Rozdział 132

ROZDZIAŁ 132

KILKA DNI PÓŹNIEJ

*per. Henry'ego*
Od kilku dni moje życie toczy się w szpitalu. Cały czas siedzę przy Julce, nie odstępując jej łóżka na krok. Dziewczyna od czasu operacji jest w śpiączce, ale jej wyniki są coraz lepsze, więc jest duża szansa, że za kilka dni wreszcie się obudzi. Mam tylko nadzieję, że przez ten czas nic już się nie pogorszy.
- Hej. I jak, lekarz już był? - do sali Julki wchodzi Patrycja ze swoimi rodzicami oraz Teri.
- Cześć. Był, ale na razie nie ma żadnych zmian. - wzdycham zmartwiony.
- A ty jak się czujesz? Spałeś dzisiaj w ogóle? - pyta moja siostra, podając mi jednocześnie przywiezione z domu śniadanie. 
- Trochę. - odpowiadam, wgryzając się w kanapkę.
- Henry, wróć dzisiaj ze mną do domu. Twoja obecność tutaj nie pomoże Julce. Nic nie zdziałasz, a tylko się zamęczysz.
- Przestań, nic mi nie będzie. Spałem kilka godzin, jest dobrze.
- Kilka, znaczy ile? Dwie, trzy?
- Nieważne. W domu i tak nie zasnę, okay? Daj spokój. - proszę, czując nadchodzący ból głowy. Teri na szczęście zamyka się i przez jakiś czas siedzimy w kompletnej ciszy, każde zatopione we własnych myślach.
Nie wiem, o czym myślą inni, ale ja zastanawiam się, co dzieje się w Nowym Jorku. Czy rodzice naprawdę nie zauważyli mojej ucieczki? A może po prostu mają to gdzieś? Z jednej strony cieszę się, że dali mi spokój. Z drugiej jednak czuję się jak niepotrzebny śmieć. Jakby fakt mojej obecności nie był w ogóle istotny. Jakby moja nieobecność nie robiła moim rodzicom żadnej różnicy. Kurczę, trochę to boli... 
Z zamyślenia wyrywa mnie lekki ruch ręki Julki. Patrzę na nią z nadzieją, a Patrycja biegnie po lekarza. Chwilę później Julia otwiera powoli oczy, kierując wzrok wprost na mnie. Uśmiecham się lekko, a ona blednie, jednak zanim udaje mi się coś powiedzieć, do sali wraca Pati z lekarzem, który wyprasza nas z pomieszczenia. Posłusznie wychodzę wraz z dziewczynami na korytarz, a w sali z Julką zostają jedynie jej rodzice.
Jakiś czas później zaczynam kręcić się zniecierpliwiony po korytarzu, bo badanie przedłuża się. Bardzo boję się, jakie będą wyniki, ale staram się być dobrej myśli. Przyszłoby mi to jednak łatwiej, gdyby lekarz wyszedł już z sali i powiedział nam, co z Julką.
- No nie, najpierw Patrycja, a teraz ty zaczynasz z tym chodzeniem? Siadaj mi tu. - Teri ciągnie mnie za rękaw bluzy, przez co ląduję z powrotem na krześle. Wzdycham cicho i staram się uspokoić, ale niezbyt mi to wychodzi.
Po kilku minutach drzwi sali nareszcie się otwierają i na korytarzu pojawia się lekarz, a ja wraz z Patrycją i Teri wracamy do Julki. Dziewczyna leży na łóżku, powoli zasypiając. Patrzy na mnie przelotnie, po czym uśmiecha się smutno, a chwilę potem zamyka oczy.
Państwo Krajewscy informują nas, że wyniki Julii mogą być już tylko lepsze. Mając świadomość, że dziewczynie nic już nie grozi, zgadzam się wrócić z Teri do domu. Wychodzimy ze szpitala, zostawiając w budynku Patrycję. Spacerkiem kierujemy się do posiadłości BTR, a moje siostra w międzyczasie opowiada mi, co działo się, kiedy byłem w Nowym Jorku. Dzięki jej opowieści dowiaduję się o tajemniczym chłopaku, który przyczynił się do pobytu Julki w szpitalu, a także o nowej przyjaciółce mojej byłej dziewczyny. Mam tylko nadzieję, że nie będzie to druga Jadzia.
Po jakimś czasie docieramy do domu, gdzie czeka na mnie niemiła niespodzianka. W salonie siedzą bowiem moi rodzice, dyskutując z przyjaciółkami mojej siostry. Kiedy mnie dostrzegają, przerywają rozmowę z dziewczynami i od razu zaczynają prawić mi kazanie. Słucham ich w spokoju, nie odzywając się. Teraz, kiedy emocje już opadły, wiem że nie powinienem był uciekać, ale nie żałuję tego. Nie zamierzam też wracać do Nowego Jorku, tak jak każą mi rodzice. Chcę zostać w Los Angeles jeszcze przynajmniej przez tydzień. Nie zdążyłem przecież wyjaśnić Julce sprawy z Emmą i nie zdążyłem jej przeprosić.
Rodzice wydają się nieugięci, ale kiedy Teri wstawia się ze mną i prosi ich o zostawienie mnie na jakiś czas pod jej opieką, raz jeszcze zaczynają się nad tym zastanawiać. Moja siostra podaje sensowne argumenty, które chyba zaczynają przekonywać rodziców. Koniec końców zgadzają się, ale tylko pod warunkiem, że kiedy wrócę, od razu wezmę się do nauki. Zgadzam się, a następnie przytulam rodziców i biegnę do pokoju Teri, żeby się zdrzemnąć. Jestem naprawdę zmęczony pobytem w szpitalu, a muszę jeszcze przygotować się na rozmowę z Julką.
________________________________________________________________
Hej!
Pamiętacie, jak w zeszłym tygodniu mówiłam Wam o nowym blogu, który założyłam? Otóż w poprzedni wtorek pojawił się na nim już pierwszy post, więc bardzo serdecznie chciałabym zaprosić Was do zapoznania się z nim. Tutaj macie link do pierwszego posta: muzycznapodrozbigtimerush.blogspot.com/2019/01/big-time-prologue.html
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Raspberry, z jednej strony chyba nie chciałam wywołać aż takiej reakcji, a z drugiej cieszę się, że moje rozdziały wywołują w czytelnikach emocje. Fajnie wiedzieć, że nie tylko ja wczuwam się w te rozdziały.
W takim razie trzymam kciuki, abyś spełniła swoje noworoczne postanowienia.
Marta, dla Patrycji rodzina jest właściwie najważniejsza, więc nie tak łatwo ją uspokoić i to wcale nie wina Kendalla.
Owszem, przegiął, ale wiesz, kierowały nim emocje. Najpierw powiedział, a dopiero potem pomyślał.
Wybacz, nie mogłam się powstrzymać. No weź, nie rób mi tego. Jeśli to zrobisz, zaspamuję Ci skrzynkę mailową i czat, przysięgam.
Jaki pomysł?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego!

1 komentarz:

  1. Jak to co się dzieje w Nowym Jorku? Chitauri napadają na Ziemię, Spider-man skacze po dachach, budynki wybuchając na każdej możliwej ulicy… Żyć, nie umierać.
    A ja myślę, że to Teri ich przekonała, żeby dali Henry’emu spokój.
    Czy Julka jest zaintubowana? Bo wcale nic nie mówiła, a o rurce też nic nie wspomniałaś. Tak się tylko zastanawiam…
    Ja wiem, ze to miało być takie smutne i przejmujące, ale jestem w próbno-egzaminowej fazie i jakoś mam ochotę robić sobie z tego kawałka o zasypianiu żarty. Nie wypytuj jakie. Nie zniosłabyś tego.
    A gdyby tak… Przenieść z „przeszłości” Kamilę, postawić ją naprzeciwko Jadzi (albo tej Emmy, wszystko jedno) i kazać im walczyć? Wiesz, w stylu Gamory… To by było coś… A może to jest lekko głupie?
    Rozdział super! Czekam na nn! Pozdrawiam!
    Ta… A Ty co niby robisz przez cały czas?
    Powiem Ci w piątek. Głównie dlatego, że w środę i czwartek mnie nie będzie…

    OdpowiedzUsuń

Wydarzenia przedstawione w opowiadaniu są jedynie wytworem mojej wyobraźni i nie miały miejsca w realnym świecie.
Wszelkie zbieżności imion i nazwisk są przypadkowe.
Niektóre informacje zostały zmienione na potrzeby opowiadania.
Enjoy! :D