Rozdział 116

ROZDZIAŁ 116

*per. Julii*
Po kilku minutach stania za szkołą i wdychania świeżego powietrza do płuc wchodzę z powrotem do budynku, zmierzając pod odpowiednią salę. Mam wrażenie, że zbyt łatwo poszło. No sorry, ale nie uwierzę, że do bandy Jake'a można dostać się jedynie po zapaleniu papierosa. Przecież to niedorzeczne. Parker robi o wiele gorsze rzeczy i przypuszczam, że tego też oczekuje od swojej bandy.
Lekko zaniepokojona przemierzam korytarze, co jakiś czas dostrzegając osoby ze szkolnego gangu Jake'a. Lilly miała rację, rzeczywiście są wszędzie. Ciekawi mnie tylko, po co. Wypatrują nowych ofiar, czy co? W sumie bym się nie zdziwiła, gdyby rzeczywiście tak było, ale nie powiem, trochę to chore.
- Ty, nowa, chodź na chwilę. - słyszę nagle Parkera, wchodząc na korytarz, gdzie znajduje się sale, do której podążam. Podchodzę niepewnie do chłopaka i jego dwóch kumpli, stojących pod ścianą.
- Co jest? - pytam obojętnym tonem, nadal udają, że wcale się ich nie boję.
- Nie jesteśmy do końca przekonani, czy na pewno nadajesz się do naszej paczki. - oznajmia Jake z kpiącym uśmieszkiem.
- Chyba sobie żartujesz. Przecież zapaliłam papierosa, czego Ty jeszcze chcesz?! - zdenerwowana podnoszę głos, bojąc się, co ci idioci wymyślili.
- Naprawdę myślałaś, że zapalenie papierosa wystarczy? Myślałem, że jesteś mądrzejsza. - śmieje się Parker, doprowadzając mnie swoim kpiącym tonem do szału.
- Okay, to co mam zrobić? Pobić któregoś z Twoich przydupasów, czy czego chcesz? - pytam, zerkając na kumpli chłopaka.
- Wystarczy, że zabierzesz tej lasce telefon, ale wiesz, tak w naszym stylu. - mówi szatyn, wskazując miejsce, gdzie stoi dziewczyna. Patrzę tam z lekkim strachem, bojąc się, kogo będę musiała zastraszyć, jednak kiedy widzę, na kogo pokazuje prześladowca, automatycznie blednę, a moja cała pewność siebie mnie opuszcza. - Ojoj, czyżbyś się przestraszyła? A może nadal się z nią przyjaźnisz, co?
- Żartujesz sobie? - przenoszę wzrok z powrotem na Jake'a, próbując ukryć przerażenie. - Nie przyjaźnię się z tą lalunią.
- Tak? A to nie z nią ostatnio przede mną zwiewałaś? - Parker podchodzi do mnie na niebezpieczną odległość, przez co muszę zadrzeć głowę do góry, żeby móc spojrzeć mu w oczy.
- Zadawałam się z nią dla beki. Nawet nie wiesz, jaka jest żałosna. - kłamię, mając nadzieję, że chłopak w to uwierzy.
- Skoro tak, to dawaj. Zabierz jej telefon, ale w naszym stylu. Pokaż, że jesteś jedną z nas. - rozkazuje przywódca bandy, uświadamiając mi, że nie mam wyboru, jeśli chcę wypełnić swój plan.
- Patrz i ucz się. - mówię odważnie, po czym idę pod salę, gdzie stoi Lilly. Nie wierzę, że to właśnie ją muszą zastraszyć, ale muszę przyznać, że ten debil nieźle to sobie wykombinował. Zauważył, że trzymam się z Lilly, więc chce sprawdzić, czy byłabym w stanie zostawić ją dla bandy.
Pewnym krokiem podchodzę do dziewczyny i biorę głęboki oddech, przygotowując się do wykonania rozkazu Jake'a. Staję przed blondynką i odchrząkuję, żeby moja rówieśniczka oderwała wzrok od telefonu i przeniosła go na mnie. Moja metoda działa, już po chwili dziewczyna patrzy na mnie z niepewnym uśmiechem, zerkając co kilka sekund na Parkera i jego kumpli.
- Proszę, proszę, proszę. Kogo my tu mamy? - zmuszam się do kpiącego uśmiechu, wiedząc że wszyscy na korytarzu mnie obserwują.
- Co? - pyta zdezorientowana Lilly, nie bardzo wiedząc, co zrobić.
- Fajny telefon. Oddasz go po dobroci czy mam użyć siły? - pytam, podchodząc do mojej rówieśniczki na niebezpieczną odległość.
- O czym Ty mówisz? - dziewczyna odsuwa się, patrząc na mnie ze strachem.
- Przyjdź za kilka minut do łazienki. - proszę szeptem. - Czyli siłą? Sama chciałaś. - mówię kpiącym tonem, tak żeby Jake na pewno to usłyszał, a następnie dosyć mocno popycham dziewczynę na ścianę, po czym podcinam ją, przez co upada z piskiem na podłogę, a ja zabieram jej telefon. Przez cały czas jednak uważam, żeby nie zrobić Lilly żadnej krzywdy.
Dziewczyna patrzy na mnie ze łzami w oczach, na co odpowiadam przepraszającym wzrokiem i wracam do Jake'a, udając, że nie rusza mnie to, co właśnie zrobiłam. Chłopak patrzy na mnie z nieukrywanym podziwem, uśmiechając się lekko.
- No proszę. Jednak jesteś jedną z nas. Dobra, dawaj ten telefon. - Parker wyciąga rękę po własność Lilly. No tak, mogłam się tego spodziewać.
- Ja się nim zajmę. Ta naiwniaczka podała mi swoje hasło, więc jak wrócę do domu, przeszukam telefon i znajdę coś na maksa kompromitującego. Wiecie, żeby ją upokorzyć. - oznajmiam, chowając komórkę blondynki do tylnej kieszeni spodni.
- Zwykle się na to nie zgadzam, ale niech Ci będzie. Jeszcze jedna próba nie zaszkodzi. - twierdzi, a następnie odchodzi razem ze swoimi kumplami w tylko im znanym kierunku, a ja oddycham z ulgą, po czym pędzę do szkolnej toalety, widząc, że Lilly nie ma już pod klasą.
Tak jak prosiłam, moja rówieśniczka czeka na mnie w łazience. Kiedy tylko przekraczam próg pomieszczenia dziewczyna patrzy na mnie z lekkim strachem, rozglądając się za kimś z bandy Parkera.
- Spokojnie, jestem sama. Przepraszam za to na korytarzu, Parker kazał mi udowodnić, że się z Tobą nie zadaję. - uśmiecham się przepraszająco, wyciągając w jej stronę telefon, który jej zabrałam.
- Czemu mi to oddajesz? Jake pewnie będzie chciał go zabrać, jak wszystko, co zdobędzie jego banda. - mówi, patrząc na mnie ze smutkiem.
- Nie będzie chciał. Powiedziałam, że znam Twoje hasło i znajdę na jutro coś kompromitującego. Możesz zabrać telefon, tylko proszę, schowaj go dobrze, żeby nikt nie zauważył, że Ci go oddałam. Zobaczymy się później. - wciskam blondynce jej własność i wychodzę z toalety, słysząc dzwonek na lekcję.

______________________________________________________________
Hej!
Akcja cały czas coraz bardziej się rozkręca i wierzcie mi, będzie jeszcze ciekawiej. Wystarczy tylko trochę cierpliwości ;-)
Do następnego.

1 komentarz:

  1. A czy przez cały ten czas piszesz "Parker" specjalnie? Chociaż w sumie, to może być jego nazwisko. W takim razie dobrze, że nie ma na imię Peter, bo wtedy do prawdy to byłaby ironia.
    Kolejny test? No cudownie.
    Kazał jej zabrać telefon Lily? O matko, myślałam, że eksploduję. Już lepiej trafić nie mogła. No co za kretyn...
    Głupia. Myślałam, że Lily od razu załapie o co chodzi, ale nie... To miało być takie łatwe...
    Chyba wszystko idzie zgodnie z planem. Bo niby co takiego może skompromitować Lily? Zdjęcie aktora z Disneya z ładnym uśmiechem? Na razie bez komplikacji.
    Rozdział super! Czekam na nn! pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Wydarzenia przedstawione w opowiadaniu są jedynie wytworem mojej wyobraźni i nie miały miejsca w realnym świecie.
Wszelkie zbieżności imion i nazwisk są przypadkowe.
Niektóre informacje zostały zmienione na potrzeby opowiadania.
Enjoy! :D