ROZDZIAŁ 89
*per. Henry'ego*
Wpadam załamany do domu i biegnę do pokoju Teri, mając nadzieję, że tam właśnie jest, bo od kilku dni bardzo dużo czasu spędza z Dustinem w jego pokoju. Nie wiem po co, ale w tym momencie mało mnie to interesuje. Ważne, żeby właśnie teraz była u siebie.
Wbiegam z nadzieją do jej pokoju, ale jej, jak zwykle, tam nie ma. Wychodzę z niego szybko i idę do pokoju Dustina. Wchodzę do pomieszczenia, nawet nie pukając. Moja siostra siedzi na łóżku, rozmawiając z gitarzystą. Nawet mnie nie zauważają. Podchodzę do nich i zaczynam ciągnąć blondynkę w stronę drzwi.
- Ej, co Ty robisz?! - słyszę w jej głosie oburzenie i zdziwienie.
- Musisz zawieźć mnie na lotnisko. Teraz. - mówię najspokojniej jak umiem.
- Ponieważ? - pyta zaciekawiona.
- Ponieważ miłość mojego życia właśnie tam jedzie, żeby polecieć na drugi koniec świata. - wyjaśniam, a ona patrzy na mnie pytająco, nie wiedząc, o co chodzi. - Po prostu chodź. - zaczynam biec, ciągnąć ją za rękę. Chcąc, nie chcąc, Teri też musi przyspieszyć kroku. Ciągnę ją do samochodu i wręcz wpycham za kierownicę, wsiadając od strony pasażera.
- Henry, o co Ci chodzi? Dobrze się czujesz? - pyta zaniepokojona, przykładając mi rękę do czoła, w celu sprawdzenia czy przypadkiem nie mam gorączki.
- Błagam Cię, zawieź mnie tam. Wytłumaczę Ci wszystko później, tylko proszę, jedź już. - patrzę na nią błagalnym wzrokiem, mając nadzieję, że się zgodzi. Wzdycha cicho i odpala silnik, a ja zaczynam modlić się, żebyśmy zdążyli przed odlotem samolotu. W czasie, gdy ona prowadzi, ja wybieram numer do Julki i dzwonię, ale dziewczyna nie odbiera.
- Więc? O co chodzi? - zaczyna pytać Teri, zwalniając.
- Możesz jechać szybciej?! - krzyczę zniecierpliwiony, nie mając zamiaru odpowiedzieć na jej pytania.
- Tu jest ograniczenie prędkości, nie mogę przyspieszyć. - twierdzi, utrzymując tę samą prędkość, co przed chwilą.
- Błagam, no. Przez jeden mandat nie stracisz prawda jazdy. Proszę. - Teri jest nieugięta. Ani jej się śni przyspieszyć. Sprawdzam, co chwilę godzinę w telefonie, odliczając czas do odlotu Julii. Na lotnisko dojeżdżamy kilka minut przed opuszczeniem go przez samolot, którym ma lecieć szatynka.
Wbiegam do budynku najszybciej, jak umiem, i biegnę na miejsce odprawy, lecz kiedy dobiegam na miejsce, moja dziewczyna wchodzi już do samolotu. Wołam ją, ale nie słyszy mnie przez hałas, panujący na lotnisku. Nie mogę w żaden sposób jej zatrzymać. Jedyne, co mogę zrobić, to bezradnie patrzeć, jak samolot wzbija się w powietrze i odlatuje. Chowam ręce do kieszeni bluzy i kieruję się w stronę wyjścia, patrząc w ziemię. Nie mogę dopuścić do siebie, że wyjechała. Nie chcę tego do siebie dopuścić. Muszę wymyślić coś, żeby wróciła.
______________________________________________________________________
Hej!
Dzisiaj chcę tylko poinformować, że za dwa dni, wraz z nowym rozdziałem, pojawi się również ważne dla bloga ogłoszenie.
Do następnego.
Wpadam załamany do domu i biegnę do pokoju Teri, mając nadzieję, że tam właśnie jest, bo od kilku dni bardzo dużo czasu spędza z Dustinem w jego pokoju. Nie wiem po co, ale w tym momencie mało mnie to interesuje. Ważne, żeby właśnie teraz była u siebie.
Wbiegam z nadzieją do jej pokoju, ale jej, jak zwykle, tam nie ma. Wychodzę z niego szybko i idę do pokoju Dustina. Wchodzę do pomieszczenia, nawet nie pukając. Moja siostra siedzi na łóżku, rozmawiając z gitarzystą. Nawet mnie nie zauważają. Podchodzę do nich i zaczynam ciągnąć blondynkę w stronę drzwi.
- Ej, co Ty robisz?! - słyszę w jej głosie oburzenie i zdziwienie.
- Musisz zawieźć mnie na lotnisko. Teraz. - mówię najspokojniej jak umiem.
- Ponieważ? - pyta zaciekawiona.
- Ponieważ miłość mojego życia właśnie tam jedzie, żeby polecieć na drugi koniec świata. - wyjaśniam, a ona patrzy na mnie pytająco, nie wiedząc, o co chodzi. - Po prostu chodź. - zaczynam biec, ciągnąć ją za rękę. Chcąc, nie chcąc, Teri też musi przyspieszyć kroku. Ciągnę ją do samochodu i wręcz wpycham za kierownicę, wsiadając od strony pasażera.
- Henry, o co Ci chodzi? Dobrze się czujesz? - pyta zaniepokojona, przykładając mi rękę do czoła, w celu sprawdzenia czy przypadkiem nie mam gorączki.
- Błagam Cię, zawieź mnie tam. Wytłumaczę Ci wszystko później, tylko proszę, jedź już. - patrzę na nią błagalnym wzrokiem, mając nadzieję, że się zgodzi. Wzdycha cicho i odpala silnik, a ja zaczynam modlić się, żebyśmy zdążyli przed odlotem samolotu. W czasie, gdy ona prowadzi, ja wybieram numer do Julki i dzwonię, ale dziewczyna nie odbiera.
- Więc? O co chodzi? - zaczyna pytać Teri, zwalniając.
- Możesz jechać szybciej?! - krzyczę zniecierpliwiony, nie mając zamiaru odpowiedzieć na jej pytania.
- Tu jest ograniczenie prędkości, nie mogę przyspieszyć. - twierdzi, utrzymując tę samą prędkość, co przed chwilą.
- Błagam, no. Przez jeden mandat nie stracisz prawda jazdy. Proszę. - Teri jest nieugięta. Ani jej się śni przyspieszyć. Sprawdzam, co chwilę godzinę w telefonie, odliczając czas do odlotu Julii. Na lotnisko dojeżdżamy kilka minut przed opuszczeniem go przez samolot, którym ma lecieć szatynka.
Wbiegam do budynku najszybciej, jak umiem, i biegnę na miejsce odprawy, lecz kiedy dobiegam na miejsce, moja dziewczyna wchodzi już do samolotu. Wołam ją, ale nie słyszy mnie przez hałas, panujący na lotnisku. Nie mogę w żaden sposób jej zatrzymać. Jedyne, co mogę zrobić, to bezradnie patrzeć, jak samolot wzbija się w powietrze i odlatuje. Chowam ręce do kieszeni bluzy i kieruję się w stronę wyjścia, patrząc w ziemię. Nie mogę dopuścić do siebie, że wyjechała. Nie chcę tego do siebie dopuścić. Muszę wymyślić coś, żeby wróciła.
______________________________________________________________________
Hej!
Dzisiaj chcę tylko poinformować, że za dwa dni, wraz z nowym rozdziałem, pojawi się również ważne dla bloga ogłoszenie.
Do następnego.
Serio, wydaje mi się, że Henry zachowuje się trochę histerycznie. No, ale bądźmy szczerzy. Pępowina przycięta, a on jej jeszcze utrudnia. Znaczy Julce. Powoli zaczynam się zastanawiać ile oni mają lat. Później to sobie sprawdzę w zakładce.
OdpowiedzUsuńNo, ale i tak się spóźnił. W sumie... może później się dogadają na jakimś komunikatorze, czy coś... nie wiem, ale pewnie oboje na to wpadną, kiedy trochę ochłoną.
Wróci, wróci. Kiedyś... Rozdział super! Czekam na nn! Pozdrawiam!