ROZDZIAŁ 134
*per. Julii*
Siedzę na szpitalnym łóżku, pakując do torby ubrania, które dwa dni temu przywieźli mi rodzice. Przed chwilą lekarz przyniósł mi wypis. Moje wyniki są na tyle dobre, że wreszcie mogę wrócić do domu. Znaczy, do hotelu... Tak bardzo się cieszę, że wreszcie położę się w wygodnym łóżku, zjem obiad zrobiony przez mamę i spokojnie pooglądam sobie telewizję. Teraz czekam tylko na rodziców i mogę iść.
W momencie, kiedy zapinam torbę, do sali wchodzi mama. Wstaję szczęśliwa z łóżka i przytulam ją, biorąc swoje rzeczy. Szybkim krokiem wychodzę z pomieszczenia, nie czekając nawet na moją rodzicielkę, która idzie gdzieś za mną. Niemal wybiegam ze szpitala, zatrzymywana przez mamę. Wiem, że nie powinnam jeszcze zbytnio biegać, ale po prostu chciałam się już stamtąd wydostać.
Kilka chwil później wsiadam do samochodu, za którego kierownicą siedzi mój tata. Witam się z nim, a następnie zapinam pasy, kładąc na siedzeniu obok moja torbę z rzeczami. Kiedy tata odpala silnik i rusza, ja wyciągam z kieszeni spodni telefon i piszę SMSa do Patrycji. Proponuję jej wspólne spędzenie popołudnia, ale moja siostra nie odpisuje. Trochę zawiedziona chowam telefon i czekam na dotarcie do hotelu.
Jakiś czas potem dojeżdżamy wreszcie na hotelowy parking. Wysiadam z samochodu, biorąc swoją torbę, a następnie wchodzę do budynku, kierując się do windy. Wsiadam do niej razem z rodzicami i jadę na odpowiednie piętro. Jedyne, o czym teraz marzę, to obejrzenie jakiegoś głupawego serialu i zrelaksowanie się. Znaczy, poza spędzeniem czasu ze swoją siostrą, ale to chyba nierealne...
Kilka minut później wchodzę wreszcie do mieszkania, gdzie wyczuwam przyrządzane spaghetti. Co jest? Zdziwiona wchodzę do kuchni i doznaję pozytywnego szoku. Patrycja krząta się po pomieszczeniu, nakładając danie na talerze. Szczęśliwa podbiegam do niej i mocno ją przytulam. Zaskoczona dziewczyna odwzajemnia ze śmiechem mój uścisk.
- No hej. Jak się czujesz? - pyta Pati, układając na stole talerze z gotowym spaghetti.
- Jest super, zwłaszcza że wreszcie wyszłam ze szpitala. A ty co tutaj robisz?
- A tak przyjechałam. Aha, przepraszam, że nie odpisałam na SMSa, ale zadzwonił Kendall i trochę się zagadaliśmy. - wyjaśnia Pati, siadając do stołu. Siadam obok niej, a rodzice zajmują miejsca naprzeciwko nas.
- Nic się nie stało, ale czy wy przypadkiem nie jesteście trochę od siebie uzależnieni? - patrzę na nią kątem oka. - No wiesz, widzieliście się rano i wieczorem też będziecie się widzieć.
- No nie do końca. - oznajmia Patrycja, a ja rzucam jej zdziwione spojrzenie. - Umm... na jakiś czas zamieszkam z wami, dobrze?
- Co? Ale dlaczego? W sensie, nie żebym się nie cieszyła, bo się cieszę, ale czemu? Pokłóciłaś się z Kendallem? No nie mów, że się rozstaliście. - patrzę na nią z niedowierzaniem.
- Nie, spokojnie. Po prostu postanowiłam, że przeprowadzę się do was, żebyś miała z kim pogadać, poplotkować. Wiesz, jak za starych, dobrych czasów.
- Serio? Wyprowadziłaś się dla mnie od Kendalla? Dziękuję. - uśmiecham się lekko, nadal w to nie wierząc.
- Ej, siostrę mam przecież tylko jedną, a chłopaków może być jeszcze wielu, prawda? Chociaż tak między nami, mam nadzieję, że Kendall będzie już tym ostatnim.
- Jeśli nic mu nie odbije, to pewnie tak. - uśmiecham się lekko.
Po zjedzeniu pysznego obiadu, idę wraz z Patrycją do swojego pokoju. Biorę z biurka laptop i kładę go na łóżku, po czym wracam do kuchni po jakiś sok i przekąski. Kiedy wchodzę znów do pokoju, Pati wybiera film. Siadam obok niej, kładąc między nami miskę z chipsami i uruchamiam komedię.
Świetnie się bawimy i przez dłuższą chwilę jest tak, jak dawniej. Jak wtedy, kiedy mieszkałyśmy w Polsce. W połowie filmu jednak do mojej sypialni wchodzi mama, oznajmiając że mam gościa. Patrzę zdziwiona na Patrycję, która zatrzymuje film. Widzę, że też nie ma pojęcia, o co chodzi.
Wstaję z łóżka i idę do salonu, gdzie zastaję Henry'ego. No to pięknie... Chłopak patrzy na mnie niepewnie, uśmiechając się nieśmiało. Jeju, chyba pierwszy raz widzę u Formana jakąkolwiek niepewność.
- Cześć. Co tu robisz? - pytam niepewnie, zauważając kątem oka, że mama wychodzi z kuchni, zostawiając nas samych.
- Ja... chciałem pogadać. Jak się czujesz?
- Jest okay. O czym chciałeś porozmawiać?
- Um... o nas. - wzdycha chłopak. - No chyba, że jeszcze nie czujesz się na siłach. W sensie wiesz, po szpitalu. Jeśli potrzebujesz jeszcze kilka dni, żeby dojść do siebie, to...
- Henry! - przerywam mu, mając wrażenie, że dostał jakiegoś słowotoku. - Możemy porozmawiać.
- To... co z nami będzie?
- A co ma być? - siadam zrezygnowana na kanapie. - Masz w Nowym Jorku dziewczynę, a mnie okłamywałeś.
- Nie, to nie tak. - Henry zajmuje miejsce obok mnie. - Nie jestem z Emmą, nigdy nie byłem. Nie wiem, co mi wtedy odbiło.
- Skoro z nią nie jesteś, to dlaczego się z nią całowałeś? Przecież nie całuje się nikogo bez powodu. Proszę, powiedz wreszcie prawdę.
- Może... tak jakby... nie lubię odrabiać zadań domowych? - chłopak patrzy na mnie niepewnie.
- No i co to ma do rzeczy? Całowałeś się z tamtą dziewczyną, bo nie lubisz robić prac domowych?
- Julka, ja udawałem jej chłopaka, żeby dostawać dobre oceny. Emma nigdy nie dostała oceny gorszej niż cztery, a wiedziałem, że jej się podobam, no to trochę to wykorzystałem.
- Co zrobiłeś?! - wstaję gwałtownie z kanapy, patrząc na niego z niedowierzaniem. Nie mieści mi się w głowie, że mógł zrobić coś takiego.
- Przepraszam, okay?!
- Nie, nic nie jest okay! Ilu jeszcze dziewczynom tak zrobiłeś, co?!
- Wiesz...
- No pięknie, spotykałam się z oszustem!
- Nie, Julka, nieprawda. Ja... zanim cię poznałem byłem kompletnie inny, okay? W Nowym Jorku, owszem, oszukiwałem dziewczyny i czasem miałem ich kilka naraz, ale kiedy poznałem ciebie, wszystko się zmieniło. Ciebie pokochałem naprawdę. Nie chciałem cię oszukać, ani zranić. Po prostu, kiedy wróciłem do Nowego Jorku i nie miałem z tobą kontaktu, to wszystko wróciło. Całe moje dawne życie, wszystkie oszustwa. Wiesz, w gimnazjum wszyscy mieli mnie za cwaniaka i chyba nie chciałem, żeby się to zmieniło. Nie chciałem stracić reputacji, na którą sobie zapracowałem. Wiem, że to było złe. Przepraszam.
- Twoje przeprosiny nie zmienią tego, co zrobiłeś. - mówię, uspokajając się trochę. Nadal jestem okropnie zła na Henry'ego, ale muszę przyznać, że to, co powiedział, trochę mnie zmiękczyło.
- Wiem, ale... jeśli tylko dasz mi szansę, udowodnię ci, że się zmieniłem. Skończę z oszustwami i reputacją cwaniaka, obiecuję.
- Henry, ja... ja nie wiem, czy to jest dobry pomysł.
- Wiem, że zawaliłem, ale proszę, proszę, daj mi drugą szansę. Wszystko jakoś się ułoży.
- Nie, nic się nie ułoży. Posłuchaj, mogę ci wybaczyć to, co zrobiłeś, ale nie zmieni to faktu, że będziemy na dwóch różnych końcach kraju. Nie zrozum mnie źle, naprawdę chciałabym, żeby to wypaliło, ale po tym, co się stało, chyba nie będę już w stanie zaufać ci na tyle, żeby być z tobą w związku na odległość. - wyjaśniam, czując jak powoli znów pęka mi serce.
- Czyli... wybaczasz mi i jednocześnie ze mną zrywasz? - chłopak patrzy na mnie zdezorientowany.
- Na razie tak.
- Na razie? Czyli jest jeszcze szansa, że będziemy razem? - w oczach Formana pojawia się nadzieja.
- Oczywiście, że jest, ale nie teraz. Dajmy sobie czas, dobrze? Może jak trochę dorośniemy i trochę bardziej nauczymy się życia, będziemy mogli spróbować raz jeszcze. Na razie mamy czternaście lat i każdego dnia poznajemy mnóstwo ludzi. Może po prostu musimy się wyszaleć i skorzystać z życia zanim wpakujemy się w stałe związki, co?
- Tak, może masz rację. - wzdycha chłopak. - Ale możemy się przyjaźnić, tak?
- No pewnie. - uśmiecham się lekko, co Henry odwzajemnia.
Chwilę później chłopak wychodzi z mieszkania, żegnając się ze mną. Zamykam za nim drzwi, a w moich oczach pojawiają się łzy. Z jednej strony naprawdę uważam, że powinniśmy trochę dorosnąć i wyszaleć się, a z drugiej strony wiem, że będzie mi strasznie brakowało Henry'ego i tego, co nas łączyło.
________________________________________________________________
Hej!
I jak? Spodziewaliście się, że tak przebiegnie ta rozmowa? A może myśleliście, że Julka i Henry jednak do siebie wrócą?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, czy ja wiem? Monikę chyba też możemy zaliczyć do tych mądrych, chociaż dawno jej nie było.
Wybacz, nie znam się zbytnio na szpitalnych sprawach, więc napisałam tylko tyle, ile udało mi się znaleźć w Internecie.
W takim razie dziękuję w imieniu Kamili.
Marie, konfrontacja nastąpiła. I jak?
Czy ja wiem? Po prostu chciał trochę rozweselić siostry.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.