ROZDZIAŁ 99
*per. Julii*Odkąd rodzice przywieźli mnie do Polski, muszę od nowa uczyć się tu żyć. Muszę znów przyzwyczaić się do słuchania mamy i taty, wielu obowiązków i samotności. Chyba właśnie to jest najgorsze. Samotność. Świadomość tego, że moi przyjaciele i chłopak są na drugim końcu świata, a siostra może być w każdym jego zakątku, z każdą chwilą dobija mnie coraz bardziej. No i jeszcze ta bezsilność. Poczucie, że tak naprawdę nic nie zależy ode mnie, że nic nie mogę zrobić. Jestem teraz zdana tylko na rodziców.
Wzdycham cicho, po czym podnoszę się z łóżka i wychodzę z pokoju, zmęczona niemal ciągłą samotnością. Pomimo tego, że mieszkam znowu z rodzicami, widuję ich tylko na kolacji, ewentualnie czasami na obiedzie. Resztę dnia spędzają w pracy, zostawiając mnie zamkniętą na cztery spusty. Telefonu też nie chcą mi oddać, więc tak naprawdę pozostają mi książki lub myśli.
Wchodzę niepewnie do kuchni, gdzie już od rana urzęduje moja mama. Dzisiaj wyjątkowo wzięła sobie dzień wolny, w sumie sama nie wiem, czemu, ale dla mnie to lepiej. Przynajmniej nie jestem zupełnie sama. Siadam przy stole, zaczynając obserwować ruchy mojej rodzicielki. Już chwilę potem zauważam drżenie rąk mamy i jej brak skupienia. Nie trzeba być Alfą i Omegą, żeby zauważyć, że jej stan psychiczny jest w nie najlepszym stanie. Zresztą, nie dziwię jej się. W końcu nie wiadomo czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy swoją córkę. Nie dziwne, że sobie z tym nie radzi.
Podchodzę do kobiety i zabieram z jej dłoni nóż, którym zamierzała pokroić warzywa potrzebne do gotowanego przez nią dania. Chwilę później sama zabieram się za przygotowywanie obiadu, pozwalając mamie odpocząć. Niestety moje myśli wciąż krążą pomiędzy Ameryką, a kolejnymi pomysłami, co może dziać się z Patrycją, więc niezbyt potrafię skupić się na gotowaniu. Niemal wszystko leci mi z rąk.
- Może zamówimy dzisiaj pizzę? - proponuję w końcu, wyprowadzona z równowagi niepowodzeniami.
- Tak, to chyba dobry pomysł. - przytakuje mi mama i bierze do ręki telefon, w celu skontaktowania się z pizzerią i złożenia zamówienia. W tym samym momencie daje się słyszeć dzwonek do drzwi.
- Otworzę. - wzdycham i kieruję się do wejścia. Otwieram smutna drzwi i zamieram.
*per. Patrycji*
Przemierzam ulice Warszawy, trzymając Kendalla za rękę. Nadal nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jest. Że naprawdę go odzyskałam. Wczoraj szczerze porozmawialiśmy i dowiedziałam się, o co chodziło w sprawie z Justice. Nie wiem czy powinnam była to zrobić, ale uwierzyłam mu. Czułam, że mówi prawdę.
- Chyba muszę zacząć uczyć się polskiego. - słyszę nagle głos blondyna, wyrywający mnie z zamyślenia.
- Jeśli chcesz, to mogę Cię nauczyć, jak już wrócimy do Stanów. - stwierdzam z uśmiechem.
- Chcę. Wreszcie będę rozumiał, kiedy będziecie knuły coś po polsku. - uśmiecha się przebiegle.
- O Ty spryciarzu. - śmieję się cicho, przytulając się do niego. Odwzajemnia to i zaczyna wsłuchiwać się w rozmowy ludzi na ulicy, próbując cokolwiek zrozumieć, ale widzę, że nie za bardzo mu to idzie. Trochę chce mi się śmiać, ale powstrzymuję się i udaję, że nie zwracam na to uwagi. Kątem oka jednak obserwuję jego zachowanie i dezorientację.
Kilka minut później stajemy w końcu przed drzwiami mojego rodzinnego domu. Kendall patrzy na mnie niepewnie, bojąc się konfrontacji z moim ojcem, więc próbuję go uspokoić, zapewniając, że porozmawiam z tatą. Blondyn zgadza się na taki układ i pozwala mi zadzwonić do drzwi. Chwilę później drzwi otwiera mi Julka. Patrzy na mnie i zamiera na kilka sekund, po których przytula się do mnie i z niedowierzaniem wybucha płaczem. Tulę ją mocno i zaczynam uspokajać, głaszcząc po plecach i lekko kołysząc. Kilka minut później w drzwiach staje, wystraszona płaczem mojej siostry, mama. Patrzy na mnie zszokowana, chyba nie wiedząc za bardzo, co zrobić. Przytulam ją jedną ręką, drugą nadal trzymając Julię. Nasza rodzicielka uśmiecha się ze łzami w oczach i odwzajemnia uścisk, po czym wpuszcza mnie i Kendalla do domu.
Wchodzę do środka, rozglądając się dyskretnie. Od mojego wyjazdu z Polski nic się tam nie zmieniło. Mieszkanie cały czas jest takie, jakie je zapamiętałam. Uśmiecham się lekko i idę do salonu, gdzie prowadzi nas mama. Siadam na kanapie, nadal obejmując jedną ręką Julkę, która za nic w świecie nie chce mnie puścić. Mamusia oczywiście od razu zaczyna wypytywać mnie, co się właściwie stało, czy nic mi nie jest, kto mnie uprowadził i jak się wydostałam. Opowiadam jej wszystko, pomijając jedynie próbę samobójczą Pawła.
- Czyli to serio byłaś Ty. - stwierdza nagle Julka, a ja patrzę na nią pytająco, nie wiedząc, o co chodzi. - Wtedy, kiedy Cię goniłam. To nie były żadne przywidzenia, tylko naprawdę Ty. Tylko, dlaczego uciekałaś? Przecież od razu byśmy Ci pomogli i nie musiałabyś męczyć się tak długo z tym psycholem.
- Wiem, po prostu bałam się, że jeśli Malinowski dowie się, że kontaktowałam się z Wami, Wam też coś zrobi. - wyjaśniam, mocniej ją przytulając.
Niedługo potem, kiedy atmosfera zaczyna się rozluźniać, a porwanie schodzi na boczny tor, z pracy wraca tata. Widzę, że jest w szoku, widząc mnie, jak gdyby nigdy nic siedzącą na kanapie. Odnoszę jednak wrażenie, że szok jest pozytywny, zwłaszcza że już po chwili mój rodziciel przytula mnie mocno, po czym przejęty zaczyna sprawdzać, czy jestem cała i zdrowa. Uspokajam go i siadam z powrotem na kanapie, a on w tym samym momencie zauważa Kendalla. Mina automatycznie mu rzednie, a w jego oczach pojawia się wściekłość.
- Co tu robisz? Nie wyraziłem się dostatecznie jasno, zakazując Ci zbliżać się do mojej rodziny? - pyta retorycznie, starając się zachować resztki spokoju. Widzę, że blondyn chce się jakoś bronić, ale tata mrozi go wzrokiem, zamykając mu usta.
- Tato, przestań. To nie jest wina Kendalla. Wczoraj wszystko sobie wyjaśniliśmy i, z całym szacunkiem, ale nie chcę, żebyś wtrącał się w mój związek. - mówię stanowczym tonem, łapiąc Schmidta za rękę.
- Córcia, ja się po prostu o Ciebie martwię. - twierdzi, prosząc mnie wzrokiem o pozwolenie na wyrzucenie mojego chłopaka z domu.
- I jestem Ci za to wdzięczna, naprawdę. - zapewniam go.
- Więc dlaczego nie chcesz dać sobie pomóc? Kochanie, on Cię skrzywdzi, ja to wiem.
- Nawet jeśli, to przynajmniej będę miała nauczkę. Tato, musisz zrozumieć, że mam już dziewiętnaście lat. Tak, zawsze będę Cię potrzebowała, tak samo jak mamy, ale jestem już dorosła. Chcę sama podejmować decyzje i ponosić ich konsekwencje, nawet jeśli będą złe. Kiedy byłam zbuntowaną nastolatką i robiłam coś nieodpowiedniego, mówiłeś że muszę uczyć się na błędach, więc pozwól mi na to. Pozwól mi uczyć się na własnych błędach, tak jak zawsze chciałeś. Okay, być może popełnię ich mnóstwo, ale na przyszłość będę już znała konsekwencje i więcej nie popełnię tej samej decyzji. Chyba właśnie na tym to polega, prawda? Na popełnianiu błędów w młodości, żeby móc dojrzeć i mieć pojęcie o świecie. - widzę, że rodzice są zszokowani moim wywodem. W sumie się nie dziwię. Rzadko kiedy przeciwstawiałam się im. Zawsze to ja byłam "ta grzeczna", a Julka dokładnie na odwrót i wiem, że takich słów spodziewaliby się prędzej od niej.
- A jeśli nie nauczysz się i popełnisz jakiś błąd ponownie? - pyta zmartwiony.
- Jeśli tak będzie, to obiecuję, że zadzwonię do Ciebie i omówimy to, zgoda? - proponuję, chcąc wreszcie kompromisu.
- Zgoda, ale masz częściej przyjeżdżać do Polski i odwiedzać swoich staruszków, jasne? - pyta ze śmiechem, na co z chęcią przystaję.
- No to skoro już wszyscy się kochają i wszystko jest w porządku, to idę się spakować. - oznajmia z uśmiechem Julia, wbiegając już na schody.
- Po co córeczko? Gdzie się wybierasz? - mama zatrzymuję moją siostrę w połowie stopni.
- Jak to "po co"? Przecież, skoro Patrycja wróciła cała i zdrowa, wracam z nią do Los Angeles. - mówi młoda jak gdyby nigdy nic.
- Nie Kochanie. Za tydzień wracasz do szkoły, nie możesz już jechać, przykro mi. - stwierdza nasza rodzicielka, wprawiając czternastolatkę w osłupienie.
- Nie, nie, nie. Mamo, ja nie mogę wrócić do mojej poprzedniej szkoły. Chcę się uczyć w Ameryce, proszę. - moja siostra patrzy błagająco to na mamę, to na mnie.
- Zaraz, dlaczego nie możesz wrócić do szkoły tutaj? - zadaje pytanie zdziwiona kobieta. No tak, przecież nigdy nie mówiłyśmy rodzicom o aferze z Jadźką.
- Nieistotne. Proszę, pozwól mi uczyć się w Los Angeles i dalej mieszkać z Patrycją. - młoda patrzy na mamę ze łzami w oczach.
- Przepraszam Skarbie, ale nie możesz. Jesteśmy Twoimi prawnymi opiekunami i na stałe musisz mieszkać tutaj, z nami, a co za tym idzie, musisz chodzić tutaj do szkoły. Do Patrycji będziesz jeździła w każde wakacje, obiecuję. - kobieta próbuje przytulić swoją najmłodszą córkę, ale ta odsuwa się i biegnie ze łzami w oczach do pokoju. Chwilę potem daje się słyszeć tylko trzask drzwi i płacz zrozpaczonej nastolatki.
______________________________________________________________
Hej!
No i mamy już 99 rozdział. Jeju, nie mogę uwierzyć, że już za tydzień ten blog będzie miał 100 rozdziałów. Dobra, będę się rozczulać w przyszły poniedziałek, teraz lepiej przejdźmy do odpowiadania na komentarze.
Rose, cieszę się, że rozdział Cię zszokował, bo taki był jego cel. Szczerze Ci powiem, że kiedy w jakiejś książce umiera jedna z postaci, też czasem umiem się rozpłakać. Nieważne, czy lubiłam tę postać, czy nie, jakoś tak mi smutno, że więcej jej nie będzie. Reszta paczki powróci już niedługo. No i cieszę się, że będziesz pisać dłuższe komentarze.
Marta, Kendall był tak odważny, bo kierowały nim emocje. Po prostu kocha Patrycję i chciał ją obronić. Fakt faktem, że skończył z rozbitym nosem, ale obronił Pati. Oj tak, Paweł zdecydowanie musi udać się do specjalisty. Czyli mówisz, że będę miała niezły spam na mailu? No cóż, czekam. Nie, Malinowski nie ma instynktu zachowawczego ani hamulców, nie oczekuj tego od niego. W sumie masz rację. Clover chciała wybaczyć tylko dziewczynie, która ją obraziła, Patrycja wybaczyła swojemu porywaczowi. Serio jest bardziej łagodna. A tak na marginesie, o co się martwisz?
Do następnego.
Dobra, wiedziałam, że akcja z Kendallem i tatą Patrycji będzie epickie, ale czegoś takiego się nie spodziewałam. Poważnie. Staruszek dalej swoje i dobra. Nawet podoba mi się ten bunt Pati i foch Julki. Serio, powinny powiedzieć o tej aferze z Jadzią. Na początku myślałam, że to ona jest pokrzywdzona, to fakt, ale to nie zmieni faktu, że ich rodzice powinni się o tym dowiedzieć.
OdpowiedzUsuńWeź coś z tym zrób, dobra...
Rozdział super! Czekam na nn! Pozdrawiam!
A ja idę wykorzystać chorobę do produkcji fake'owego likieru. Pa!
Hejka. Biedna Julka. Bez Patrycji , przyjaciół , telefonu i internetu . Ja bym chyba tak zwariowała. Mama tez widać jest załamana sprawą z Patrycją. No i Kendall chce się uczyć polskiego. Jak podejrzewalam, chce znać treść sekretnych rozmów dziewczyn . Patrycja i przyjaciółki będą musiały mówić po hiszpańsku. Ale w sumie gdyby mówiły w tym języku , to ja bym się ucieszyła, bo uczę się tego języka i uwielbiam czytać po hiszpańsku . No i Patrycja wróciła. Tylko dlaczego jej tata nie chce pozwolić Kendallowi przebywać z Patrycją? Rzeczywiście Patrycja ma rację. Rodzice traktują ją jak dziecko. Czemu Julka nie może jechać z Patrycją? Czuję się rozczarowana .
OdpowiedzUsuńRozdział mega . Pozdrawiam i czekam na następny.
Rose