąc wydłużyć trasę najbardziej jak to możliwe. Po drodze mijam wielu nastolatków, idących na rozpoczęcie z uśmiechami na ustach. Większość idzie z przyjaciółmi lub w grupkach. Jestem jedną z nielicznych osób, przemierzających drogę samemu. Jest mi przykro, bo zazwyczaj chodziłam do szkoły z Jadzią. Może i jest jędzą, ale zawsze dotrzymywała mi towarzystwa i nawet, jeśli mnie nie słuchała, miałam do kogo otworzyć usta. Dziwnie czuję się, idąc całkowicie sama, ale widocznie tak musiało być.
Wchodzę niepewnie na szkolne boisko, gdzie większość mojej klasy stoi już w ciasnej grupce, żywo o czymś dyskutując. Gdy tylko mnie zauważają, ich rozmowa nagle cichnie i zapada niezręczna cisza. Widząc,że nie chcą mnie w swoim gronie, idę parę kroków dalej i siadam na schodach prowadzących do budynku szkoły.
Chwilę później na teren gimnazjum wchodzi Jadzia. Dziewczyna, jak zawsze, wygląda idealnie. Piękna, czarna sukienka perfekcyjnie na niej leży. Makijaż goszczący na jej twarzy jest zrobiony jakby wyszła prosto od kosmetyczki, a z włosów, upiętych w ciasny kok, nie wychodzi ani jeden niesforny kosmyk. We włosach Jadzi gości również kokarda, która tylko dodaje jej uroku. W dłoni nastolatki natomiast daje się zauważyć czarna kopertówka, cała w błyszczących cekinach.
Wstaję powoli ze schodów, po czym kieruję się w stronę drzwi budynku, modląc się, aby moja była przyjaciółka mnie nie zauważyła.
- Proszę, proszę, proszę. Kogo my tu mamy? - słyszę nagle głos blondynki, niosący się po całym boisku, na którym w jednej chwili zapada całkowita cisza.
- No cześć. - mówię cicho, odwracając się przodem do niej.
- Cześć?! Po tym, co mi zrobiłaś, śmiesz jeszcze tu wracać i jedyne, co od Ciebie słyszę, to "Cześć"?! - pyta załamanym głosem, a w jej oczach pojawiają się łzy. Nie ma co, aktorką to ona jest świetną.
- A co mam zrobić? Paść na kolana i błagać Cię o wybaczenie za coś, czego nawet nie zrobiłam? - patrzę na nią z niedowierzaniem pomieszanym ze wściekłością i smutkiem jednocześnie.
- Za coś, czego nie zrobiłaś? Masz tupet, żeby po tym wszystkim wrócić sobie, jak gdyby nigdy nic i jeszcze wszystkich okłamywać. Nie spodziewałam się tego po Tobie, ale wiesz co? Nic od Ciebie nie chcę. Po prostu więcej się do mnie nie zbliżaj. - mówi łamiącym się głosem i wchodzi do szkoły razem z naszą klasą, która ją pociesza. Wszyscy omijają mnie szerokim łukiem, a ja czuję się, jakbym rzeczywiście zrobiła coś złego. Siłą powstrzymuję łzy i wchodzę do budynku, gdzie zaczyna się już ceremonia rozpoczęcia nowego roku szkolnego.
Po uroczystości, która mija o dziwo bardzo spokojnie, idę z moją klasą i wychowawczynią do sali, aby jak co roku odebrać plan lekcji i wysłuchać kilkuminutowego przemówienia nauczycielki. Idę na szarym końcu, kilka kroków za ludźmi, z którymi jeszcze przed wakacjami tak świetnie się dogadywałam. W sali również siadam na samym końcu, widząc że wszyscy pozajmowali już swoje miejsca i patrzą na mnie wrogo, kiedy tylko podchodzę do zajętej przez kogoś ławki.
Chwilę później trzymam już w ręku mój nowy plan lekcji. Na pierwszy rzut oka nie wygląda aż tak źle, ale w praktyce pewnie będzie koszmarnie, jak co roku. Patrzę na wychowawczynie starając się skupić uwagę na jej słowach, ale przez cały czas czuję na sobie czyjś wzrok, co bardzo mnie dekoncentruję. Rozglądam się dyskretnie po klasie i udaje mi się dostrzec wpatrującego się we mnie chłopaka, siedzącego, tak jak ja, na końcu klasy, w rzędzie obok. Zaczynam czuć się trochę nieswojo, więc przenoszę wzrok z powrotem na nauczycielkę, która pozwala nam wyjść już ze szkoły i cieszyć się ostatnim dniem wolności.
Wstaję więc z krzesła, po czym biorę swoje rzeczy i czym prędzej wychodzę z sali. Nagle jednak zostaję wepchnięta do damskiej toalety. Łapię szybko równowagę i odwracam się w stronę napastnika. Ku mojemu przerażeniu przed sobą widzę Jadźkę. Cofam się o kilka kroków, bojąc się, co dziewczyna chce zrobić.
- Czego chcesz? - pytam, udając odważną. W środku jednak mam ochotę się rozpłakać.
- Publicznych przeprosin. - odpowiada jak gdyby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Przepraszam, że nie powiedziałam Ci o wyjeździe. - mówię, wiedząc, że akurat w tej sprawie zawaliłam.
- Nie rozumiesz, co znaczy publicznych idiotko? Przed całą szkołą. - żąda, coraz bardziej zła.
- To sprawa pomiędzy Tobą, a mną. Nie będę przepraszać Cię publicznie. - stawiam się jej, nie mając zamiaru robić z siebie błazna przed wszystkimi uczniami.
- W takim razie możesz już wynosić się z tej szkoły, bo urządzę Ci takie piekło, o jakim nawet Ci się nie śniło. - mówi złowrogim tonem, podchodząc do mnie. Korzystając z tego, że odsunęła się od drzwi omijam ją i wybiegam z łazienki, a potem ze szkoły. Szybkim krokiem kieruję się do domu, gdzie zamierzam zamknąć się w pokoju i wypłakać przed powrotem rodziców.
Wpadam do mieszkania jak burza i zgodnie z planem biegnę do pokoju, uwalniając powstrzymywane przez całą drogę łzy. Przebieram się w pierwsze lepsze, domowe ubrania i kładę się na łóżku, cicho szlochając. Wiem, że Jadzia nie żartowała. Naprawdę zamierza zgotować mi piekło, a ja przecież tego nie wytrzymam. Za nią pójdą wszyscy. Wszyscy będą przeciwko mnie. Tak bardzo chcę wrócić do Los Angeles, ale mam świadomość, że to niemożliwe. Jedynym wyjściem, żeby uczyć się za granicą byłoby powiedzenie rodzicom o sytuacji z moją byłą przyjaciółką, ale oni mi nie uwierzą. Zawsze mieli Jadźkę za porządną, mądrą i miłą dziewczynę, tak jak wszyscy. Zostałam sama i muszę się z tym pogodzić.

NASTĘPNEGO DNIA
Wstaję niechętnie z łóżka, obudzona przez mamę. Wczoraj, kiedy wróciła razem z tatą, próbowałam jeszcze przekonać ich do zmiany zdania, ale nic to nie dało. W sumie moja rozmowa z rodzicami tylko pogorszyła sytuację, bo zaczęli obawiać się, że zamiast do szkoły w ramach buntu będę chodziła na wagary, więc postanowili, że będą mnie odwozić na lekcje, a po lekcjach przywozić do domu. A, no i oczywiście stwierdzili, że moje zachowanie jest spowodowane zadawaniem się z Henrym, więc stwierdzili, że będę mogła skontaktować się z nim dopiero wtedy, kiedy zacznę zdobywać dobre stopnie. Po prostu świetnie.
Ogarniam się w łazience i ubieram pierwsze lepsze ciuchy wyciągnięte z szafy, po czym wychodzę z łazienki, a następnie idę na śniadanie przygotowane przez mamę, biorąc po drodze plecak. Zjadam niechętnie czekającą na mnie jajecznicę, a następnie ubieram buty i idę do samochodu, w którym czeka już mój tata.
Kilka minut później tata parkuje pod szkołą, więc wysiadam z auta i wchodzę do budynku, po czym kieruję się do sali, w której mam mieć pierwszą lekcję, czyli historię. Pod zamkniętymi drzwiami pomieszczenia stoi już cała moja klasa, oczywiście z Jadzią na czele. Patrzą na mnie z pogardą, dając mi do zrozumienia, że nie chcą mnie w swoim gronie. Odchodzę więc o kilka kroków i czekam na nauczyciela, modląc się, żeby lekcja już się rozpoczęła.
Pierwsza lekcja mija moim rówieśnikom na rozmowach i śmiechach, gdyż nauczyciel mówi tylko o tym, czego będziemy się w tym roku uczyć. Nikogo to tak naprawdę nie interesuje, więc nie dziwne, że uczniowie zamiast słuchać rozmawiają ze sobą. Też bym tak robiła, gdyby nie to, że siedzę sama na końcu sali, a moi znajomi mnie nienawidzą.
Kolejną lekcją jest chemia. Na szczęście na tej godzinie nikt nie będzie miał odwagi się odezwać, bo nauczycielka jest bardzo surowa i za najmniejszy hałas potrafi zawołać do tablicy, nawet pierwszego dnia. Poza tym, ona nie bawi się w analizowanie z nami wszystkich tematów, które będziemy przerabiać podczas tych dziesięciu miesięcy. Od razu zaczyna normalną lekcję, przerabiając zagadnienia tematu pierwszego.
Wchodzimy do klasy, wyczytywani alfabetycznie z dziennika przez chemiczkę. Kobieta, jak co roku, każe nam siadać również alfabetycznie, przez co ląduję w ławce z jedną z teraźniejszych przyjaciółeczek Jadzi. Dziewczyna patrzy na mnie z kpiną, po czym odsuwa się w najdalszy kąt ławki. Siadam ze smutkiem na swoim miejscu i spoglądam na przechodzącą obok Jadźkę. Widzę po jej minie, że coś planuję i boję się, co.
Wzdycham cicho i skupiam całą swoją uwagę na nauczycielce, zaczynającej tłumaczyć dzisiejszy temat. Nie mija jednak kilka sekund, kiedy wrogo nastawiona do mnie blondynka podbiega do surowej kobiety ze łzami w oczach. Wygląda na naprawdę przerażoną, chociaż ja wiem, że nastolatka tylko gra, chcąc w ten sposób wdrożyć w życie jeden ze swoich podstępów. W końcu z lamentów Jadzi udaje nam się zrozumieć, że ktoś ukradł jej telefon.
- W tej chwili się uspokój. Na pewno go gdzieś zgubiłaś. Chodzisz z głową w chmurach, a potem wymyślasz sobie kradzieże. - twierdzi nauczycielka, zezłoszczona że ktoś śmiał przerwać jej lekcję.
- Ale ja widziałam, jak Julia Krajewska na przerwie robiła coś przy torbie Jadzi. Na pewno zabrała jej wtedy telefon. - odzywa się nagle jedna z dziewczyn, a ja blednę.
- Słucham? Nie zrobiłam tego. - zaprzeczam szybko, przerażona oskarżeniami.
- Nieprawda. Jako jedyna na przerwie zostałaś w szkole, zamiast wyjść na boisko. Na pewno zrobiłaś to w ramach zemsty za to, że powiedziałam ludziom prawdę o Tobie. - twierdzi Jadźka, a klasa ją popiera.
- Julia, pokaż plecak. - rozkazuje nauczycielka, więc podaję jej tornister, pozwalając go przeszukać. W pewnym momencie kobieta wyciąga z kieszeni mojego plecaka coś, co wydaje jej się podejrzane. Chwilę potem okazuje się, że to rzeczywiście telefon blondynki. Robię się niemal przezroczysta, a mój oddech gwałtownie przyspiesza.
- N-nie zrobiłam tego. - mówię cicho, próbując jeszcze się bronić.
- W tej chwili zapraszam do dyrektora. Tam będziesz się tłumaczyć. - oznajmia nauczycielka i wręcz siłą wyciąga mnie z klasy, prowadząc do gabinetu mężczyzny rządzącego szkołą. Jadwiga idzie oczywiście z nami, jako osoba pokrzywdzona.
Mężczyzna po usłyszeniu oskarżeń wzywa naszych rodziców i pozwala mi opowiedzieć moją wersję. Mówię więc, że owszem, zostałam na czas przerwy w szkole, ale nawet nie spojrzałam na torbę Jadzi. Widzę, że dyrektor jest skłonny uwierzyć w moją wersję, ale woli zaczekać na naszych rodziców. Wiem, że facet jest w porządku i wysłucha wszystkich domniemanych świadków, zanim wyda werdykt, dlatego nie boję się tak bardzo jak wcześniej.
Rodzice pojawiają się w szkole kilkanaście minut później. Zarówno rodzice moi, jak i Jadzi, są bardzo zdenerwowani całą sytuacją. Mama blondynki krzyczy na moją, twierdząc że wychowała mnie na złodziejkę, bandytę i, że gdyby to Jadzia była taka, już dawno wylądowałaby w szkole z internatem. Jadźka, słysząc to, jeszcze mocniej zaczyna obstawać przy swoim, zaczynając płakać. Dyrektor, uświadamiając sobie, że w ten sposób nigdy nie uda się dojść do prawdy, zarządza sprawdzenie nagrań z monitoringu, a mi kamień spada z serca.
Kamery z monitoringu potwierdzają moją wersję, a blondynka zaczyna jeszcze bardziej płakać, chcąc wziąć dyrektorka na litość. On jednak nie nabiera się na jej grę aktorską i wpisuje jej naganę za kłamstwo, a mnie puszcza wolno. Z jednej strony się z tego cieszę, ale z drugiej wiem, że teraz będzie tylko gorzej, a moja była przyjaciółka zrobi wszystko, żeby zemścić się za dzisiejszą naganę.
Wychodzę razem z rodzicami z gabinetu dyrektora i siadam z głośnym westchnieniem na pobliskiej ławce, rzucając plecak na podłogę. Czuję, że jeśli Jadzia wdroży w życie swoje kolejne plany, długo nie wytrzymam. Patrzę ze smutkiem na moich rodziców, a oni siadają obok mnie i zaczynają wypytywać o to, dlaczego pokłóciłam się z Jadźką. Bojąc się, że zachowanie dziewczyny w pewnym momencie zajdzie zbyt daleko, wyznaję rodzicom całą prawdę, łącznie z moimi obawami.
- Dlaczego od razu nam nie powiedziałaś? - pyta zszokowana mama.
- Myślałam, że mi nie uwierzycie. - mówię szczerze.
- Oj, córeczko, zawsze Ci uwierzymy. A następnym razem masz nam powiedzieć, jeśli coś będzie się działo, jasne? - żąda tata, przytulając mnie.
- A skoro już wszystko wiecie, mogę wrócić do Los Angeles i tam pójść do szkoły? - patrzę na nich błagalnie.
- No dobrze Julka, chyba już czas, żebyś się o czymś dowiedziała. - twierdzi mama,więc patrzę na nią pytająco i trochę niepewnie.
- Dostałem propozycję przeniesienia mnie do filii właśnie w Los Angeles, więc Pan dyrektor szykuje już do odbioru Twoje papiery i wylatujemy jutro z samego rana. - oznajmia tata, a w moich czach pojawiają się łzy szczęścia i niedowierzania jednocześnie. Przytulam mocno rodziców, a chwilę potem odbieram od dyrektora papiery i wracam do domu, spakować się na wyjazd, którego nie mogę się już doczekać.

______________________________________________________________
Hej!
No i nareszcie mamy 100 rozdział. Nie mogę uwierzyć, że napisałam tyle części tego opowiadania i, że ktoś to czyta pomimo wielu długich przerw w moim blogowaniu. Szczerze Wam powiem, że kiedy zaczynałam moją przygodę z Bloggerem, nie spodziewałam się, że uda mi się kiedykolwiek napiszę aż tyle rozdziałów, więc dziękuję, bo to tylko i wyłącznie dzięki Wam. No i, powiem Wam szczerze, że podziwiam Was za przebrnięcie przez wszystkie moje rozdziały, bo kiedy ostatnio wróciłam do części z początków tego bloga, miałam ochotę strzelić sobie czymś w głowę. Czytając pierwsze rozdziały ogarnęło mnie takie zażenowanie, że naprawdę dziwię się Wam, że udało Wam się przez to przebrnąć. Może kiedyś poprawię wszystkie części, ale na razie tego nie planuję, bo dzięki temu, że są, jakie są, mogę przypomnieć sobie moje początki i zobaczyć progres w pisaniu. Jeszcze raz więc bardzo, bardzo Wam dziękuję i obiecuję, że kolejne rozdziały będą jeszcze lepsze i zrobię wszystko, żeby przyjemnie czytało Wam się to opowiadanie.
Dzisiaj wyjątkowo nie będzie odpowiadania na komentarze spod poprzedniego rozdziału, ponieważ notka wyszłaby taka jak rozdział, albo i dłuższa i nikt by jej nie przeczytał, więc powiem tylko raz jeszcze DZIĘKUJĘ.
P.S. Nie dość, że jest to 100 rozdział, to jeszcze 150 post na blogu, więc świetny zbieg okoliczności.
Do następnego.

Rozdział 99

ROZDZIAŁ 99
*per. Julii*
Odkąd rodzice przywieźli mnie do Polski, muszę od nowa uczyć się tu żyć. Muszę znów przyzwyczaić się do słuchania mamy i taty, wielu obowiązków i samotności. Chyba właśnie to jest najgorsze. Samotność. Świadomość tego, że moi przyjaciele i chłopak są na drugim końcu świata, a siostra może być w każdym jego zakątku, z każdą chwilą dobija mnie coraz bardziej. No i jeszcze ta bezsilność. Poczucie, że tak naprawdę nic nie zależy ode mnie, że nic nie mogę zrobić. Jestem teraz zdana tylko na rodziców.
Wzdycham cicho, po czym podnoszę się z łóżka i wychodzę z pokoju, zmęczona niemal ciągłą samotnością. Pomimo tego, że mieszkam znowu z rodzicami, widuję ich tylko na kolacji, ewentualnie czasami na obiedzie. Resztę dnia spędzają w pracy, zostawiając mnie zamkniętą na cztery spusty. Telefonu też nie chcą mi oddać, więc tak naprawdę pozostają mi książki lub myśli.
Wchodzę niepewnie do kuchni, gdzie już od rana urzęduje moja mama. Dzisiaj wyjątkowo wzięła sobie dzień wolny, w sumie sama nie wiem, czemu, ale dla mnie to lepiej. Przynajmniej nie jestem zupełnie sama. Siadam przy stole, zaczynając obserwować ruchy mojej rodzicielki. Już chwilę potem zauważam drżenie rąk mamy i jej brak skupienia. Nie trzeba być Alfą i Omegą, żeby zauważyć, że jej stan psychiczny jest w nie najlepszym stanie. Zresztą, nie dziwię jej się. W końcu nie wiadomo czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy swoją córkę. Nie dziwne, że sobie z tym nie radzi.
Podchodzę do kobiety i zabieram z jej dłoni nóż, którym zamierzała pokroić warzywa potrzebne do gotowanego przez nią dania. Chwilę później sama zabieram się za przygotowywanie obiadu, pozwalając mamie odpocząć. Niestety moje myśli wciąż krążą pomiędzy Ameryką, a kolejnymi pomysłami, co może dziać się z Patrycją, więc niezbyt potrafię skupić się na gotowaniu. Niemal wszystko leci mi z rąk.
- Może zamówimy dzisiaj pizzę? - proponuję w końcu, wyprowadzona z równowagi niepowodzeniami.
- Tak, to chyba dobry pomysł. - przytakuje mi mama i bierze do ręki telefon, w celu skontaktowania się z pizzerią i złożenia zamówienia. W tym samym momencie daje się słyszeć dzwonek do drzwi.
- Otworzę. - wzdycham i kieruję się do wejścia. Otwieram smutna drzwi i zamieram.
*per. Patrycji*
Przemierzam ulice Warszawy, trzymając Kendalla za rękę. Nadal nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jest. Że naprawdę go odzyskałam. Wczoraj szczerze porozmawialiśmy i dowiedziałam się, o co chodziło w sprawie z Justice. Nie wiem czy powinnam była to zrobić, ale uwierzyłam mu. Czułam, że mówi prawdę.
- Chyba muszę zacząć uczyć się polskiego. - słyszę nagle głos blondyna, wyrywający mnie z zamyślenia.
- Jeśli chcesz, to mogę Cię nauczyć, jak już wrócimy do Stanów. - stwierdzam z uśmiechem.
- Chcę. Wreszcie będę rozumiał, kiedy będziecie knuły coś po polsku. - uśmiecha się przebiegle.
- O Ty spryciarzu. - śmieję się cicho, przytulając się do niego. Odwzajemnia to i zaczyna wsłuchiwać się w rozmowy ludzi na ulicy, próbując cokolwiek zrozumieć, ale widzę, że nie za bardzo mu to idzie. Trochę chce mi się śmiać, ale powstrzymuję się i udaję, że nie zwracam na to uwagi. Kątem oka jednak obserwuję jego zachowanie i dezorientację.
Kilka minut później stajemy w końcu przed drzwiami mojego rodzinnego domu. Kendall patrzy na mnie niepewnie, bojąc się konfrontacji z moim ojcem, więc próbuję go uspokoić, zapewniając, że porozmawiam z tatą. Blondyn zgadza się na taki układ i pozwala mi zadzwonić do drzwi. Chwilę później drzwi otwiera mi Julka. Patrzy na mnie i zamiera na kilka sekund, po których przytula się do mnie i z niedowierzaniem wybucha płaczem. Tulę ją mocno i zaczynam uspokajać, głaszcząc po plecach i lekko kołysząc. Kilka minut później w drzwiach staje, wystraszona płaczem mojej siostry, mama. Patrzy na mnie zszokowana, chyba nie wiedząc za bardzo, co zrobić. Przytulam ją jedną ręką, drugą nadal trzymając Julię. Nasza rodzicielka uśmiecha się ze łzami w oczach i odwzajemnia uścisk, po czym wpuszcza mnie i Kendalla do domu.
Wchodzę do środka, rozglądając się dyskretnie. Od mojego wyjazdu z Polski nic się tam nie zmieniło. Mieszkanie cały czas jest takie, jakie je zapamiętałam. Uśmiecham się lekko i idę do salonu, gdzie prowadzi nas mama. Siadam na kanapie, nadal obejmując jedną ręką Julkę, która za nic w świecie nie chce mnie puścić. Mamusia oczywiście od razu zaczyna wypytywać mnie, co się właściwie stało, czy nic mi nie jest, kto mnie uprowadził i jak się wydostałam. Opowiadam jej wszystko, pomijając jedynie próbę samobójczą Pawła.
- Czyli to serio byłaś Ty. - stwierdza nagle Julka, a ja patrzę na nią pytająco, nie wiedząc, o co chodzi. - Wtedy, kiedy Cię goniłam. To nie były żadne przywidzenia, tylko naprawdę Ty. Tylko, dlaczego uciekałaś? Przecież od razu byśmy Ci pomogli i nie musiałabyś męczyć się tak długo z tym psycholem.
- Wiem, po prostu bałam się, że jeśli Malinowski dowie się, że kontaktowałam się z Wami, Wam też coś zrobi. - wyjaśniam, mocniej ją przytulając.
Niedługo potem, kiedy atmosfera zaczyna się rozluźniać, a porwanie schodzi na boczny tor, z pracy wraca tata. Widzę, że jest w szoku, widząc mnie, jak gdyby nigdy nic siedzącą na kanapie. Odnoszę jednak wrażenie, że szok jest pozytywny, zwłaszcza że już po chwili mój rodziciel przytula mnie mocno, po czym przejęty zaczyna sprawdzać, czy jestem cała i zdrowa. Uspokajam go i siadam z powrotem na kanapie, a on w tym samym momencie zauważa Kendalla. Mina automatycznie mu rzednie, a w jego oczach pojawia się wściekłość.
- Co tu robisz? Nie wyraziłem się dostatecznie jasno, zakazując Ci zbliżać się do mojej rodziny? - pyta retorycznie, starając się zachować resztki spokoju. Widzę, że blondyn chce się jakoś bronić, ale tata mrozi go wzrokiem, zamykając mu usta.
- Tato, przestań. To nie jest wina Kendalla. Wczoraj wszystko sobie wyjaśniliśmy i, z całym szacunkiem, ale nie chcę, żebyś wtrącał się w mój związek. - mówię stanowczym tonem, łapiąc Schmidta za rękę.
- Córcia, ja się po prostu o Ciebie martwię. - twierdzi, prosząc mnie wzrokiem o pozwolenie na wyrzucenie mojego chłopaka z domu.
- I jestem Ci za to wdzięczna, naprawdę. - zapewniam go.
- Więc dlaczego nie chcesz dać sobie pomóc? Kochanie, on Cię skrzywdzi, ja to wiem.
- Nawet jeśli, to przynajmniej będę miała nauczkę. Tato, musisz zrozumieć, że mam już dziewiętnaście lat. Tak, zawsze będę Cię potrzebowała, tak samo jak mamy, ale jestem już dorosła. Chcę sama podejmować decyzje i ponosić ich konsekwencje, nawet jeśli będą złe. Kiedy byłam zbuntowaną nastolatką i robiłam coś nieodpowiedniego, mówiłeś że muszę uczyć się na błędach, więc pozwól mi na to. Pozwól mi uczyć się na własnych błędach, tak jak zawsze chciałeś. Okay, być może popełnię ich mnóstwo, ale na przyszłość będę już znała konsekwencje i więcej nie popełnię tej samej decyzji. Chyba właśnie na tym to polega, prawda? Na popełnianiu błędów w młodości, żeby móc dojrzeć i mieć pojęcie o świecie. - widzę, że rodzice są zszokowani moim wywodem. W sumie się nie dziwię. Rzadko kiedy przeciwstawiałam się im. Zawsze to ja byłam "ta grzeczna", a Julka dokładnie na odwrót i wiem, że takich słów spodziewaliby się prędzej od niej.
- A jeśli nie nauczysz się i popełnisz jakiś błąd ponownie? - pyta zmartwiony.
- Jeśli tak będzie, to obiecuję, że zadzwonię do Ciebie i omówimy to, zgoda? - proponuję, chcąc wreszcie kompromisu.
- Zgoda, ale masz częściej przyjeżdżać do Polski i odwiedzać swoich staruszków, jasne? - pyta ze śmiechem, na co z chęcią przystaję.
- No to skoro już wszyscy się kochają i wszystko jest w porządku, to idę się spakować. - oznajmia z uśmiechem Julia, wbiegając już na schody.
- Po co córeczko? Gdzie się wybierasz? - mama zatrzymuję moją siostrę w połowie stopni.
- Jak to "po co"? Przecież, skoro Patrycja wróciła cała i zdrowa, wracam z nią do Los Angeles. - mówi młoda jak gdyby nigdy nic.
- Nie Kochanie. Za tydzień wracasz do szkoły, nie możesz już jechać, przykro mi. - stwierdza nasza rodzicielka, wprawiając czternastolatkę w osłupienie.
- Nie, nie, nie. Mamo, ja nie mogę wrócić do mojej poprzedniej szkoły. Chcę się uczyć w Ameryce, proszę. - moja siostra patrzy błagająco to na mamę, to na mnie.
- Zaraz, dlaczego nie możesz wrócić do szkoły tutaj? - zadaje pytanie zdziwiona kobieta. No tak, przecież nigdy nie mówiłyśmy rodzicom o aferze z Jadźką.
- Nieistotne. Proszę, pozwól mi uczyć się w Los Angeles i dalej mieszkać z Patrycją. - młoda patrzy na mamę ze łzami w oczach.
- Przepraszam Skarbie, ale nie możesz. Jesteśmy Twoimi prawnymi opiekunami i na stałe musisz mieszkać tutaj, z nami, a co za tym idzie, musisz chodzić tutaj do szkoły. Do Patrycji będziesz jeździła w każde wakacje, obiecuję. - kobieta próbuje przytulić swoją najmłodszą córkę, ale ta odsuwa się i biegnie ze łzami w oczach do pokoju. Chwilę potem daje się słyszeć tylko trzask drzwi i płacz zrozpaczonej nastolatki.

______________________________________________________________
Hej!
No i mamy już 99 rozdział. Jeju, nie mogę uwierzyć, że już za tydzień ten blog będzie miał 100 rozdziałów. Dobra, będę się rozczulać w przyszły poniedziałek, teraz lepiej przejdźmy do odpowiadania na komentarze.
Rose, cieszę się, że rozdział Cię zszokował, bo taki był jego cel. Szczerze Ci powiem, że kiedy w jakiejś książce umiera jedna z postaci, też czasem umiem się rozpłakać. Nieważne, czy lubiłam tę postać, czy nie, jakoś tak mi smutno, że więcej jej nie będzie. Reszta paczki powróci już niedługo. No i cieszę się, że będziesz pisać dłuższe komentarze.
Marta, Kendall był tak odważny, bo kierowały nim emocje. Po prostu kocha Patrycję i chciał ją obronić. Fakt faktem, że skończył z rozbitym nosem, ale obronił Pati. Oj tak, Paweł zdecydowanie musi udać się do specjalisty. Czyli mówisz, że będę miała niezły spam na mailu? No cóż, czekam. Nie, Malinowski nie ma instynktu zachowawczego ani hamulców, nie oczekuj tego od niego. W sumie masz rację. Clover chciała wybaczyć tylko dziewczynie, która ją obraziła, Patrycja wybaczyła swojemu porywaczowi. Serio jest bardziej łagodna. A tak na marginesie, o co się martwisz?
Do następnego.

Rozdział 98

ROZDZIAŁ 98
*per. Patrycji*
Opieram się wystraszona o drzwi łazienki, w której chowają się moi przyjaciele i Kendall. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu są. Z jednej strony bardzo się z tego cieszę, bo strasznie za nimi tęskniłam, no i mam nadzieję, że uwolnią mnie od Malinowskiego. Z drugiej jednak strony zżera mnie strach na myśl o tym, co zrobi Paweł, kiedy dowie się, że tu są. Już kilka razy podczas naszej znajomości mnie uderzył. Między innymi wczoraj, kiedy nie założyłam sukienki na przyjście jego kumpli. Wściekł się i uderzył mnie w twarz. Na szczęście jego atak złości przerwali jego koledzy, którzy przyszli w samą porę. Nawet nie chcę myśleć, co by się ze mną stało, gdyby przyszli kilka minut później. Wyciągnęli Pawła na miasto, a on nie wrócił na noc. Wysłał mi tylko wiadomość, że wróci rano i wtedy się policzymy.
Patrzę z niepokojem na drzwi sypialni, w których staje Paweł. Widać, że poprzedniej nocy nieźle zabalował. Powoli zaczyna kierować się w moją stroną, patrząc na mnie z wyższością. Na jego ustach gości kpiący uśmieszek. Staram się zachować spokój, ale mój oddech z każdą chwilą coraz bardziej przyspiesza z przerażenia.
- Odsuń się. - rozkazuje spokojnym tonem, ale ja nie reaguję. - Ogłuchłaś czy co?! Odsuń się! - wrzeszczy, wyprowadzony z równowagi, a ja zaczynam trząść się ze strachu.
- P-po co? - pytam, spoglądając na niego.
- A po co się chodzi do kibla kretynko?! Won! - krzyczy, po czym łapie mnie za ramiona i popycha na ścianę, w którą z impetem uderzam. Osuwam się po niej i, widząc jak Malinowski podchodzi do mnie z zaciśniętymi pięściami, zamykam przerażona oczy i zakrywam twarz rękoma. Nagle słyszę dźwięk otwieranych drzwi, a chwilę potem huk. Otwieram gwałtownie oczy i od razu dostrzegam Kendalla, szarpiącego się z Pawłem. Słyszę, że coś wrzeszczą, ale przez zdenerwowanie nie jestem nawet w stanie odróżnić słów. Wszystko plącze się w jeden, bezsensowny ciąg. Zrywam się z podłogi i podbiegam do Kendalla, próbując odciągnąć go od psychopaty. Nie mogę dopuścić, żeby blondyn miał przeze mnie kłopoty, albo żeby coś mu się stało.
- Kendall! Dość! Zostaw go! - wrzeszczę, ciągnąc go za rękaw bluzy, ale nic to nie daje. - Carlos, zrób coś! - błagam ze łzami w oczach, wiedząc że nie mam tyle siły, żeby powstrzymać mojego chłopaka. Latynos odsuwa mnie od szarpiących się chłopaków i próbuje uspokoić Kendalla. Jakimś cudem odsuwa go od Pawła, a ten, korzystając z okazji, niespodziewanie uderza blondyna pięścią w twarz. Kendall zatacza się kilka kroków do tyłu, zaskoczony ciosem, a z jego nosa zaczyna lecieć krew. Chcę do niego podbiec, ale Agata łapie mnie za ramiona i trzyma, nie dając mi zrobić kroku. Widzę wściekłość w oczach Pawła i zaczynam wyrywać się z uścisku mojej przyjaciółki, chcąc w jakiś sposób ochronić Kendalla. Wiem jednak, że to niemożliwe. Malinowski jest dla mnie zbyt silny. Powali mnie jednym ciosem, a potem dopadnie blondyna.
Nagle Paweł patrzy na mnie i jakby przytomnieje. Z jego oczu znika wściekłość i szaleństwo, a pojawia się strach i niedowierzanie. Robi krok w moją stronę, ale widząc, że się go boję, cofa się, żeby po chwili wybiec z pokoju, a potem z domu.
*per. Pawła*
Biegnę, nie oglądając się za siebie. Chcę znaleźć się jak najdalej od domu babci i jak najdalej od wydarzeń z ostatnich kilku dni. Nie mogę uwierzyć, że znowu to zrobiłem. Znów skrzywdziłem Patrycję. Kolejny raz podniosłem na nią rękę, pomimo obietnicy złożonej babci i samemu sobie. Nie chciałem tego. Nie chciałem, żeby tak to się skończyło. Chciałem tylko odzyskać osobę, którą kocham. Chciałem mieć normalne życie.
Wbiegam na most i przechodzę przez barierkę. Nie chcę już żyć. Nie chcę żyć z myślą, że zawiodłem osoby, które kocham. Nie chcę żyć ze świadomością, że Patrycja już nigdy w życiu mi nie wybaczy. Patrzę z wysokości na taflę wody, bojąc się zrobić krok. Po moich policzkach płyną łzy, a dłonie zaciskają się na barierce. Chcę skoczyć, ale nie mam tyle odwagi. Zaciskam zęby i puszczam barierkę, robiąc krok do przodu. Czas to skończyć. Biorę głęboki wdech, po czym robię kolejny krok, kiedy nagle czuję na ramieniu czyjąś rękę. Odwracam się niepewnie i zamieram. Osobą, która mnie złapała jest Patrycja. Kilka kroków dalej zauważam jej przyjaciół oraz chłopaka. Wyplątuję ramię z uścisku jej drobnej dłoni i przesuwam moją nogę bliżej krawędzi.
- Nie rób tego. - słyszę w tym samym momencie głos blondynki.
- Co? - pytam cicho, zaskoczony słowami dziewczyny.
- Nie rób tego. - powtarza, ciągnąc mnie lekko w stronę barierki.
- Dlaczego? Skrzywdziłem Cię. Nie powinnaś mnie powstrzymywać. - mówię, odsuwając się.
- Skrzywdziłeś, ale nie zasługujesz na śmierć. Pomogę Ci, tylko nie rób tego. - prosi, wprawiając mnie w coraz większe osłupienie. Widzę, że jej bliscy też są zaskoczeni jej zachowaniem.
- Ty... pomimo tego, co Ci zrobiłem, Ty chcesz mi pomóc? - pytam zszokowany, łapiąc się jedną ręką barierki.
- To właśnie mówię. Paweł, Ty nie potrzebujesz śmierci, tylko leczenia. - twierdzi, patrząc mi prosto w oczy.
- Nie. Ja potrzebuję Ciebie. Kocham Cię, rozumiesz? - wyznaję, a kątem oka dostrzegam jak Schmidt zaciska dłonie w pięści.
- Nie Paweł, nie kochasz mnie. Kochasz to, co dla Ciebie robiłam. Kochasz to, że się Tobą opiekowałam. Kochasz to, że zajmowałam się domem. Właśnie tego potrzebujesz. Opieki i pomocy. Powiedz, kiedy wpadłeś na pomysł odzyskania mnie. - prosi mnie, mając najwidoczniej jakąś teorię na to wszystko.
- Miesiąc temu, kiedy... - blednę, dochodząc do źródła mojego zachowania.
- Kiedy zmarła Twoja babcia. Osoba, która opiekowała się Tobą i pomagała Ci. To dlatego chciałeś mnie z powrotem. Nie dlatego, że mnie kochasz. Dlatego, że nie mogłeś poradzić sobie po stracie tego wszystkiego, co robiła Twoja babcia. - twierdzi, uświadamiając mnie w tym. To prawda. Dopiero teraz widzę, że rzeczywiście nie kocham Patrycji, tylko sposób, w jaki się mną opiekowała. Robiła to dokładnie jak moja babcia. Gotowała mi, sprzątała, rozmawiała ze mną.
- Przepraszam. - szepczę ze skruchą, spuszczając głowę.
- Idź na terapię, dobrze? Ułożysz sobie życie, tylko wylecz się z tego, co zafundowali Ci kiedyś rodzice. No i z tej agresji. Potem zacznij wszystko od nowa. Gwarantuję Ci, że znajdziesz dziewczynę i ustatkujesz się. Jesteś fajnym chłopakiem, tylko zbyt agresywnym i władczym, naprawdę. - mówi, pomagając mi wejść z powrotem na most.
- A... będziesz kiedyś w stanie wybaczyć mi to wszystko? - pytam niepewnie, zerkając na nią.
- Nie wiem Paweł. Na razie chcę o tym zapomnieć i ułożyć sobie wszystko. - twierdzi, odsuwając się odrobinę.
- Jasne, rozumiem. To... powodzenia. Mam nadzieję, że za bardzo nie zrujnowałem Ci psychiki. - uśmiecham się smutno i odchodzę, dając blondynce jej upragnioną wolność.

______________________________________________________________
Hej!
Od razu na wstępie przepraszam, że rozdział pojawia się wcześniej niż zazwyczaj, ponieważ dosłownie za kilka minut wyjeżdżam i nie będę miała jak opublikować tego rozdziału o 20:00. Mam nadzieję, że się na mnie o to nie gniewacie.
Powiem Wam też szczerze, że rozdział ten miałam napisany już jakiś tydzień temu, ale dzisiaj, czytając go raz jeszcze i wprowadzając drobne poprawki, doszłam do wniosku, że nadawałby się on idealnie na rozdział 100, jednak mam już napisane rozdziały na zapas i nie chciałam przesuwać ich, a pomysł z setnego rozdziału wyrzucić do kosza, więc zakończenie sprawy z Pawłem pojawia się właśnie dzisiaj. Oczywiście nie oznacza to, że Malinowski odchodzi z życia naszych bohaterów na zawsze. Co to, to nie. Jeszcze zagości na tym blogu, nie martwcie się.
No to skoro powiedziałam już wszystko, co chciałam, to czas odpowiedzieć na komentarze sprzed tygodnia.
Rose, Kendall niestety nie miał kiedy nauczyć się polskiego, ale chyba powinien zacząć. Jakby rozumiał sekretne rozmowy dziewczyn, to miałyby przekichane, bo wszystko by wiedział.
Marta, przecież w poprzednim rozdziale było napisane, że weszli do samolotu do Polski, więc nie wiem, dlaczego Cię to zdziwiło. Tak, Kendall na pewno to wie, ale Agata, jak to Agata, przejęła inicjatywę. Serio jak na szpilkach? Wow, wreszcie mój rozdział wywołał jakieś emocje. To dla mnie wielki komplement, więc dziękuję.
Do następnego.