Rozdział 90 + ogłoszenie

Drogi Czytelniku!
Proszę, abyś po przeczytaniu rozdziału zapoznał się z notką pod nim, gdyż jest tam ważne ogłoszenie oraz kilka, nie mniej ważnych, informacji. Z góry dziękuję.
_________________________________________________________________________
ROZDZIAŁ 90
*per. Julki*
Po ośmiu godzinach płaczu i błagań o oddanie telefonu, samolot ląduje w Polsce. Wychodzę wraz z rodzicami z maszyny, po czym biorę moje walizki, ocierając bezustannie płynące łzy. Nie mogę uwierzyć, że mi to zrobili. Zawsze mówili, że chcą mojego szczęścia, a kiedy wreszcie byłam szczęśliwa, zabrali mi to.
To samo zrobią Patrycji, kiedy się odnajdzie i będzie chciała wrócić do Kendalla, a wiem, że będzie chciała, bo pomimo wszystko go kocha. Poza tym, jeśli dowie się, co Kend powiedział tacie, na tysiąc procent wybaczy mu to, co się stało. A ja nie pozwolę, żeby się tego nie dowiedziała, bo widziałam, jak bardzo szczęśliwa była z blondynem. Nie dopuszczę, żeby rodzice jej to zrujnowali.
Mam tylko nadzieję, że odnajdzie się dość szybko. No i oczywiście, że będzie cała i zdrowa. Nasi rodzice co prawda zgłosili jej zaginięcie na polskim komisariacie, a Agata ma jutro iść na komisariat w Los Angeles. Wiadomo jednak, jak działa policja. Zanim znajdą Patrycję może minąć dużo czasu. Zbyt dużo, dlatego jutro zacznę szukać jej na własną rękę. Jeszcze nie wiem, jak, ale wiem, że to zrobię. Nie pozwolę, żeby przez mozolność i lenistwo policji, mojej siostrze coś się stało. Nie mogę na to pozwolić. Przecież nie wiadomo, co porywacze jej robią ani co zdołają zrobić do zakończenia śledztwa w tej sprawie.
Pociągam cicho nosem i wsiadam do samochodu, czekając na rodziców, którzy pakują walizki do bagażnika. Zapinam pasy i wyglądam przez okno, zaczynając patrzeć na pędzących ludzi. Jedni wychodzą z lotniska, a drudzy na nie wchodzą. Wszyscy obładowani są bagażami. Niektórzy idą w kilka osób, niektórzy sami. Niektórym towarzyszą małe dzieci, niektórym nastolatkowie, a jeszcze innym staruszkowie. Wszyscy się mijają, ale nie zauważają drugiego człowieka. Idą przed siebie, pędząc w swoje strony.
Wzdycham cicho i odwracam się lekko, patrząc jak idzie rodzicom. Wkładają do samochodu ostatnią walizkę, po czym wsiadają na miejsca z przodu, a tata odpala silnik. Oboje zapinają pasy i ruszamy do domu. Do domu, w którym się wychowałam, a do którego nie mam ochoty teraz wracać, pomimo że zawsze myślałam, że będę wracać tam z uśmiechem i tęsknotą.
Patrzę przez okno, na przelatujący za szybą świat, a przed oczami przelatują mi wszystkie wspomnienia związane z Polską. Te dobre i te złe. Wzdycham cicho, a po moich policzkach ponownie zaczynają płynąć łzy. Ocieram je, ale nic to nie daje. Są nie do opanowania. Nagle w tłumie widzę znajomą blondynkę.
- Patrycja! - krzyczę, a zdezorientowany tata gwałtownie hamuje. Wypadam z auta i zaczynam biec w stronę, w którą poszła moja siostra. Przedzieram się przez tłum, śledząc wzrokiem jej blond włosy. Słyszę wołania rodziców, ale nie zatrzymuję się. Muszę ją dogonić. W pewnym momencie jednak Patrycja znika mi z pola widzenia, więc zaczynam ją wołać, wciąż biegnąc. Ludzie patrzą na mnie dziwnie, ale mam ich gdzieś. Wiem, że muszę zrobić wszystko, żeby jej nie zgubić. Niestety nagle całkowicie tracę ją z oczu. Zatrzymuję się i rozglądam, ale nic to nie daje. Jej nie ma. Tak jakby nagle zapadła się pod ziemię.
Siadam załamana na chodniku, szlochając cicho. To była prawdopodobnie jedyna szansa na dowiedzenie się, co się dzieje z Patrycją, a ja ją zaprzepaściłam. Chowam twarz w dłonie i pozwalam łzom moczyć je. Nagle czuję, jak ktoś podnosi mnie z zimnego betonu. Patrzę na tę osobę i widzę tatę. Pomaga mi wstać, a mama mocno mnie przytula i prowadzi z powrotem do samochodu. Podczas drogi mówię o wszystkim mojej rodzicielce, ale wiem, że niewiele rozumie z tego, przez mój stan. Kiedy dojeżdżamy do domu, rodzice kładą mnie do łóżka, a ja kulę się na nim i, po kilku godzinach bezustannego płaczu, zasypiam.
_________________________________________________________________________
Hej!
Tak, jak pisałam na początku, mam dla Was ważne ogłoszenie i kilka informacji. Otóż, zaczynając od jutra przez następny tydzień, na blogach nic nie będzie się pojawiało. Spowodowane jest to pewnym projektem, który przygotowuję.
Po drugie, zastanawiam się nad zmniejszeniem częstotliwości rozdziałów do jednego, ewentualnie dwóch, w tygodniu.
Po trzecie, zaraz po opublikowaniu tego rozdziału, biorę się za zakładkę "Zapytaj bohatera", więc myślę, że już jutro będzie ona zaktualizowana, także jeśli macie jeszcze jakieś pytania do bohaterów, zadawajcie je w komentarzach do zakładki.
Po czwarte, planuję ponownie zmienić wygląd bloga, aczkolwiek nie wiem czy mi to wyjdzie, więc jeśli blog w jakimś dniu będzie niedostępny, oznacza to, że zmieniam szablon.
Po piąte i już chyba ostatnie, to że przez tydzień na blogach nie będą pojawiały się rozdziały, nie oznacza, że będę niedostępna w sieci. Otóż nie, nadal będą działały wszystkie moje social-media, jak również to, co założyłam kilka dni temu, czyli Sarahah. Gdyby jeszcze ktoś nie wiedział, na Sarahah można wysyłać całkowicie anonimowe wiadomości do kogo się chce. Oczywiście ten ktoś musi mieć konto, więc tutaj podaję Wam screena mojego konta, na wypadek, gdybyście chcieli coś do mnie napisać, ale wolelibyście pozostać anonimowi.

Oczywiście w komentarzu możecie napisać mi, co myślicie o pomysłach wymienionych powyżej.
Do następnego.

Rozdział 89

ROZDZIAŁ 89
*per. Henry'ego*
Wpadam załamany do domu i biegnę do pokoju Teri, mając nadzieję, że tam właśnie jest, bo od kilku dni bardzo dużo czasu spędza z Dustinem w jego pokoju. Nie wiem po co, ale w tym momencie mało mnie to interesuje. Ważne, żeby właśnie teraz była u siebie.
Wbiegam z nadzieją do jej pokoju, ale jej, jak zwykle, tam nie ma. Wychodzę z niego szybko i idę do pokoju Dustina. Wchodzę do pomieszczenia, nawet nie pukając. Moja siostra siedzi na łóżku, rozmawiając z gitarzystą. Nawet mnie nie zauważają. Podchodzę do nich i zaczynam ciągnąć blondynkę w stronę drzwi.
- Ej, co Ty robisz?! - słyszę w jej głosie oburzenie i zdziwienie.
- Musisz zawieźć mnie na lotnisko. Teraz. - mówię najspokojniej jak umiem.
- Ponieważ? - pyta zaciekawiona.
- Ponieważ miłość mojego życia właśnie tam jedzie, żeby polecieć na drugi koniec świata. - wyjaśniam, a ona patrzy na mnie pytająco, nie wiedząc, o co chodzi. - Po prostu chodź. - zaczynam biec, ciągnąć ją za rękę. Chcąc, nie chcąc, Teri też musi przyspieszyć kroku. Ciągnę ją do samochodu i wręcz wpycham za kierownicę, wsiadając od strony pasażera.
- Henry, o co Ci chodzi? Dobrze się czujesz? - pyta zaniepokojona, przykładając mi rękę do czoła, w celu sprawdzenia czy przypadkiem nie mam gorączki.
- Błagam Cię, zawieź mnie tam. Wytłumaczę Ci wszystko później, tylko proszę, jedź już. - patrzę na nią błagalnym wzrokiem, mając nadzieję, że się zgodzi. Wzdycha cicho i odpala silnik, a ja zaczynam modlić się, żebyśmy zdążyli przed odlotem samolotu. W czasie, gdy ona prowadzi, ja wybieram numer do Julki i dzwonię, ale dziewczyna nie odbiera.
- Więc? O co chodzi? - zaczyna pytać Teri, zwalniając.
- Możesz jechać szybciej?! - krzyczę zniecierpliwiony, nie mając zamiaru odpowiedzieć na jej pytania.
- Tu jest ograniczenie prędkości, nie mogę przyspieszyć. - twierdzi, utrzymując tę samą prędkość, co przed chwilą.
- Błagam, no. Przez jeden mandat nie stracisz prawda jazdy. Proszę. - Teri jest nieugięta. Ani jej się śni przyspieszyć. Sprawdzam, co chwilę godzinę w telefonie, odliczając czas do odlotu Julii. Na lotnisko dojeżdżamy kilka minut przed opuszczeniem go przez samolot, którym ma lecieć szatynka.
Wbiegam do budynku najszybciej, jak umiem, i biegnę na miejsce odprawy, lecz kiedy dobiegam na miejsce, moja dziewczyna wchodzi już do samolotu. Wołam ją, ale nie słyszy mnie przez hałas, panujący na lotnisku. Nie mogę w żaden sposób jej zatrzymać. Jedyne, co mogę zrobić, to bezradnie patrzeć, jak samolot wzbija się w powietrze i odlatuje. Chowam ręce do kieszeni bluzy i kieruję się w stronę wyjścia, patrząc w ziemię. Nie mogę dopuścić do siebie, że wyjechała. Nie chcę tego do siebie dopuścić. Muszę wymyślić coś, żeby wróciła.

______________________________________________________________________
Hej!
Dzisiaj chcę tylko poinformować, że za dwa dni, wraz z nowym rozdziałem, pojawi się również ważne dla bloga ogłoszenie.
Do następnego.

Rozdział 88

ROZDZIAŁ 88
*per. Julki*
- Julka, poczekaj! - słyszę Henry'ego w momencie, kiedy mam wsiąść do samochodu. Odwracam się do niego przodem, jeszcze nieświadoma tego, co zaraz ma się stać. - Nie możesz wyjechać. - twierdzi, patrząc na mnie ze smutkiem.
- Muszę, zrozum to. Też tego nie chcę, ale nie mam wyboru. Dobrze wiesz, że gdybym miała cokolwiek do powiedzenia, to zostałabym tutaj, z Wami. - mówię załamana.
- W takim razie... muszę Ci coś powiedzieć. - oznajmia, podchodząc bliżej. Widzę, że jest mu ciężko to powiedzieć i nie wie, jak się do tego zabrać.
- Henry, posłuchaj. Jeśli nie jesteś jeszcze gotowy, żeby powiedzieć mi to coś, to nie mów. Przemyśl to na spokojnie i...
- Podobasz mi się. - mówi nagle, przerywając mi wpół zdania. Patrzę na niego zszokowana, nie wiedząc, co odpowiedzieć. - Od dawna mi się podobasz i naprawdę mi na Tobie zależy. Wiem, że jesteśmy tylko przyjaciółmi i, że pewnie nie czujesz tego samego, co ja, ale nie chcę Cię stracić. Nawet jeśli miałbym siedzieć do końca życia we friendzone, wolę to niż pozwolić Ci odejść. Chciałem Ci to powiedzieć od dawna, ale nigdy nie miałem wystarczająco dużo odwagi. A teraz, kiedy wyjeżdżasz i prawdopodobnie już nigdy Cię nie zobaczę, uznałem że to jedyna okazja, żebyś się dowiedziała. - wyznaje, po czym uśmiecha się smutno i idzie w stronę domu, a ja nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Mam wrażenie, że serce chce wyskoczyć mi z piersi, a w żołądku czuję taki sam ucisk, jak w dniu, kiedy zobaczyłam go w galerii handlowej. Biegnę za nim i zatrzymuję go chwilę przed wejściem do domu.
- Henry, ja... czuję to samo. - mówię niepewnie, patrząc na jego reakcję. Widzę, że jest w szoku.
- J-jak to? - pyta, nie dowierzając.
- Wybacz, że nie powiedziałam Ci wcześniej. Po prostu nie miałam odwagi, tak jak Ty, ale nie chcę, żebyś myślał, że jesteś mi obojętny, bo nie jesteś. - wyznaję, czując niesamowitą ulgę i szczęście. Jednocześnie jednak czuję też smutek, bo wiem, że przez mój wyjazd nie możemy być razem.
- Więc może, skoro oboje czujemy to samo, spróbujemy być razem? - pyta z nadzieją, łapiąc mnie za rękę.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, patrząc na to, co się teraz dzieje. - zabieram dłoń, a on automatycznie smutnieje. - Naprawdę bym chciała, ale moi rodzice tak czy siak nie zgodzą się, żebym tu została, a nie wiem czy najlepszym pomysłem jest związek na odległość. - dzielę się z nim moimi obawami, mając nadzieję, że to zrozumie.
- Poradzimy sobie. Porozmawiam z Twoimi rodzicami, a nawet, jeśli to nic nie da, to poradzimy sobie też w związku na odległość. Ufam Ci, a Ty ufasz mi, prawda? - pyta niepewnie, na co przytakuję. - Więc daj nam szansę. Wiesz przecież, że nie zrobię nic, co mogłoby Cię zranić.
- No... dobrze. - zgadzam się, wiedząc, że mówi prawdę. Ufam mu i wiem, że nie zrobi mi nic złego. Poza tym, zauważyłabym, gdyby kłamał. Znam go nie od dziś. Przytula mnie szczęśliwy, a ja wtulam się w niego z uśmiechem. Nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć, ale jeśli to sen, to nie chcę się z niego budzić.
- Julia! Chodź, bo się spóźnimy! - słyszę nagle głos mojej mamy, więc odrywam się z niechęcią do blondyna i idę z nim w stronę samochodu.
- Wsiadaj i jedziemy. - rozkazuje tata, otwierając mi tylne drzwi auta.
- A... muszę jechać? - pytam niepewnie, mając nadzieję, że odpuszczą.
- Co to za pytanie? Oczywiście, że musisz. Nie zostawimy Cię tu samej. Dalej, wsiadaj. - mówi już zniecierpliwiony.
- Proszę Pana, Julka nie będzie tu sama. Przecież mieszają tu dziewczyny i jej ulubiony zespół. Nic jej się nie stanie. - Henry zaczyna przekonywać mojego ojca do zmiany zdania.
- Chłopcze, rozumiem, że lubisz moją córkę i przyjaźnisz się z nią, ale nie możemy jej tu zostawić. - tata jest nieugięty, ale chłopak się nie poddaje.
- Nie proszę Pana. Nie lubię Pana córki, ani nie przyjaźnię się z nią. Kocham pańską córkę i jestem jej chłopakiem. Zaopiekuję się nią, obiecuję. Przysięgam, że nie spadnie jej włos z głowy, tylko błagam, niech Pan jej nie zabiera. - prosi, łapiąc mnie za rękę. Patrzymy z nadzieją na moich rodziców, nie chcąc się rozstawać.
- Natychmiast wsiadaj do samochodu. - rozkazuje mój ojciec, odciągając ode mnie Henry'ego.
- Nie! - protestuję, a do oczu napływają mi łzy.
- Julka, nie kłóć się z tatą. - do dyskusji dołącza moja mama, stając po stronie swojego męża.
- Nie możecie mi tego zrobić. - chcę podejść do blondyna, ale tata zagradza mi drogę i wsadza do samochodu, po czym zamyka drzwi i wsiada za kierownicę, blokując je od środka. Szarpię za klamkę i uderzam otwartą dłonią w szybę, próbując wydostać się z pojazdu w jakikolwiek sposób. Chłopak podbiega do drzwi i próbuje mi w jakiś sposób pomóc, ale tata odpala nagle silnik i rusza, zmuszając Henry'ego do odskoczenia od auta.
Klękam na tylnym siedzeniu, patrząc przez tylną szybę, a po policzkach płyną mi łzy. Widzę, jak Henry biegnie za pojazdem, próbując nas dogonić, ale nie potrafi. Po ruchu jego ust rozpoznaję, że mnie woła, ale nie mogę nic zrobić. Jestem uwięziona w samochodzie z własnymi rodzicami, jadąc na lotnisko, z którego nie wrócę już do przyjaciół ani do chłopaka.
_________________________________________________________________________
Hej!
Spodziewaliście się, że właśnie tego nie przewidziała Julka? A może myśleliście, że chodzi o coś zupełnie innego? Myślicie, że ojciec sióstr ugnie się i pozwoli młodszej zostać w Los Angeles czy jednak zabierze ją do Polski? Koniecznie napiszcie mi to w komentarzu.
Do następnego.

Rozdział 87

ROZDZIAŁ 87
*per. Julki*
Siedzę z mamą w moim pokoju, pakując walizki. Tata rozmawia z Kendallem. Trochę boję się, co wyniknie z ich rozmowy i... jak zareaguje Henry na wieść o moim wyjeździe. Ostatnio dużo czasu spędzaliśmy razem i nawet się ze sobą zżyliśmy, ale nie powiedziałam mu jeszcze, że wracam do Polski. Nie miałam odwagi.
Wzdycham cicho i zamykam ostatnią walizkę. Omiatam wzrokiem pomieszczenie, chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Polubiłam ten pokój. Przyzwyczaiłam się już do mieszkania w nim i nie chcę tego zmieniać. Nie chcę, ale muszę.
Nagle drzwi do pokoju otwierają się i staje w nich mój tata. Patrzy najpierw na mnie, potem na mamę, a chwilę potem na walizki. Podchodzi do nich i zabiera je, po czym wychodzi z pomieszczenia, a moja mama idzie za nim. Ja zostaję jeszcze chwilę w pomieszczeniu, patrząc na nie ze smutkiem.
- Dlaczego Twój tata wkłada do samochodu walizki? - słyszę nagle głos Henry'ego.
- Bo wyjeżdżam. - mówię cicho, odwracając się do niego przodem.
- Jak to wyjeżdżasz? Dlaczego? - pyta i nie wiem czy jest bardziej smutny, że wyjeżdżam, czy wściekły, bo mu nie powiedziałam.
- Rodzice nie pozwolą mi mieszkać tu samej. Muszę wrócić z nimi do Polski. - wyjaśniam, próbując opanować targające mną emocje.
- Przecież nie mieszkasz tu sama! Masz dziewczyny, masz BTR, masz mnie! - zaczyna krzyczeć, a mi puszczają nerwy.
- Przyjechałam tu z Patrycją, rozumiesz?! Rodzice nie prosili o opiekę nade mną dziewczyn, tylko ją! A jej nie ma! Ich nie obchodzi czy mieszkam tu zupełnie sama, czy z milionem innych osób, rozumiesz?! - wrzeszczę, wyprowadzona z równowagi. Ja też nie chcę stąd wyjeżdżać. Ale nie mam wyboru.
- I kiedy miałaś zamiar mi o tym powiedzieć?! Minutę przed wyjazdem?! A może zamierzałaś potraktować mnie jak tamtą dziewczynę?! - krzyczy, mając na myśl Jadźkę. W moich oczach pojawiają się łzy. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę to powiedział.
- Nie, nie zamierzałam... ale chyba tak byłoby najlepiej. - mówię cicho i wychodzę z pokoju, wymijając go. Schodzę na dół i żegnam się ze wszystkimi, powstrzymując płacz. Jeszcze nie wyjechałam, a już okropnie za nimi tęsknię. Nawet za Kendallem, na którego w teorii powinnam być wściekła za to, co zrobił.
Na sam koniec biegnę do pokoju Dustina, pożegnać się również z nim. Wiem, że to na razie jedyny sposób, żeby go zobaczyć. Odkąd to wszystko się stało, nie wyściubia nosa z sypialni. Zresztą, nie dziwię mu się. On naprawdę kochał Dagmarę, a ona oszukała go i zostawiła bez słowa. Naprawdę mu współczuję. Dał jej wszystko, a ona... ach, szkoda gadać.
Wchodzę niepewnie do pokoju bruneta i mocno go przytulam. Widzę, że powoli się z tego otrząsa, ale minie jeszcze dużo czasu, zanim całkowicie zapomni. Każe mi na siebie uważać, a ja jemu przestać o tym myśleć. Jest naprawdę wspaniałym człowiekiem. Dagmara zupełnie na niego nie zasługiwała. Mam nadzieję, że Dustin znajdzie kiedyś dziewczynę, która naprawdę będzie go kochała.
Po pożegnaniu schodzę z powrotem na dół, gdzie czekają na mnie rodzice. Kątem oka zauważam, że Henry też zszedł na parter. Omijam go szerokim łukiem i wychodzę z rodzicami z domu, kierując się w stronę samochodu. Rodzice widzą, że jest mi ciężko rozstać się z przyjaciółmi, ale wiedzą, że nie mogą zostawić mnie tu praktycznie samej.
- Julka, poczekaj! - słyszę Henry'ego w momencie, kiedy mam wsiąść do samochodu. Odwracam się do niego przodem, jeszcze nieświadoma tego, co zaraz ma się stać.

_________________________________________________________________________
Hej!
Jak widzicie, rozdział jest znów wcześniej i znów ma iście polsatowe zakończenie. Wybaczcie, ale nie mogłam się powstrzymać.
Do następnego.

Rozdział 86

ROZDZIAŁ 86
NEXT DAY
*per. Kendalla*
To już dzisiaj. Dzisiaj czeka mnie rozmowa z rodzicami Patrycji. Chyba jeszcze nigdy nie bałem się tak bardzo jak teraz. Wiem, że to przeze mnie Pati zaginęła i że jej rodzice zapewne znienawidzili mnie zanim mnie poznali. W sumie im się nie dziwię. Gdybym był na ich miejscu, też bym się znienawidził.
Patrzę na zegarek. Dwunasta. Za dwie godziny przyjeżdżają Państwo Krajewscy. Wzdycham cicho i wychodzę niepewnie z pokoju, kierując swoje kroki do kuchni. Wczoraj nic nie jadłem i dzisiaj są tego skutki. Kiedy wchodzę do pomieszczenia, wzrok wszystkich pada na mnie.
- Hej. - mówię cicho pod nosem i biorę jabłko.
- Jak się czujesz? - pyta Logan, na co wzruszam obojętnie ramionami i wychodzę stamtąd, nie mogąc znieść spojrzeń dziewczyn. Obwiniają mnie. To widać. Nie mam siły wchodzić na górę, więc siadam na pierwszym stopni schodów, opierając się plecami o zimną ścianę i zaczynam konsumować owoc. W gardle jednak mam wielką kulę, nie pozwalającą mi nic przełknąć. Pierwszy kawałek jabłka z trudem przechodzi przez mój przełyk, a potem jest już tylko gorzej.
Nie wiem, ile mija czasu, kiedy z kuchni wychodzi Julia. Patrzę na nią, a ona na mnie. W jej oczach widzę złość i smutek jednocześnie. Dziewczynka stoi tak przez chwilę, po czym wymija mnie i idzie do swojego pokoju. Nagle słyszę dzwonek do drzwi. Nie! Błagam, nie mówcie mi, że minęły już dwie godziny. Jak? Kiedy?!
Julia zbiega z powrotem na dół i otwiera drzwi. W wejściu stoją jej rodzice. Szatynka tuli ich i wprowadza do mieszkania. Widzę, że rodzice dziewczyn są załamani. Tak naprawdę im się nie dziwię. Gdybym to ja miał córkę, która została porwana, chyba nie dałbym rady normalnie funkcjonować.
W pewnym momencie wzrok ojca Patrycji pada na mnie, a mi staje serce. Jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak bardzo przerażony. Pan Krajewski pyta nagle, czy możemy porozmawiać w cztery oczy. Kiwam niepewnie głową i prowadzę go do mojego pokoju.
- Więc? Masz mi coś do powiedzenia? - pyta, kiedy przekraczamy próg pomieszczenia.
- Dzień dobry? - mówię ze strachem, uświadamiając sobie, że odkąd mężczyzna wszedł ze swoją żoną do domu, nie powiedziałem ani słowa.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry. Skoro nie wiesz, co powinieneś powiedzieć, to troszkę Ci pomogę. Powiedz mi... Kendall, tak? - zgaduje, gdyż nie przedstawiłem się, więc potwierdzam. - Powiedz mi Kendall, dlaczego wmawiałeś mojej córce, że ją kochasz, kiedy tak naprawdę nic do niej nie czułeś? Nie łatwiej było od razu spotykać się z tamtą drugą dziewczyną, a Patrycję zostawić w spokoju? Co Ci dało robienie Pati nadziei? - pyta, a ja nie mogę uwierzyć w to, co właśnie słyszę.
- Ale... ja naprawdę kocham Patrycję. Nie ma żadnej drugiej dziewczyny. Nigdy nie było. - mówię zgodnie z prawdą, chcąc wyjaśnić to wszystko.
- Dobrze Kendall, widzę że nie da się z Tobą szczerze porozmawiać, więc chcę tylko, żebyś miał świadomość, że jeśli Patrycja kiedykolwiek zostanie odnaleziona, Ty nie będziesz miał prawa się do niej zbliżać. Nigdy więcej. - oznajmia i idzie w stronę drzwi, a ja blednę. Nie mogę na to pozwolić. On nie może zabrać mi Pati.
- Proszę Pana, niech Pan zaczeka jeszcze chwilę. - zatrzymuję go. - Wszystko wyjaśnię, tylko proszę mnie wysłuchać. - błagam niemal na kolanach.
- Zgoda. Więc? - czeka na wyjaśnienia, a ja zaczynam wszystko mu opowiadać. Począwszy na kłótni, a skończywszy na powrocie do domu od Justice. - No proszę. Muszę przyznać, że jesteś świetnym aktorem. I umiesz nieźle wymyślać bajki. Ćwicz tę zdolność, tylko nie zbliżaj się więcej do mojej rodziny, jasne? - zadaje retoryczne pytanie i wychodzi z pokoju, a mi robi się słabo. Siadam na łóżku, czując że nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Kręci mi się w głowie, a do oczu napływają mi łzy. Nie mogę uwierzyć w to, co właśnie się stało. Dlaczego? Dlaczego on mi nie uwierzył? Dlaczego skreślił mnie przed poznaniem mojej wersji wydarzeń? Dlaczego uznał moją wersję za bajkę? Nie wiem. Już nic nie wiem.
_________________________________________________________________________
Hej!
Dzisiaj dodaję rozdział wcześniej, ponieważ zaraz wyjeżdżam i nie wiem, o której godzinie wrócę do domu. Mam nadzieję, że nie gniewacie się jakoś bardzo.
Jak widzicie, wreszcie doszło do starcia Kendalla i ojca Patrycji. Myśleliście, że właśnie tak przebiegnie rozmowa? A może wyobrażaliście sobie ją zupełnie inaczej? Możecie napisać mi w komentarzu, jak wyobrażaliście sobie ich spotkanie.
Do następnego.

Rozdział 85

ROZDZIAŁ 85
*per. Patrycji*
Samolot przygotowuje się do lądowania w Polsce. Piotrek cały czas siedzi obok, obejmując mnie. Nie mogąc nijak się od niego uwolnić, siedzę w bezruchu i czekam tylko, aż będę mogła wyjść na świeże powietrze. Czuję, że powoli robi mi się niedobrze. W duchu modlę się, żeby to wszystko okazało się snem. Koszmarem, z którego nie mogę się obudzić. Ale to nie sen. Wszystko dzieje się tu i teraz. Strach przeszywa całe moje ciało, nie pozwalając się ruszyć.
Samolot ląduje. Kilka minut później Paweł bierze mnie za rękę i prowadzi do wyjścia. Przez pierwsze kilka sekund próbuję wyrwać dłoń z jego uścisku, ale poddaję się, widząc jego wzrok. W jego oczach widać wściekłość. Wiem, co to oznacza. Spuszczam głowę i, bez słowa sprzeciwu, daję mu się prowadzić na zewnątrz latającej maszyny. Chwilę potem czuję stabilny grunt pod nogami i mam ochotę się rozpłakać. Nie wiem jednak czy ze szczęścia, że Paweł przy ludziach nie odważy się mnie skrzywdzić, czy ze smutku spowodowanego samotnością. W końcu, moi przyjaciele zostali na drugim końcu świata, a Malinowski nie pozwoli mi odwiedzić rodziców, więc jestem sama. Mimo, że jestem w swoim rodzinnym kraju, czuję że do niego nie pasuję. Owszem, nadal umiem rozmawiać po polsku i pamiętam, jak się tu żyje, ale czuję, że będzie mi bardzo trudno z powrotem się dopasować.
Podczas drogi do domu chłopaka oglądam miasto, chcąc zauważyć jakieś zmiany, ale niczego nie dostrzegam. To wciąż ta sama Warszawa, co przed moim wyjazdem. Nadal mnóstwo ludzi wymija się na chodnikach, zmierzając szybkim krokiem do swoich zajęć. Samochody nadal hałasują na ulicach stolicy, wypuszczając do środowiska cuchnące spaliny. Budowy, które mijałam w drodze na samolot, gdy wyjeżdżałam do Los Angeles, nadal trwają. Większość z nich. Niektóre są już zakończone, a niektóre dopiero się rozpoczynają. Mijam kilka znajomych twarzy, jeszcze z liceum. Ci, którzy mnie rozpoznają, machają mi i posyłają mi promienny uśmiech. Ci zaś, którzy nie rozpoznają mojej twarzy w tłumie ludzi, przechodzą obojętnie, zajęci swoimi sprawami. Nie mam im tego za złe. Przez pobyt w Stanach zmieniłam się. Nie tylko z charakteru. Bardziej się opaliłam, moje włosy stały się dłuższe, a ubiór modniejszy. Co prawda nadal nie przełamałam się na tyle, żeby założyć sukienkę lub spódniczkę, ale nie ubieram się już w same bluzy i T-shirty oraz jeansy, jak to było w czasach licealnych. Moje oczy nabrały też niecodziennego blasku, a usta częściej zaczęły się uśmiechać. Nie to, że w liceum chodziłam ciągle smutna. Po prostu przy ludziach starałam się zachować powagę, a teraz nie przejmuję się ich opinią.
Z zamyślenia wyrywa mnie nagły postój Pawła. Patrzę na niego niepewnie, widząc gdzie się zatrzymaliśmy. Jest to dom jego babci. Najmilszej kobiety z rodziny Malinowskich. Chłopak otwiera drzwi i wprowadza mnie do środka. Dyskretnie analizuję wszystko w zasięgu mojego wzroku, chcąc dojrzeć staruszkę, ale jej nie ma. Dom jest zupełnie pusty. Patrzę na niego zdziwiona i mimo, że chcę się dowiedzieć, gdzie jest jego babcia, boję się odezwać.
- Co? - pyta, widząc moją zdziwioną minę.
- G-gdzie jest Twoja babcia? - zadaję cicho pytanie, a na jego twarzy maluje się smutek, co dziwi mnie jeszcze bardziej.
- Ona... nie żyje. Od dwóch miesięcy. - mówi smutny, patrząc w ziemię. Pierwszy raz widzę go w takim stanie i nagle mam ochotę go przytulić. Wiem, jak bardzo był zżyty ze swoją babcią. Wiem, jaki miała na niego wpływ. Tylko dla niej był w stanie zrobić wszystko. Tylko ona umiała go opanować i przemówić mu do rozsądku.
- Przepraszam. Nie powinnam była pytać. - spuszczam głowę, czując się winna.
- Nie no, spoko. Skąd mogłaś wiedzieć? - pyta retorycznie i idzie zanieść swoją walizkę do pokoju, a ja uświadamiam sobie, że to był chyba pierwszy raz, kiedy zachował się po ludzku. Wzdycham cicho i wkładam rękę do kieszeni spodni, chcąc wyciągnąć z niej telefon. Tam jednak go nie ma. Blednę przerażona, gdy uświadamiam sobie, że w jego posiadaniu jest Paweł, a jego ludzkie zachowanie było jednorazowe i teraz może być już tylko gorzej.

________________________________________________________________________
Hej!
Punktualnie dodaję kolejny rozdział i trochę informacji. Otóż, jeśli klikniecie na samej górze bloga trzy kreski obok napisu "WYSZUKAJ" wysunie Wam się pasek boczny, na którym znajduje się archiwum bloga, ankieta oraz to, co dodałam tam wczoraj, czyli harmonogram rozdziałów. Znajdują się tam wszystkie daty do końca miesiąca, w których będą pojawiać się rozdziały, wraz z numerami tych właśnie rozdziałów. Od teraz więc, nie będę zapowiadać już rozdziałów w notce pod bieżącą częścią, tylko jak ktoś będzie chciał się dowiedzieć, kiedy może spodziewać się nowego rozdziału, będzie musiał kliknąć właśnie w te trzy magiczne kreski.

Dzisiaj zamierzam też zaktualizować zakładkę "Zapytaj bohatera", ponieważ widziałam, że pojawiło się tam nowe pytanie, więc jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś o bohaterach, napiszcie swoje pytanie w komentarzu do tamtej zakładki.
Zastanawiam się również czy jest dalej sens prowadzić serię "Przemyślenia" oraz "Recenzje". Możecie napisać mi czy chcielibyście przeczytać dalsze posty z tych serii czy raczej nie. A może macie pomysł na inną serię, którą mogłabym poprowadzić? Koniecznie napiszcie mi to w komentarzu.
Na dzisiaj to chyba tyle. Zapraszam Was jeszcze na mojego drugiego bloga, gdzie wczoraj pojawił się nowy rozdział, a gdzie kolejna część pojawi się także jutro o godzinie 16:00.
Do następnego.

Rozdział 84

ROZDZIAŁ 84
*per. Kendalla*
Siedzę załamany w pokoju, patrząc na zdjęcie Patrycji. Jej ostatnie zdjęcie zrobione kilka dni przed porwaniem. Zdjęcie z plaży. Zdjęcie, które sam zrobiłem. Nie mogę uwierzyć, że od tego czasu minęły zaledwie trzy dni, a jej nagle nie ma. Nie mogę pogodzić się z tym, że na to pozwoliłem. Nie mogę uwierzyć, że to wszystko się stało.
Patrzę na fotografię i przypominam sobie wszystkie chwile spędzone wspólnie z dziewczyną. Koncert, na którym się poznaliśmy, naszą pierwszą rozmowę, pierwszy pobyt w jej domu, pierwszy uścisk, wspólny lot samolotem, gra w butelkę, niedoszły pocałunek, wyznanie miłości, pierwszy pocałunek, wspólne dni spędzone w domu, wypad na plażę i wreszcie naszą pierwszą kłótnię. Nie mogę uwierzyć, że oskarżyłem ją o zdradę. Przecież ona nigdy w życiu by mi tego nie zrobiła. Szkoda tylko, że uświadomiłem to sobie dopiero, kiedy zniknęła.
W oczach mam łzy, które chwilę potem wydostają się na światło dzienne i spływają strumieniami po moich policzkach. Z mojej klatki piersiowej wyrywa się cichy szloch, a zaraz potem następny i kolejny. Nie mogę tego opanować. Nie mogę przestać płakać. Chcę móc przytulić się teraz do Patrycji. Chcę, żeby mnie uspokoiła. Żeby powiedziała, że wszystko jest w porządku.
Nagle słyszę pukanie do drzwi, ale nie mam nawet siły podnieść się z łóżka. Mój niespodziewany gość wchodzi po chwili do środka, korzystając z tego, że nie zamknąłem drzwi na klucz. Patrzę w tamtą stronę i widzę Logana. Odwracam wzrok i wracam do wpatrywania się w zdjęcie. Łzy przysłaniają mi widoczność, ale nie zwracam na to uwagi. Po chwili czuję jak materac ugina się pod ciężarem jeszcze jednej osoby. Siadam powoli, odkładając telefon i ocieram łzy i przez jakiś czas oboje siedzimy w ciszy, ponieważ żaden z nas nie wie, co powiedzieć.
- Wiecie już coś o Patrycji? - pytam w końcu cicho, zachrypniętym od płaczu głosem.
- Nie. Jesteś z Justice? - zadaje nurtujące go pytanie, a ja mam ochotę parsknąć śmiechem.
- Nie. Przecież wiesz, że jej nie kocham. - mówię, patrząc w podłogę.
- Więc dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego ją całowałeś? Dlaczego nie zaprotestowałeś, kiedy mówiła, że się kochacie? Dlaczego nie broniłeś Patrycji, kiedy Victoria ją obrażała? Dlaczego u niej nocowałeś? - zadaje mnóstwo pytań naraz, a ja nie wiem, jak na nie odpowiedzieć.
- Ja... nie wiem, ja nic nie pamiętam z zeszłego wieczoru. - odpowiadam zgodnie z prawdą, a on patrzy na mnie zdziwiony.
- Jak to nie pamiętasz? Przecież nie byłeś pijany, prawda?
- No nie byłem. Wypiłem ledwo jednego drinka, w dodatku słabego.
- Czekaj, od jakiego momentu nic nie pamiętasz?
- Właśnie od wypicia tego drinka. Wziąłem kilka łyków i nic. Pustka. - wyznaję szczerze i zerkam na bruneta.
- I nikt Ci niczego nie dosypał, tak? Nie oddalałeś się od baru?
- Nie. Co prawda nie obserwowałem każdego ruchu barmana, ale raczej zauważyłbym, gdyby coś mi dosypywał. - mówię, mając coraz większy mętlik w głowie.
- Skoro tak twierdzisz. - wzrusza ramionami Henderson i idzie do wyjścia.
- Logan? - pytam nagle, zatrzymując go. - Opowiesz mi, co się wczoraj działo? - proszę niepewnie, mając nadzieję, że chociaż on w jakiś sposób mi pomoże. Widzę, że się waha, jednak już kilka chwil później siada z powrotem obok mnie i zaczyna opowiadać mi wszystko, czego dowiedział się od Carlosa, a czego ten dowiedział się od Agaty po długiej rozmowie. Słucham tego wszystkiego z zaciekawieniem, a jednocześnie przerażeniem i niedowierzaniem.
- A właśnie, Julka kazała przekazać, że jutro będę tu jej rodzice. Podobno chcą z Tobą rozmawiać. - mówi na koniec i wychodzi, zostawiając mnie blednącego i przerażonego perspektywą stanięcia twarzą w twarz z rodzicami Patrycji.
_________________________________________________________________________
Hej!
Tak, jak obiecałam, po małej przerwie, w końcu pojawia się rozdział. Mam nadzieję, że cieszycie się  z tego tak samo, jak ja. Szczerze mówiąc, stęskniłam się za blogowaniem, ale nie będę się na ten temat rozpisywać, bo notka wyjdzie dłuższa niż rozdział (co już kilkakrotnie mi się zdarzało).
Odchodząc troszkę od tematu, mam jeszcze prośbę do Marty. Droga Marto, jeśli to czytasz, to byłabym wdzięczna, gdybyś przesłała mi na maila przynajmniej okrojoną część Twojego komentarza, ponieważ z natury jestem troszkę niecierpliwa, a bardzo zależy mi na Twojej opinii, więc jeśli nie byłby to dla Ciebie problem, to byłabym Ci bardzo wdzięczna.
I na sam koniec, chcę Was zaprosić na mojego drugiego bloga (TUTAJ), na którym rozdział pojawi się już jutro o 16:00.
Do następnego.

Info

Hej!
Dzisiaj tylko krótkie info dotyczące rozdziału. Otóż, nie wyrobiłam się z pisaniem, więc będzie opublikowany dopiero jutro (na 100%).
Do następnego.


Wyjaśnienia

Hej!
Jak widzicie, jest to pierwsza notka od około tygodnia, za co bardzo przepraszam. Chcę w tym poście wyjaśnić, dlaczego rozdziały nie pojawiały się pomimo mojej obietnicy i zamknąć ten temat.
Tydzień, który upłynął od ostatniego rozdziału, był dla mnie jednym z gorszych. Źle się czułam i chodziłam ciągle przygnębiona. Jedyne, na co w tamtym czasie miałam ochotę, to pisanie z moimi przyjaciółkami, bo to jako jedne poprawiało mi nastrój. Na laptopa przez kilka dni nie mogłam nawet patrzeć, a co dopiero wziąć go do ręki, uruchomić i coś napisać. Nie chciałam też, żeby mój nastrój miał wpływ na rozdziały, bo pomimo tego, co dzieje się teraz w opowiadaniu, nie chciałam, żeby smutek w rozdziałach wyszedł z mojego nastroju. Szczerze mówiąc, przez pewien czas myślałam nawet o napisaniu części pod wpływem emocji, aczkolwiek doszłam potem do wniosku, że wolę jednak mieć dobry nastrój i napisać cokolwiek, wczuwając się w bohaterów, niż mieć zły nastrój i napisać wszystko bez żadnego wczucia. Weekend natomiast miałam kompletnie zawalony, więc nawet nie miałam czasu siąść do laptopa. Myślę jednak, że w życiu każdego blogera przychodzi moment, w którym po prostu nie ma on ochoty pisać i jest to zupełnie normalne.
Niemniej jednak przepraszam, bo złamałam obietnicę, ale każdy, kto jest na mnie zły z powodu tej przerwy musi zrozumieć, że jestem tylko człowiekiem, a nie maszynką do pisania i czasami potrzebuję takiej przerwy, żeby się zresetować i wrócić z lepszym nastawieniem.
Dzięki tej przerwie oczyściłam troszeczkę umysł i mam wiele pomysłów na nowe przygody bohaterów, więc myślę, że nowy rozdział pojawi się najpóźniej jutro.
Na koniec chciałabym Wam podziękować, ponieważ podczas okresu bez rozdziałów, wyświetlenia masakrycznie wzrosły i, wchodząc dzisiaj na Bloggera po raz pierwszy od tygodnia, byłam w niemałym szoku, więc dziękuję.
Do następnego.

Rozdział 83

ROZDZIAŁ 83
*per. Patrycji*
Otwieram powoli oczy, przypominając sobie wszystko, co działo się poprzedniego dnia. Rozglądam się ze strachem po pomieszczeniu, w którym się znajduję. Ściany są białe, a naprzeciwko mnie jest wychodzący ze ściany stolik, przy którym stoją fotele. Wyglądają jak te samolotowe. Z przerażeniem odkrywam, że pomieszczenie się rusza. Odwracam się powoli i blednę, widząc za moimi plecami okienko samolotowe, przez które widać chmury i niebo.
- Witam naszą śpiącą królewnę. Jak się spało? - słyszę nagle znajomy, męski głos. Odwracam się w jego stronę i zaczynam drżeć ze strachu. Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie! Po prostu nie! To nie może być prawda! To nie może być on! Ja nie chcę! Nie chcę, żeby było tak, jak wtedy, gdy byliśmy razem! To był najgorszy okres w moim życiu, a teraz ma wrócić?!
- T-to Ty byłeś stalkerem? - zbieram się na odwagę, aby zapytać.
- Wreszcie na to wpadłaś. Tak, ja wysyłałem Ci te wszystkie wiadomości. - mówi, jak gdyby nigdy nic.
- Ale po co? Dlaczego? - pytam cicho, bojąc się każdego jego ruchu.
- Wiesz, miałem marzenie. Potem to marzenie zamieniło się w cel. Znasz mnie już bardzo długo. Pamiętasz chyba, jaką zasadą w życiu się kieruję, prawda? - zadaje pytanie, patrząc na mnie przenikliwie.
- Po trupach do celu. - odpowiadam cicho, drżąc ze strachu. W moich oczach pojawiają się łzy.
- No właśnie. A wiesz jaki to był cel? - patrzy prosto w moje oczy, jakby chciał wwiercić się wgłąb mojej duszy. Potrząsam przecząco głową i odwracam wzrok. - Życie z Tobą. - mówi, łapiąc mnie za podbródek. Podnosi lekko moją głowę, zmuszając mnie tym samym do patrzenia mu w oczy.
- Proszę, wypuść mnie. - błagam cicho, czując jak pierwsze łzy zaczynają płynąć po moich policzkach.
- Nie Kochanie. Z samolotu nie da się wyjść podczas lotu. Nie bez spadochronu, a oboje dobrze wiemy, że zbyt się boisz, aby zrobić coś takiego.
- Przecież nie wpuściliby Cię do samolotu z nieprzytomną osobą. - zauważam, coraz mniej wszystko rozumiejąc.
- Do normalnego nie. Ale, gdybyś nie zauważyła, to nie jest normalny samolot. To prywatny samolot. Tylko dla nas. I, zanim zapytasz, pamiętaj, że mam znajomości, więc spokojnie mogłem załatwić coś takiego. - wyjaśnia, uśmiechając się szyderczo. No tak. Przecież jego ojciec jest właścicielem największych i najlepszych linii lotniczych w Polsce. Mógł wysłać po swojego syna jednego z pracowników. Bo przecież, jeśli synek prosi, to tatuś musi mu to dać. Najgorsze jest jednak to, że skoro to on zrobił te wszystkie rzeczy, to nie mogę liczyć nawet na ukaranie go przez władze, bo jego mama jest szanowaną sędziną. Nikt nie uwierzy, że chłopak z dobrej rodziny zrobił coś takiego. Poza tym, nawet jeśli ktoś uwierzy, to jego mamusia załatwi mu albo uniewinnienie, albo umorzenie sprawy, bo przecież "to taki dobry chłopiec". Odpowiada tak na wszystko i robi wszystko, żeby jej synalek uniknął więzienia, bo przecież, gdyby wiadomość o kłopotach chłopaka z prawem rozeszła się, kobieta straciłaby cały szacunek znajomych mieszkańców miasta. Przynajmniej ona tak twierdzi. Bo w końcu co z tego, że jej syn jest agresywny i zdolny do wszystkiego? Przecież najważniejsze jest co powiedzą ludzie.
Kulę się mocniej na kanapie, na której siedzę, a on puszcza mnie i idzie z uśmiechem do kabiny pilotów. Dopiero wtedy dochodzi do mnie, że nic już nie da się zrobić. Niedługo będę w Polsce. Z dala od przyjaciół, siostry i... Kendalla. Tak, Kendalla. Pomimo tego, co mi zrobił, ja nadal go kocham i nadal mi na nim zależy. Nie wyobrażam sobie, że mogę żyć bez niego, ale teraz chyba będę musiała, bo czeka mnie "wspaniałe" życie z moim byłym chłopakiem - Pawłem Malinowskim.

_________________________________________________________________________
Hej!
Jak widzicie, powoli wszystko zaczyna się wyjaśniać, a tożsamość stalkera wreszcie wyszła na światło dzienne. Chciałabym Was jeszcze poinformować, że kiedy ta sprawa dobiegnie końca, zajmiemy się troszeczkę Julką, bo w sumie dawno nic o niej nie było. A teraz przejdźmy do odpowiadania na komentarz Marty.
Marto, wiem że narobiłam Ci mętliku w głowie i przepraszam, aczkolwiek takie zachowanie jest możliwe po pewnym specyfiku. W następnych rozdziałach będzie napisane, po jakim. Ja szczerze przyznam, że medycyną się nie interesuję i nie mogłabym, tak jak Ty, pouczać lekarza z telewizora, aczkolwiek kilka rzeczy wiem i to mi w zupełności wystarczy.
Na następny rozdział zapraszam Was na poniedziałek na godzinę 20:00.
Do następnego.

Rozdział 82

ROZDZIAŁ 82
*per. Kendalla*
Otwieram powoli oczy, czując okropny ból głowy. Odwracam się powoli w stronę, gdzie powinna leżeć moja kochana blondyneczka, ale jej tam nie ma.  Zamiast tego widzę ścianę w zupełnie innym kolorze niż normalnie była. Co jest?
Siadam powoli, nie wiedząc zbytnio, co się dzieje i rozglądam się po pomieszczeniu. Jestem w obcym pokoju. Wstaję z łóżka i dopiero wtedy zauważam, że zamiast w samych bokserkach, jak zawsze po nocy, jestem w normalnym ubraniu. Spałem w ciuchach? Dobra, coś tu bardzo nie gra.
Wychodzę niepewnie z pomieszczenia i kieruję się po schodach w dół, rozglądając się. Nie znam tego domu. Nigdy tu nie byłem.
- O, hej Misiu. Już wstałeś? - słyszę nagle znajomy głos, więc odwracam się w jego stronę.
- Justice?! - patrzę zszokowany na dziewczynę.
- O co chodzi Kotku? Coś się stało?
- Nie mów tak do mnie! Dlaczego tu jestem?! Gdzie jest Patrycja?! - zadaję jedno pytanie za drugim.
- Misiu, przecież wczoraj się do mnie wprowadziłeś, pamiętasz? A tej całej Patrycji powiedzieliśmy wreszcie prawdę. - mówi, a ja mam coraz większy mętlik w głowie.
- Jaką prawdę?! O czym Ty mówisz?! - pytam coraz bardziej skołowany.
- Prawdę o nas. O tym, że się kochamy. - wyjaśnia z uśmiechem.
- Że co?! Przecież to nieprawda! Nie kocham Cię i nie pokocham! - wrzeszczę i czym prędzej wychodzę z domu tej wariatki. Kieruję się do domu, dzwoniąc po drodze do Patrycji. Nie odbiera. Przyspieszam kroku i kilka minut później jestem już pod domem. Wchodzę cicho do środka i niemal dostaję zawału, kiedy ni stąd ni zowąd pojawia się przede mną Carlos.
- Jeśli wróciłeś po rzeczy, to wszystko czeka spakowane w Twoim pokoju. - mówi oschle i zaczyna się oddalać.
- Czekaj. - łapię go za ramię, zmuszając do zatrzymania się. - O czym Ty mówisz? Dlaczego miałbym przychodzić po rzeczy? I dlaczego są spakowane? - pytam, nic nie rozumiejąc.
- No wiesz, po tym jak oznajmiłeś nam, że przeprowadzasz się do Victorii i rano przyjdziesz po rzeczy, postanowiliśmy z chłopakami Cię spakować. - oznajmia jak gdyby nigdy nic.
- Yyy... muszę porozmawiać z Patrycją. - mówię nagle i już chcę iść do pokoju, gdzie powinna być, ale Pena zagradza mi drogę.
- Nic nie musisz. Zostaw ją w spokoju.
- Carlos, proszę, nie utrudniaj mi tego. Chcę jej to wszystko wyjaśnić. Chcę jej wyjaśnić, że to z Victorią jest jednym wielkim nieporozumieniem. - twierdzę z nadzieją, że Latynos zrozumie to i odpuści, ale on zaczyna ironicznie się śmiać.
- To z Victorią jest jednym wielkim nieporozumieniem, tak? I może jeszcze mi powiedz, że tak naprawdę kochasz Patrycję, a wczorajsza sytuacja była wymysłem Justice? -  kiwam twierdząco głową, potwierdzając jego przypuszczenia. - Proszę Cię, nie ośmieszaj się. Skoro niby kochasz Patrycję, to gdzie wczoraj byłeś? Gdzie byłeś, kiedy płakała, bo oskarżyłeś ją o zdradę?! Gdzie byłeś, kiedy Cię szukała?! Gdzie byłeś, kiedy ją porywali?! A, no tak, byłeś z Victorią Justice, miłością swojego życia! - z każdym zdaniem coraz bardziej podnosi głos, a do mnie dopiero po chwili dochodzi, co powiedział.
- P-porwali P-Patrycję? - pytam, blednąc.
- Tak. - wycedza przez zaciśnięte zęby, próbując zachować resztki spokoju, a ja opieram się o ścianę, czując że nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Zaczyna kręcić mi się w głowie i robi mi się niedobrze. Patrzę na chłopaka z szokiem w oczach, modląc się, żeby zaczął się śmiać i powiedział, że to tylko żart. Głupi, nieprzemyślany żart. On jednak nadal ma poważną minę i nie zanosi się na wybuch jego śmiechu.
- To jakiś głupi żart, tak? Ukryta kamera? -  zaczynam chodzić po całym domu, szukając swojej dziewczyny. - Pati, możesz już wyjść! Nie udało Ci się! Nie nabrałem się! - krzyczę z udawanym śmiechem, choć sam nie wiem po co i do kogo. Przecież Carlos nigdy mnie nie okłamał ani nie żartował z tak poważnych rzeczy. Jej naprawdę nie ma. Naprawdę ją uprowadzili. Przenoszę wzrok z powrotem na przyjaciela, nie wierząc w to wszystko.
- Sam jesteś sobie winien. Tylko dlaczego ona musi przez to cierpieć? - pyta retorycznie spokojnym głosem, po czym idzie do swojego pokoju, zostawiając mnie samego na środku mieszkania. Zszokowanego i załamanego.

_________________________________________________________________________
Hej!
Tym razem rozdział jest po raz pierwszy od dawna napisany z perspektywy Kendalla. Szczerze Wam powiem, że jest to także jeden z rozdziałów, które pisało mi się najtrudniej. Nie mam pojęcia, dlaczego. Pozostałe rozdziały pisałam szybko i niemal wcale się nad nimi nie zastanawiałam, bo wiedziałam, co chcę przekazać. Natomiast pisząc tę część, zastanawiałam się nad każdym jednym wyrazem, ponieważ po raz pierwszy w życiu nie wiedziałam, jak ubrać moje myśli w słowa. Miałam wszystko zaplanowane i wiedziałam, jak to ma wyglądać, ale nie wiedziałam, jak to napisać.
No nic. Nie rozpisuję się więcej, bo zaraz notka wyjdzie dłuższa niż rozdział. Na kolejną część zapraszam Was na jutro na godzinę 20:00 i przypominam, że dzisiaj o 16:00 opublikowałam nowy rozdział na moim drugim blogu.
I jak zawsze, jeśli spodobał Wam się rozdział, możecie go udostępnić lub skomentować. Ja naprawdę nie gryzę, więc nawet, jeżeli coś Wam się nie podoba, napiszcie mi proszę o tym, żebym miała szansę ulepszyć bloga. Naprawdę nie będę na Was zła.
Do następnego.

Rozdział 81

ROZDZIAŁ 81
*per. Agaty*
Idę w okropnym stanie do domu, prowadzona przez Carlosa. Z łokci i kolan leci mi krew, a z oczu łzy. Po upadku kończyny górne i dolne szczypią mnie niemiłosiernie, ale nie zwracam na to uwagi. Teraz najważniejsza jest dla mnie Patrycja. Zastanawiam się, jak mogę jej pomóc, ale nic nie przychodzi mi do głowy. W sumie może udałoby się ją odzyskać, gdybym zapamiętała numery rejestracyjne samochodu, ale w stresie i szoku zapomniałam nawet na nie spojrzeć. Porywacza też nie mam szansy rozpoznać. W końcu miał kominiarkę. Przygotował się perfekcyjnie.
Kiedy dochodzimy do domu, Kendall nadal stoi tam z Justice. Nie mogę na nich patrzeć. Nienawidzę ich całym sercem. Mimo to patrzę na niego ze wściekłością i łzami w oczach, mając nadzieję, że jakoś to wyjaśni. On jednak, nie odzywa się. Wpatruje się we mnie pustym wzrokiem z lekkim uśmiechem na ustach. Nie wytrzymuję. Podchodzę do niego i uderzam go najmocniej jak potrafię z otwartej dłoni w twarz, a on zaczyna się śmiać.
- Stary, co się z Tobą dzieje?! - pyta Carlos, zszokowany zachowaniem blondyna.
- Nic. Co ma się niby dziać? Aż tak dziwne jest to, że wreszcie znalazłem miłość swojego życia? - pyta retorycznie, spoglądając na szatynkę, a ja nie dowierzam. Wbiegam załamana do domu, omijając wypytujące mnie dziewczyny. Nie mam siły z nimi rozmawiać. Nie teraz. Poza tym, boję się reakcji Julki na wieść o porwaniu Pati. Przecież ona jest jeszcze dzieckiem. Jak mam jej powiedzieć, że jakiś psychol zabrał gdzieś jej siostrę i nie wiadomo, co się z nią dzieje? A co powiedzą ich rodzice? Przecież też prędzej czy później się o tym dowiedzą.
Zamykam się w pokoju, próbując powstrzymać, wciąż płynące, łzy. Po chwili słyszę z dołu podniesione głosy. Dziewczyny zaczynają wypytywać Carlosa. Mam nadzieję, że o niczym im nie powie, ale słysząc kilka sekund później płacz Julki, dochodzę do wniosku, że się przeliczyłam. Słyszę wbieganie po schodach, a zaraz potem trzask drzwi czyjegoś pokoju. Domyślam się, że czternastolatki. Wychodzę ze swojego królestwa i idę niepewnie do dziewczynki. Pukam delikatnie do drzwi jej sypialni.
- Zostawcie mnie w spokoju! - krzyczy młodsza Krajewska z wnętrza pokoju.
- Julka, to ja. Proszę otwórz. Powiem Ci wszystko, tylko otwórz. - błagam, bojąc się o nią. Chwilę potem słyszę przekręcany klucz w drzwiach i widzę zapłakaną Julkę, patrzącą na mnie z oczekiwaniem. Wchodzę do środka i przytulam ją, ale ona się odsuwa.
- O co w tym wszystkim chodzi? Gdzie jest Patrycja? Dlaczego tak dziwnie się ostatnio zachowywała? Dlaczego Kendall całował się z Victorią? - zadaje jedno pytanie za drugim, a ja siłą sadzam ją na łóżku i zaczynam odpowiadać. Mówię jej wszystko. O stalkerze, o SMSach, o kłótni Schmidta z jej siostrą. Dosłownie o wszystkim. Nie obchodzą mnie już groźby tego psychola. Julia ma prawo wiedzieć, co działo się z jej siostrą. A ja, choćbym sama miała zginąć, nie pozwolę zrobić jej krzywdy.
Widzę, że dziewczynka jest w szoku po tym, co usłyszała. W sumie nie dziwię się jej. W końcu chodzi o jej siostrę. Przytulam mocno czternastolatkę, a ona zaczyna płakać. Uspokajam ją, kołysząc nas delikatnie. Po kilku godzinach płaczu, wreszcie zasypia. Kładę ją i przykrywam kołdrą, a sama siadam obok, patrząc na nią. Dopiero teraz dostrzegam, jak bardzo jest podobna do Patrycji. Jakoś nigdy tego nie zauważałam, pomimo że spędzałam z siostrami niemal cały czas wolny.
Pociągam cicho nosem i postanawiam, że z samego rana idę na policję i mówię im o wszystkim. Mam dość udawania, że nic się nie dzieje. Trzeba wreszcie coś zrobić, bo inaczej możemy nigdy nie odzyskać Pati.
_________________________________________________________________________
Hej!
Dzisiaj nie mam zbyt dużo do powiedzenia, więc tylko napiszę, że jeśli spodobał Wam się rozdział, to możecie go udostępnić lub skomentować.
Na następną część opowiadania zapraszam Was na jutro na godzinę 20:00.
Do następnego.

Rozdział 80 cz. 2

ROZDZIAŁ 80 CZ. 2
W jednej chwili cały mój świat rozpada się na milion drobnych kawałeczków. Nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Nie mogę uwierzyć, że mi to zrobił. Do oczu napływają mi łzy.
- Ale to ja zdradzam Ciebie, tak? - pytam załamana, przerywając pocałunek Kendalla i Victorii Justice, która zaczyna mierzyć mnie wzrokiem.
- Pati, Pati, Pati. Ty naprawdę myślałaś, że taki ktoś jak Kendall będzie z takim czymś jak Ty? Z taką szarą myszką, która nawet nie umie się ubrać? Ha! Proszę Cię, nie zasługujesz na niego. On jest bogaty, sławny i przystojny, a Tobie nawet makijaż nie pomoże. Naprawdę myślisz, że kiedykolwiek by się w Tobie zakochał? Musisz być naprawdę naiwna skoro w to uwierzyłaś. Poza tym Kendall jest ze mną szczęśliwy, więc nie wchodź nam w drogę dziecko. - mówi Justice, a ja patrzę na Schmidta. Chcę, żeby powiedział, że to tylko głupi żart, ale on milczy, patrząc na mnie pustym wzrokiem.
Odbiegam ze łzami w oczach, które przysłaniają mi drogę. Kiedy jestem już dość daleko uwalniam je, a one zaczynają płynąć po moich policzkach. Dociera do mnie, że Victoria ma rację. Przy Kendallu jestem nikim. Nie jestem sławna ani bogata, nie ubieram się dziewczęco i nie jestem jakoś bardzo atrakcyjna. Nie wiem, jakim cudem uwierzyłam w to, że spodobałam się Kendallowi. Nie wiem, jak mogłam być tak naiwna. Od początku mówiłam, że taka gwiazda jak Schmidt, zakocha się w takiej szarej myszce jak ja, ale oczywiście posłuchałam przyjaciółek. Jak zwykle. I po co? Po to, żeby cierpieć?
Biegnę przez całe miasto, nie zważając na ludzi, których potrącam. Nagle wpadam w czyjeś ramiona. Patrzę na twarz tego człowieka, ale jest ona zasłonięta kominiarką. Blednę i zaczynam drżeć ze strachu, próbując uwolnić się z jego uścisku.
- Witaj Księżniczko. - mówi zachrypniętym głosem i przykłada mi do nosa nasączoną czymś szmatkę, a ja odpływam.
*per. Agaty*
Kiedy tylko zauważam przez okno, co się dzieje, wybiegam z domu i biegnę za załamaną Patrycją. Nie mogę uwierzyć, że Kendall zrobił jej takie świństwo. Dobrze wiedział, że go kocha i ufa mu bezgranicznie. Perfidnie to wykorzystał, tak jak blondynkę. Ona robiła dla niego wszystko. Gotowała mu, sprzątała jego pokój, prała ubrania, a nawet prasowała je i układała w szafie. A on co jakiś czas wychodził, niby do studia, a tak naprawdę pewnie siedział w tym czasie u tej laluni Justice, niczym się nie przejmując.
Podczas biegu Patrycja nagle skręca, a ja nagle potykam się o czyjąś nogę i robię piękne salto wprzód, lądując łokciami i kolanami na twardym betonie. Syczę cicho i, nie zważając na ból, podnoszę się, po czym zaczynam biec dalej. Kiedy pokonuję zakręt jedyne, co zdążam zauważyć, to nieprzytomną Patrycję, wkładaną do samochodu przez jakiegoś mężczyznę. Dobiegam do auta w momencie, kiedy kierowca rusza. Biegnę jeszcze kawałek za samochodem, ale nie jestem w stanie go dogonić.
- Agata! Agata! - ze zszokowania wyrywa mnie głos Carlosa. Odwracam się niepewnie i widzę Latynosa, biegnącego w moją stronę. Patrzy na mnie niepewnie i powoli zwalnia, podchodząc do mnie. Stoję tam, nie mogąc się ruszyć. Po chwili czuję jak chłopak mnie przytula. Dopiero wtedy dociera do mnie, co się stało. Z oczu zaczynają płynąć mi łzy, a moim ciałem wstrząsa szloch. Carlos próbuje mnie uspokajać, ale nie udaje mu się to. Patrzę załamana w stronę, w którą odjechało auto i marzę o tym, aby cofnąć czas.
_________________________________________________________________________
Hej!
Zgodnie z obietnicą dodaję drugą część wczorajszego rozdziału. Spodziewaliście się takiego zwrotu akcji? Szczerze mówiąc, kiedy to pisałam, chciałam zrobić coś innego, aczkolwiek przemyślałam to i myślę, że ten pomysł jest lepszy.
Chciałabym jeszcze odnieść się do komentarza Marty. Tak, wiem, że nie lubisz jak rozdziały dzielone są na części (już kiedyś o tym wspominałaś), ale po prostu nie mogłam się powstrzymać. Gorsza niż Polsat? To komplement? Hm, wychodzi na to, że jak przerwali serial, to miałam rok... Zresztą, nieważne. Ważne jest, że z moim rozdziałem tak się nie stało, więc spokojnie.
To ten... może ja już skończę, bo trochę mnie nosi. Na następny rozdział zapraszam Was jutro bądź pojutrze (nie wiem, jak się wyrobię), na godzinę 20:00. A jeśli ten rozdział Wam się spodobał, to możecie zostawić komentarz, bądź udostępnić go (chyba po raz pierwszy o to proszę).
Do następnego.

Rozdział 80 cz.1

ROZDZIAŁ 80 CZ.1
*per. Patrycji*
Jest mi źle. Jest mi tak okropnie źle. Nie mogę uspokoić płaczu. Leżę skulona na łóżku, tuląc się do poduszki. Nikogo do siebie nie dopuszczam. Chcę tylko Kendalla, ale jego nie ma. Wyszedł po naszej kłótni. Naszej pierwszej kłótni. Nie wiadomo, kiedy wróci. Nie odbiera telefonu ani nie odpisuje na SMS-y, a ja umieram ze strachu. Do głowy przychodzą mi same czarne myśli. Że miał wypadek, że ktoś go pobił, że ten psychol go dopadł, że nie żyje. Z każdą myślą mój płacz nasila się. Nie mogę dopuścić do siebie myśli, że coś mogło stać się blondynowi.
Po jakimś czasie słyszę, że ktoś wchodzi do pokoju. Patrzę w stronę drzwi z nadzieją, że zobaczę w nich Kendalla. Stoi tam jednak Agata. Odwracam wzrok i kulę się jeszcze mocniej. Dziewczyna zamyka drzwi i podchodzi do mnie. Po chwili czuję jak materac ugina się pod ciężarem jeszcze jednej osoby. Nie patrzę na nią.
- O co się pokłóciliście? - pyta nagle cicho. Patrzę na nią i powoli siadam.
- Ja... chciałam mu powiedzieć. - wyznaję z płaczem.
- Wściekł się, że nie powiedziałaś mu od razu? - próbuje niepewnie zgadnąć.
- Nie. Przypomniałam sobie, co napisał ten psychol. Wycofałam się, nie chcąc narażać Kendalla. Zaczął mnie namawiać, żebym powiedziała. Że co by to nie było, poradzimy sobie z tym. Dostałam kolejnego SMS-a. Kendall uznał wtedy, że często wychodzę z telefonem do osobnego pokoju i nie chcę mu powiedzieć, co się dzieje, bo... bo go zdradzam. Nie wiem z kim i nie wiem po co, ale uznał, że to musi być to. Wściekł się. Powiedział... powiedział że nie spodziewał się tego po mnie. Krzyczał, że miał mnie za inną, uczciwą. Że wolałby wiedzieć od razu zamiast być oszukiwanym. Zaprzeczałam, ale nie wierzył mi. Stwierdził... stwierdził że musi przemyśleć czy nadal coś do mnie czuje i... wyszedł. - opowiadam, łkając cicho. Nie mam już nawet siły płakać. Po chwili czuję uścisk mojej przyjaciółki, dzięki któremu biorę się w garść, bo wiem, że mam wsparcie.
Szybko chowam do kieszeni telefon i idę szukać Schmidta. Agata chce pójść ze mną, ale nie pozwalam jej. To zbyt niebezpieczne, a ja nie zamierzam jej narażać. Już wystarczająco wciągnęłam ją w to, mówiąc jej o wszystkim. Każę jej zostać w domu z resztą, w razie gdyby Kendall wrócił, po czym wybiegam z domu i biegnę szukać blondyna.
Chodzę przerażona po całym mieście, rozglądając się za nim. Wchodzę do niemal każdego budynku, ale jego nigdzie nie ma. Nie wiem, co robić. Mijają sekundy, minuty, godziny, a ja nadal szukam. Tracę poczucie czasu. Jedynym jego wyznacznikiem jest zachodzące z każdą chwilą Słońce. Wieczór. Pociągam cicho nosem i wracam powoli do domu. Nadal jednak się rozglądam. Nadal nic. Jakby zapadł się pod ziemię.
Dochodzę powoli do odpowiedniego budynku. Z oddali widzę stojące przy nim dwie postaci. Podchodzę niepewnie bliżej, zastanawiając się, kto to. Jednak to, co widzę, przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. W jednej chwili cały mój świat rozpada się na milion drobnych kawałeczków.
__________________________________________________________________
Hej!
Tak, jak obiecałam, przychodzę dzisiaj do Was z pierwszą częścią rozdziału 80. W komentarzach możecie napisać mi swoje domysły, dotyczące tego, co zobaczyła Patrycja.
Na następną część zapraszam Was na jutro na godzinę 20:00.
Do następnego.

Rozdział 79

ROZDZIAŁ 79
*per. Aleksandry*
Nareszcie. Zostało już tylko kilka dni do zrealizowania planu. Potem będę mogła w spokoju wyjechać z dość dużym wynagrodzeniem. Przynajmniej tak twierdzi Paweł. Mam nadzieję, że rzeczywiście podzieli się ze mną i z Czarną pieniędzmi, bo inaczej wyląduję na ulicy. Wszystkie pieniądze, które miałam, wydałam na jedzenie, bo Paweł fundował mi tylko przylot i hotel. O jedzeniu oczywiście nie pomyślał, bo przecież po co jeść. Można żyć żądzą zemsty i nienawiścią. Tsa... W sumie to by wyjaśniało, dlaczego jest taki szczupły.
Wzdycham cicho i siadam przed telewizorem, włączając go. Nie mogę jednak usiedzieć w miejscu, wciąż martwiąc się tą całą akcją. Boję się, że coś nie wyjdzie tak, jak ma wyjść. Wszystko musi być zaplanowane do perfekcji i tak samo wykonane. Biorę laptopa i jeszcze raz upewniam się, że wszystko idzie po mojej myśli, a plan nie zawiera żadnych, najmniejszych nawet błędów. Potem piszę do współpracowników i jeszcze raz dopytuję czy wiedzą, co dokładnie mają zrobić i kiedy. Gdy otrzymuję odpowiedź twierdzącą zamykam laptopa i idę się przejść, bo czuję, że jeśli spędzę jeszcze chociażby sekundę w mieszkaniu hotelowym, oszaleję.
Wychodzę przed hotel i wdycham świeże powietrze, po czym kieruję się w stronę parku. Chodząc alejkami, w jednej z nich zauważam Dagmarę i Dustina. Chłopak jest w nią wpatrzony jak w obrazek. Widać, że jest na jej każde zawołanie i zrobiłby dla niej wszystko. Nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby spojrzeć na inną, a obok niego przechodziło dużo ładnych dziewczyn. Jestem pod wrażeniem jego wierności i zaangażowania. Przez chwilę nawet zaczyna mi być go żal. Śmieję się cicho pod nosem, słysząc kawałek ich rozmowy, okraszonej milionem zdrobnień i słodzeń. Po chwili zauważam też, że Dagmara ma nowe ubrania. Wyglądają na dość drogie. No no. Belt naprawdę ją rozpieszcza. Jestem w podziwie, że aż tak owinęła go sobie wokół palca.
Patrzę na nich jeszcze przez chwilę i idę dalej. Przechodzę pozostały kawałek alejki i wychodzę z parku, kierując się z powrotem do hotelu. Wchodząc do apartamentu hotelowego czuję, że spacer był dobrym pomysłem. Świeże powietrze dobrze mi zrobiło. Udało mi się przemyśleć kilka spraw i oczyścić myśli. Dochodzę do wniosku, że muszę częściej tak robić, po czym włączam telewizor i siadam na kanapie. Oglądam w spokoju jakąś komedię, kiedy słyszę dźwięk SMS-a. Odczytuję go i blednę.
__________________________________________________________________
Hej!
Mam dla Was małą informację. Jak wiadomo, jutro lub pojutrze, opublikuję rozdział 80, więc od razu informuję, że będzie on podzielony na dwie części. I nie, nie dlatego, że nie mam weny na napisanie go w całości, bo napisałam go już kilka dni temu. Będzie on podzielony na części dlatego, że coś się w nim stanie i chcę Was trochę potrzymać w niepewności (czyt.: pobawić się w Polsat xD). Mam nadzieję, że nie będzie Wam przeszkadzać to jakoś bardzo.
Mam jeszcze pytanie do Marty Gadomskiej. W komentarzu pod poprzednim rozdziałem napisałaś, że brakuje Ci odpałów Julki sprzed roku. Mogłabyś sprecyzować, o jakie odpały Ci chodzi? Bo torchę nie za bardzo pamiętam.
Chciałabym również zaprosić Was na mojego drugiego bloga, gdzie dzisiaj wylądował nowy rozdział. Na tego bloga natomiast zapraszam Was, tak jak już mówiłam, na jutro lub pojutrze (ale najpewniej jutro) na godzinę 20:00.
Do następnego.

Rozdział 78

ROZDZIAŁ 78
*per. Agaty*
Otwieram powoli oczy i rozglądam się dookoła. Jestem w swoim pokoju. Dziwne, przecież zasnęłam w salonie. Czyżby Carlos mnie tu przeniósł? Uśmiecham się lekko na samą myśl o tym, ale uśmiech schodzi mi z twarzy na wspomnienie tego, co powiedziałam wczoraj Carlosowi. Czyli tak naprawdę wszystkiego, co powierzyła mi w tajemnicy Patrycja. Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Przecież zawsze umiałam dotrzymać powierzonego mi sekretu. Nie mam pojęcia, co mną wczoraj kierowało, kiedy mówiłam wszystko Penie.
Kilka minut później zwlekam się z łóżka i puszczam Patrycji sygnał, co oznacza, że ma do mnie szybko przyjść. Wiem, że muszę jej powiedzieć, co zrobiłam, ale wiem też, że nie będzie to łatwe. Po dłuższej chwili drzwi mojego pokoju otwierają się i staje w nich Patrycja. Proszę ją, żeby usiadła, po czym zaczynam opowiadać jej wszystko, co się wczoraj stało. Kiedy kończę swoją opowieść, blondynka siedzi nieruchomo, wpatrzona tępo w ścianę.
- Pati? Bardzo jesteś zła? Przepraszam, ale byłam roztrzęsiona i przerażona, i musiałam...
- Widziałaś go? - pyta cicho, przerywając mój słowotok.
- No... tak. Znaczy, tak mi się wydaje, bo chyba żaden normalny facet nie stoi w nocy za drzewem z telefonem skierowanym w stronę okna czyjejś sypialni.
- Jak wyglądał? - pyta drżącym ze strachu głosem.
- Nie wiem, nie widziałam. Było ciemno, a on miał zasłoniętą twarz. - mówię zgodnie z prawdą, siadając obok Patrycji.
- Czyli... Carlos o wszystkim wie? Może to i lepiej? Może czas wreszcie przestać udawać i powiedzieć wszystkim o całej sprawie? Przecież nie mogę ukrywać tego w nieskończoność, prawda? - pyta bardziej samej siebie niż mnie, ale przytakuję, mając nadzieję, że wreszcie poszła po rozum do głowy i pozwoli sobie pomóc.
Siedzimy w ciszy jeszcze kilka minut, po których Patrycja wstaje z zamiarem wyjścia z pokoju. Zanim jednak zdąża to zrobić, słyszymy dźwięk przychodzącej wiadomości, który dochodzi z jej telefonu. Blondynka zatrzymuje się w półkroku i zamiera. Sekundę później jej przerażony wzrok pada na mnie, więc wyjmuję telefon z jej rąk i odczytuję wiadomość. Z każdym przeczytanym słowem coraz bardziej blednę i zaczynam drżeć ze strachu.
Oddaję czym prędzej telefon jego właścicielce i zasłaniam wszystkie okna w pokoju. Nie mogę uwierzyć w to, co się ostatnio dzieje. Dotychczas myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach. Nigdy nie przypuszczałam, że ktoś, kogo znam, może stać się ofiarą stalkera. A już na pewno nie myślałam, że mogłaby to być Patrycja.
Zastanawia mnie tylko, komu ona tak bardzo zawiniła i czym. Kto nienawidzi jej tak bardzo, że chce zniszczyć jej życie? Przecież blondynka jest jedną z najmniej konfliktowych osób, jakie znam. Unika kłótni i sprzeczek, jak tylko może. Nie ma też chyba żadnych wrogów, więc tym bardziej nie mam pomysłu, kto mógłby chcieć jej cierpienia. Wiem jednak, że jeśli nie chcę zaszkodzić jej (i innym) jeszcze bardziej, nie mogę już dać ponieść się emocjom.
________________________________________________________________________
Hej!
Dzisiaj będzie krótko (mam nadzieję), bo chciałabym wrócić jeszcze na chwilę do tematu maratonu rozdziałów. Po przeanalizowaniu komentarza Marty Gadomskiej i krótkiej dyskusji z nią, którą możecie przeczytać pod ostatnim rozdziałem, doszłam do wniosku, że ma rację i maraton najprawdopodobniej się nie odbędzie, aczkolwiek na czas wakacji chcę zmienić odstęp pomiędzy publikowaniem rozdziałów.
Co dwa dni rozdziały będą publikowane prawdopodobnie na moim drugim blogu, a tutaj (w zależności od mojej weny i czasu) może nawet codziennie. Dlaczego? Dlatego, że mam dużo weny i chęci na publikowanie rozdziałów, więc chcę to jak najlepiej wykorzystać, dopóki mam jakikolwiek czas na pisanie, bo zakładam, że w roku szkolnym nie będzie z tym czasem najlepiej.
Napiszcie oczywiście, co myślicie o takim rozwiązaniu i, jeśli macie jakieś inne pomysły, jak można by to rozwiązać, również podajcie je w komentarzu.
No i znowu miało być krótko, a wyszło jak zawsze, więc już nie przedłużam i zapraszam na kolejny rozdział jutro o 20:00 (bądź za dwa dni, jeżeli coś pokrzyżuje mi plany).
Do następnego.