Ten rozdział dedykuję mojej kumpeli Oliwii (olcia5623.blogspot.com
i przeznaczenie-siostr.blogspot.com), która ma dzisiaj urodziny. Wszystkiego
najlepszego, spełnienia marzeń, dobrych ocen i 100 lat!!!!
_______________________________________________________________________
ROZDZIAŁ 35
*per. Patrycji*
- No, gdzie oni są? – chodziłam w kółko po salonie, bo Teri i
Henry mieli tu być już godzinę temu.
- Spokojnie Pati. Uspokój się. Na pewno zaraz przyjadą. –
Kendall próbował mnie uspokoić, ale coś marnie mu to wychodziło. Po chwili
zadzwonił mój telefon. Odebrałam, ale to, co usłyszałam, zszokowało mnie. Po
skończeniu rozmowy byłam blada jak ściana.
- Co się stało? – zapytał Bartek.
- Teri i Henry mieli wypadek. Przed chwilą dzwonił lekarz, ze
szpitala. – powiedziałam i opadłam na krzesło stojące obok. Po chwili
spojrzałam na Julkę. Młoda też była cała blada. Widać było, że powstrzymuje się
od płaczu.
- O matko. – zdołał wykrztusić Bartek.
- Pojedziemy do szpitala? – zapytała Julka. Ja zdołałam tylko
pokiwać twierdząco głową.
- No, to dalej. Jedziemy! – zarządził Bartek. Szybko
wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do szpitala. Od razu po wejściu do
budynku, poszliśmy do recepcji. – Przepraszam, gdzie leżą Teri i Henry Forman? –
spytał Bartek.
- Jest pan z rodziny? – zapytała recepcjonistka.
- Jestem ich przyjacielem.
- Rodzeństwo leży w sali 213. – powiedziała recepcjonistka,
więc czym prędzej tam poszliśmy. Z sali, akurat wychodził lekarz.
- Co z Teri i Henrym? – zapytaliśmy chórem, kiedy do niego
podbiegliśmy.
- Są państwo z rodziny? – spytał lekarz.
- Jesteśmy przyjaciółmi!!!! – wrzasnęliśmy chórem.
- Stan rodzeństwa jest stabilny. Jest duże
prawdopodobieństwo, że już jutro wyjdą do domu. – powiedział lekarz, a my
odetchnęliśmy z ulgą.
- Panie doktorze, a co się tak właściwie stało? – zapytała Julka.
- W samochód rodzeństwa wjechał pijany kierowca tira. –
wyjaśnił nam lekarz.
- A, możemy do nich wejść? – spytałam.
- Proszę, ale tylko na chwilę i pojedynczo. – powiedział lekarz
i poszedł dalej.
- To, kto wchodzi pierwszy? – zapytałam niepewnie.
- Może Julka? – zaproponował Bartek, a ona pokiwała
twierdząco głową i weszła do sali.
*per. Henry’ego*
Obudziłem się w jakiejś sali. Nie bardzo wiedziałem, gdzie
jestem. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, co się stało. Spojrzałem w bok.
Naprzeciwko mnie leżała Teri. Na szczęście miała otwarte oczy.
- Wszystko dobrze? – spytała cicho.
- Trochę boli mnie głowa, ale jest dobrze. – powiedziałem odrobinkę
głośniej. Po chwili usłyszałem, że ktoś wchodzi do sali.
- Julka? – zapytała Teri. Popatrzyłem w stronę drzwi.
Rzeczywiście, stała tam Julka.
- Hej. Jak się czujecie? – spytała.
- Dobrze. – odpowiedzieliśmy razem.
- To dobrze. – powiedziała, a wtedy usłyszeliśmy pukanie do
drzwi. – Lecę, bo reszta czeka przed salą. – powiedziała i wyszła. Po niej
wchodzili następni, aż w końcu do sali weszli……………… nasi rodzice! Kiedy ich
zobaczyłem, zrobiłem wielkie oczy.
- Cześć dzieciaki. Jak się czujecie? – zapytała mama.
- Dobrze. – odpowiedzieliśmy. Po chwili rodzice zaczęli
zadawać nam milion pytań naraz. Nie nadążaliśmy odpowiadać. Po kilku minutach „przesłuchania”
do sali zajrzała Julka.
- Mu już jedziemy. W razie coś, to dzwońcie. Pa. –
powiedziała i wyszła, a ja delikatnie się uśmiechnąłem.
- Henry, wszystko w porządku? – zapytała mama.
- Tak, a co? – zdziwiło mnie jej pytanie.
- Na pewno? – spytał tata.
- Na pewno. – odpowiedziałem jeszcze bardziej zdziwiony.
- No dobrze. Skoro tak twierdzisz. – powiedział tata, a wtedy
wszedł lekarz.
- Mam dobre wieści. Już jutro będziecie mogli wyjść ze
szpitala. – powiedział i wyszedł. Ucieszyłem się, bo wreszcie zamieszkam z
Julką w jednym domu. Moja radość nie trwała jednak długo, bo mama powiedziała:
- W takim razie wracasz z nami do domu synku.
- Co?! Dlaczego?! Nie! Ja chcę tu zostać z Teri! – zacząłem protestować.
- Synku, Teri przecież na pewno do nas przyjedzie. –
stwierdziła mama.
- Ale tu nie chodzi o nią! – krzyknąłem i szybko zatkałem
sobie usta dłonią.
- Jak to, nie chodzi o Teri? No to, po co chcesz tu zostać? –
spytał zdezorientowany tata.
- Chodzi o……… yyyy……………
- Chodzi o to, że Henry dopiero niedawno tu przyjechał i
jeszcze nie zdążył się przekonać, jak się tu żyje. – uratowała mnie Teri.
- Tak, dokładnie. – potwierdziłem słowa mojej siostry.
- Aha. No nie wiem. Jeszcze się z tatą zastanowimy. –
powiedziała mama. Potem nasi rodzice się z nami pożegnali i wyszli z sali.
- Jezu, dzięki za ratunek.
- Nie ma sprawy, ale powiedz mi szczerze: nie chcesz stąd
wyjeżdżać, bo Julka tu mieszka, prawda? – zapytała Teri, a ja nie wiedziałem,
co odpowiedzieć.
- No…………… tak. – odpowiedziałem w końcu.
- Czyli mam rozumieć, że podoba ci się Julka, tak?
- Tak, ale nie mów o tym nikomu. – poprosiłem ją.
- Nawet Patrycji? – spytała Teri.
- Zwłaszcza jej. – powiedziałem i odwróciłem się do mojej
siostry plecami. Po chwili zasnąłem.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzy to znaczy, że z Henry'm i jego siostrą będzie wszystko grało? Z tego co pamiętam... On przyprawiał Julkę o niezręczność. A ona się zmartwiła, że coś mi się się stało. A to znaczy, że traktuje go jak przyjaciela ALBO Coś do niego czuje ALBO ma bardzo dobre serce. Albo wszystko na raz. Trudno powiedzieć. Rozdział świetny. czekam na nn! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń+Wybacz Spam:
Przypominam Ci o http://btr-la-is-ours.blogspot.com/ bo brakuje mi tam Ciebie.
Kurcze, jak to? Mieli wypadek szkoda, ale nic nim nie jest :) ONI NIE MOGĄ ZABRAĆ HENREGO, ON KOCHA JULKĘ!!! Dobrze, że Teri go poratowała. Świetny rozdział czekam na nn :3
OdpowiedzUsuńSupppper rozdział pisz szybko nn czekam z niecierpliwością *
OdpowiedzUsuń